Nie ma miejsca na krytykę. Cenzura jako odzwierciedlenie i uzasadnienie przemocy państwa

W cieniu ludobójczej przemocy w Gazie i wobec uciszania debaty na kampusach, nie ma już większego znaczenia, że ja, jak również inni, nie zgadzałom się ze wszystkimi argumentami podnoszonymi przez niektóre grupy studenckie po 7 października. Kiedy na łamach London Review of Books przedstawiłom swoją krytykę języka wykorzystywanego przez Harvard Palestine Solidarity Committee, uczyniłom to w duchu rozmowy. Nie spodziewałom się, że ich punkt widzenia zostanie wykluczony, ani też nie potrafiłom przewidzieć ogromu napastowania i doxxowania, z którymi się spotkają. Wciąż jest jednak czas, aby bronić prawa tych studentów, jak również prawa wszystkich studentów, do wyrażania swojej opinii bez obawy przed przemocą i odwetem.

Palestyna i dobra wspólne. Albo: Marks i musza’

Był rok 1958, gdy wicedyrektor szkoły średniej w Karaczi (w Pakistanie), założonej w 1848 roku przez Kościół anglikański, odczytał fragment Biblii podczas porannego zgromadzenia. Lektura Dziejów Apostolskich (Dz 17, 23) dotyczyła słów świętego Pawła, które ten miał wypowiedzieć, ujrzawszy ateński posąg poświęcony Nieznanemu Bogu. „Co czcicie, a czego nie znacie – to wam właśnie głoszę” – i w tamtym momencie, mając wówczas lat siedemnaście, wykrzyknąłem przy wszystkich rozwiązanie: „komunizm”. 

Wichrzyciele

Ten krótki artykuł pierwotnie ukazał się pod tytułem „Les Geneurs” 7 kwietnia 1978 w czasopiśmie „Le Monde” jako komentarz do szeroko zakrojonej Operacji Litani podjętej przez izraelski rząd Menachema Begina w południowym Libanie w marcu tegoż roku. W odwecie za nalot palestyńskich komandosów, w którym zginęło kilkadziesiąt osób, Izrael przeprowadził największą (w owym czasie) operację militarną na terytorium Libanu. Pomimo swojej skali i tysięcy ofiar po stronie palestyńskiej, Izraelowi nie udało się zlikwidować baz palestyńskich bojowników, a front pozostał otwarty.