Niektórzy z moich najlepszych wrogów to feministki. O feminizmie syjonistycznym

Oryginalna wersja tekstu została opublikowana 8 marca 2024 roku pod tytułem „Some of my best enemies are feminists: on Zionist feminism” na łamach czasopisma „Salvage”: https://salvage.zone/some-of-my-best-enemies-are-feminists-on-zionist-feminism/. Dziękujemy osobie autorskiej oraz czasopismu za zgodę na publikację przekładu.

7 marca 2017 roku, dzień przed Międzynarodowym Dniem Kobiet, „New York Times” opublikował felieton redaktorki magazynu „Bustle” Emily Shire denuncjujący antysyjonizm socjalistyczno-feministycznej sieci znanej jako Międzynarodowy Strajk Kobiet. „Nie widzę powodu, dla którego miałabym poświęcać swój syjonizm na rzecz swojego feminizmu” – narzekała Shire, powołując się na propalestyńskie stanowisko organizacji w związku z jej wezwaniem do strajku w dniu 8 marca. Szczególne wzburzenie wzbudziło w niej włączenie do komitetu strajkowego Rasmei Odeh, byłej członkini Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, a także rosnąca popularność ruchu BDS (bojkot, wycofanie inwestycji, sankcje) wymierzonego w państwo Izrael w związku z naruszeniami praw człowieka. Sfrustrowana Shire utyskiwała, że popieranie BDS „nie ma nic wspólnego z feminizmem”1. W krótkiej wymianie ognia jaka nastąpiła później, współorganizatorka Marszu Kobiet w Waszyngtonie Linda Sarsour wyjaśniła, co pozwala na uznanie BDS za taktykę feministyczną2, a w kontrze do niej aktorka Mayim Bialik z Teorii Wielkiego Podrywu określiła się jako feministyczna syjonistka, dodając, że „nie może tolerować oskarżeń o bycie »wrogiem« wygłaszanych w taki sposób”3.

Siedem lat później Międzynarodowy Dzień Kobiet wypada dokładnie pięć miesięcy po rozpoczęciu finansowanego przez Stany Zjednoczone ludobójstwa na Palestyńczykach ze Strefy Gazy. W trakcie tej nieprzeżywalnej wieczności – od początku ludobójczego odwetu Izraela za atak Hamasu przeprowadzony 7 października 2023 roku na przyległe do Strefy Gazy izraelskie bazy wojskowe i osiedla zamieszkane przez cywilów – kwestia feminizmu syjonistycznego zyskała na rozgłosie jak nigdy przedtem. Świat powstający w sprzeciwie wobec izraelskich zbrodni zderzył się z mediami, które nawet na poziomie składni nie są w stanie ująć palestyńskiej podmiotowości i które odmawiają określenia sprawcy światobójstwa w Gazie. Rzadki wyjątek – co ciekawe – stanowi sytuacja, w której sprawczynie mogą zostać przedstawione jako atrakcyjna, młodzieńczo żywotna banda lesbijek lub/i feministek w mundurach bojowych dająca się opisać w bogato ilustrowanych pochwalnych artykułach: „Lwice Pustyni: Wewnątrz izraelskiego kobiecego pułku czołgów” („Daily Mail”)4, „Izraelskie kobiety walczą na pierwszej linii ognia w Gazie” („New York Times”)5. W tym roku [z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet – N.P.] chcę zaproponować te notatki o ideologii w kryzysie, by złożyć hołd jej ofiarom, a także – miejmy nadzieję – przyspieszyć jej upadek.

***

W perspektywie historycznej, syjonistyczny feminizm dzieli wiele cech charakterystycznych z kolonialnymi feminizmami z XIX wieku. Wykiełkował jako instrument służący tworzeniu świeżej narodowej nowoczesności, wchodząc w komitywę z burżuazyjnym utopizmem pracy (labour utopianism) i niosąc palingenetyczną ambicję cywilizacyjnego odrodzenia podbudowaną transgresyjną wizją przeznaczenia rasowego związanego z równością płci. Jak pisała polska feministka i działaczka syjonistyczna Pua Rakowska w wydanej w 1918 roku broszurze Kobieta Żydowska:

Nie jest możliwe, że my, Żydzi, którzy byliśmy pierwszymi wyznawcami demokratycznych zasad, mamy w tej materii pozostawać w tyle za wszystkimi cywilizowanymi narodami i stać na drodze kobiet do osiągnięcia równych praw6.

(Brytyjsko-imperialna wersja tego fenomenu, która wyłoniła się znacznie wcześniej, w podobny sposób opierała się na „przypomnieniu” Brytyjczykom o mitycznej przeszłości „anglosaskiej” harmonii odznaczającej się prawdziwą równością płci. Pamiętacie jak Jane Eyre, pod koniec zatytułowanej jej imieniem i nazwiskiem powieści, debatuje na temat duchowej potrzeby wskazującej na powinność emigracji niezależnych myślowo Angielek, żeby te mogły służyć w koloniach jako misjonarki i nauczycielki? Bohaterka powieści Brontë ucieleśnia energiczną, obrotną figurę „nowego modelu angielskiej kobiety”, która przemierza świat i naprawia moralny nieład zaprowadzony przez mężczyzn w Australii, Kanadzie czy Indiach. Właśnie w latach 40. XIX wieku7 narodziła się „Miss Jane Bull” – patriotyczny awatar wykreowany przez feministki z Langham Place w Londynie jako sposób na zachęcenie do i organizację takiej emigracji w imię brytyjskiej Korony). 

Osadniczo-kolonialny czy kolonialny, syjonistyczny czy imperialistyczny, elitarny dziewiętnastowieczny europejski feminizm pobudzał apetyty niespokojnych, dławionych kobiet na rozległy, osobisty Lebensraum czekający na nie za granicą, jeśli tylko wybiorą przenosiny i życie wśród autochtonów. Syjon jako miejsce na rozwinięcie kobiecych skrzydeł: nawet w XXI wieku echa tej historycznej idei odnajdziemy w pismach hasbarytów8 pokroju Amotza Asa-Ela – profesora Uniwersytetu Columbia. Asa-El rutynowo ożywia wyblakłe klisze etnonacjonalistycznego protofeminizmu kiedy pisze – rozmijając się z faktami – że „ruch syjonistyczny dał kobietom prawo głosu już w 1897 roku, dekady przed wieloma zachodnimi krajami”9. (Zgodnie z informacjami z Muzeum Przyjaciół Syjonu, w 1897 roku kilka kobiet faktycznie uczestniczyło w pierwszym Kongresie Syjonistycznym w szwajcarskiej Bazylei, nie miały one jednak prawa głosu10. W roku następnym, jeszcze przed drugim Kongresem, Theodor Herzl wprawdzie ogłosił, zgodnie ze swoją modernizacyjną wizją budowania państwa11, że kobiety będą miały prawa wyborcze w Jiszuwie12, jednak decyzja ta była ignorowana aż do 1917 roku, kiedy to sufrażystki w osmańskiej Palestynie, takie jak Nahamah Pukhachewsky z Riszon le-Cijjon, zaczęły przypominać współkolonizatorom tę wcześniejszą deklarację zrównania praw: „Nie możemy dalej żyć bez pełni równych praw. My, które budujemy kolonie wspólnie z mężczyznami […] Dajcie nam to, co nasze”13). Fakty na temat rzeczywistych warunków życia kobiet na terenie, który wkrótce miał stać się Mandatem Palestyńskim, a następnie, w 1948 roku, Izraelem – na którym do tej pory część ortodoksyjnych Żydów przeciwstawia się równości wyborczej – rzadko wchodziły w drogę wyobrażeniom syjonistycznych feministek na temat bycia ekscytującą forpocztą wyzwolonej żydowskiej kobiecości w morzu arabskiego lub/i muzułmańskiego, patriarchalnego zacofania. W wywiadzie dla magazynu „Lilith” zatytułowanym „Syjonistka wbrew sobie”, dziewięćdziesięcioletnia feministka Judy Shotten opisuje przeprowadzkę z Kanady do Izraela w 1949 roku i doświadczenie „niewiarygodnej równości płci w ruchu kibucowym”. W oczach młodej Judy, Izrael pod względem wyzwolenia płci zostawiał wszystkich daleko w tyle – kolonialna utopia płciowa, która sprawiła, że „cały mój antynacjonalizm i uniwersalizm natychmiast wyparował”14.

Feministki syjonistyczne, które znam, nigdy bez ogródek nie przyznają się do powiązań między swoimi ideałami wyzwolenia płci i etnonacjonalizmem. Mimo to, od około dekady słowa „feminizm i syjonizm to dwie strony tej samej monety” są powtarzane na okrągło przez gazety w rodzaju „Jerusalem Post”. Nawet zaangażowane w „sprawiedliwość społeczną” aktywistki organizacji J Street próbowały argumentować, że bycie „syjonistką-feministką” jest całkowicie możliwe, jeśli rozszerzymy „nasze rozumienie syjonizmu o poparcie dla praw zarówno Izraelczyków, jak i Palestyńczyków”15, budując całą swoją argumentację wokół dość znaczącego „jeśli”. Pisząca na stronie fundacji Israel Forever (Izrael na zawsze) blogerka o pseudonimie Forest Rain Marcia nie próbowała iść nawet na takie ustępstwa wobec Lindy Sarsour, kiedy w 2017 roku argumentowała, że zarówno feminizm, jak i syjonizm fundamentalnie „dotyczą wolności”. (Można tak powiedzieć, ponieważ „syjonistyczni mężczyźni i kobiety przybyli do Izraela, wspólnie uprawiali pola i budowali domy. Ramię w ramię walczyli z wrogami. Razem zbudowali państwo, razem dali początek narodowi start-upów”16). W tekście z 2020 roku pracowniczka „ynet” poszła jeszcze dalej i stwierdziła, że „nie można być feministką i nie być syjonistką”, swój gambit opierając na analogii opartej na bardzo tendencyjnej definicji celu syjonizmu – „żeby Żydzi byli kowalami (masters) własnego losu” – oraz feminizmu: „żeby kobiety były kowalami własnego losu”17.

Idiom samowładztwa (self-sovereign mastery), prawdopodobnie nieświadomie, przywołuje wizję kobiecego nacjonalizmu: stanowiska, które z pełną powagą było zajmowane przez żydowsko-amerykańskie lesbijskie separatystki przez krótki czas na przełomie lat 70. i 80. Chociażby przez Andreę Dworkin, która w książce Scapegoat: The Jews, Israel, and Women’s Liberation (Kozioł ofiarny: Żydzi, Izrael i wyzwolenie kobiet) nawołuje do stworzenia kobiecej „ojczyzny” (homeland), analogicznej do Izraela. Idea ta przetrwała aż do XXI wieku. Krótko przed inwazją Izraela na Liban w 1982 roku, redaktorka magazynu „Ms.” zadeklarowała: „Syjonizm jest tylko akcją afirmacyjną18 zaplanowaną na narodową skalę”19. Podczas inwazji zginęło około 20 tysięcy cywili, a rannych zostało pięć razy tyle, co wywołało falę sprzeciwu wśród feministek z diaspory żydowskiej przeciwnych prowadzeniu w ich imię wojen o wyzwolenie narodowo-płciowe. Kilka tygodni po rozpoczęciu „holokaustu” – żeby zacytować Ronalda Reagana – z 1982 roku, feministyczny magazyn „Spare Rib” przeprowadził wywiady z trzema działaczkami na rzecz wyzwolenia kobiet: Izraelką Alizą Khan oraz aktywistkami z Palestyny i Libanu wymienionymi tylko z imienia – Randą i Nidal. Wszystkie trzy jednogłośnie stwierdzają niekompatybilność feminizmu i syjonizmu. „To, co Izrael robi w tej chwili nie jest niczym nowym, lecz skrajną częścią jego natury”; jak wyjaśnia Khan: „[to] barbarzyńskie zabijanie ludzi, w tym kobiet i dzieci, trującym gazem i bombami kasetowymi”. Nawet matka Khan, która do Izraela wyemigrowała z Niemiec, przejrzała na oczy i odkryła prawdę na temat syjonizmu. Dla żydowskich feministek wszystkich pokoleń stawało się coraz bardziej oczywiste, że „kobiety muszą się mu [syjonizmowi – N.P.] sprzeciwić, gdy nasze siostry są mordowane”. Oraz, „jeśli kobieta nazywa siebie feministką, to musi świadomie określić się jako antysyjonistka”. Co stanowi dość oczywistą diagnozę, jeśli pomyślimy o dzisiejszym Strajku Kobiet. 

W czasie, gdy piszę ten tekst, syjofeministyczny obóz – podobnie jak cały „liberalny syjonizm” (albo raczej to, co z niego zostało) – rozdzierany jest przez dezercję i chaos. Wydaje się prawie logicznie uzasadnione, że „matka izraelskiego feminizmu”, Alice Shalvi – zażarta orędowniczka udziału kobiet w armii okupacyjnej i założycielka ponadpartyjnej Izraelskiej Sieci Kobiet powstałej w 1984 roku – zmarła akurat kilka dni przed tym, jak „najbardziej moralna armia świata” zaczęła zrzucać biały fosfor na największe więzienie świata, w imię, między innymi, praw kobiet i ofiar gwałtów. Niektóre z feministek publicznie opłakujących Shalvi osiągnęły nowe ekstrema faszyzującego uwielbienia kobiecych ikon (chociażby: „nasz” całkowicie kobiecy szwadron czołgów „Syjolwice” [‘Zionesses’™]); inne zachowały zimne i zapewne podszyte wstydem milczenie na temat trwającej nowej Nakby; jeszcze inne zaś pogłębiły zaangażowanie w starą filozofię i praktykę „strzelaj-i-płacz”20, chociażby dziękując losowi, że Alice odeszła zanim „szok związany z atakami Hamasu z 7 października zdołał ją zabić”21. Wszystkie z nich muszą być gotowe na oskarżenie o bycie wrogiem – między innymi moim, ale także każdego abolicjonistycznego feminizmu – w każdej jednej chwili, tak jak być powinno. 

***

Piątego grudnia [2023 roku – N.P.] Benjamin Netanyahu zaczął karcić światowe „organizacje działające na rzecz praw kobiet” za ich milczenie w sprawie rzekomych „gwałtów na izraelskich kobietach” dwa miesiące wcześniej22. Czy nie słyszałyśmy o niewyobrażalnych „okaleczeniach”, których wyzwolona z więzienia muzułmańska horda dokonała na dziewczynach i matkach w kibucach otaczających Gazę? O piersiach obcinanych nożami do kartonu23? Mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam widywać coraz więcej wygładzonych, instagramowalnych syjonistyczno-feministycznych materiałów w swoich mediach społecznościowych: grafik zachęcających feministki do „uwierzenia Izraelkom” i hashtagów o rzekomym antysemityzmie lamentujących, że „#metoo, ale nie wtedy, gdy chodzi o Żydówki”24. Ich zdaniem, operacja Al-Aksa25 była „atakiem na właściwe korzenie feminizmu”26. Według przywołanego wyżej wykładowcy Columbii, profesora Asa-Ela – piszącego na łamach wytrwałego bastionu uwielbienia i namysłu nad Simone de Beauvoir „Jerusalem Post” – wydarzenia z 7 października wywołały „nową aktualność dziedzictwa de Beauvoir”. Asa-El stawia tezę, że „izraelskie kobiety bronią dziedzictwa teorii de Beauvoir”, poprzez, eee, bycie kobietami w mundurach Sił Obronnych Izraela i strzelanie do Brygad al-Kassam z karabinów maszynowych. Bez zająknięcia opisuje „izraelskie żołnierki” – „nasze wojowniczki” – a w szczególności jedną dowódczynię dywizjonu czołgowego i dwie inne patriotycznie nastrojone żołnierki, do których intymnie odnosi się po imieniu: „Inbal, Karni, Tal”. Mówi o nich, że tego sądnego dnia były „wszystkim, czym – jak argumentowała de Beauvoir – może być kobieta, jeśli tylko dostanie szansę: asertywne, zaradne, opanowane i dzielne”. Nie ma więc wątpliwości, że antykolonialna egzystencjalistka podpisałaby się pod ludobójstwem Palestyńczyków jako walką o sprawiedliwość płciową.

W tym przeintelektualizowanym, choć antyintelektualnym nastroju szowinistycznej żądzy krwi słyszymy niespotykanie nagie wersje znanego okcydentalnego frazesu o „jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie”. Zdaniem byłej redaktorki brytyjskiego „Timesa” Sary Vine, „nowe wcielenie mizoginicznego zła okrąża świat”27; ewidentnie więc ci, których Bibi [Netanyahu – N.P.] nazywa „dziećmi światła” powinni być dumni z własnej islamofobii, ponieważ „wyzwolenie kobiet od samego początku było częścią syjonistycznego ideału”28. Amerykańska feministka antytrans Abigail Shrier oskarża każdą „lewacką” przeciwniczkę „prawa do istnienia” Izraela jako państwa opartego na etnicznej supremacji Żydów o dogmatyczne barbarzyństwo napędzane przez nienawiść do „pokojowej cywilizacji”, takie samo, jak barbarzyństwo „ekowojowniczek niszczących Łuk Wellingtona w centralnym Londynie29”, ewidentnie „nienawidzących cywilizacji, która stworzyła takie skarby”30. Gil Troy z Uniwersytetu McGilla, określająca się jako „amerykańska historyczka i syjonistyczna myślicielka”, grzmi na łamach magazynu „Tablet”, że Hamas – „sekta gwałcicieli” – przeprowadził „masową zbrodnię przeciwko kobietom”, w związku z czym „wszyscy cywilizowani ludzie powinni odrzucić przyjemność, jaką Palestyńczycy i postępowcy czerpią z udostępniania tych filmików i świętowania tych zbrodni”31. Retoryczny regulator został przestawiony na tryb „wojna-z-terroryzmem” i od pięciu miesięcy pozostaje w tym miejscu. Wielu ekspertów zapewne nawet teraz uważa, że mówi prawdę, kiedy zupełnie mętnie, a jednocześnie drastycznie, pomstuje na temat niezliczonych, niezliczonych gwałtów, które wydarzyły się 7 października. 

Izraelska policja obiecuje „dziesiątki tysięcy” świadectw przemocy seksualnej dokonanej przez Hamas, które mają się lada chwila zmaterializować. Dotychczas się to nie stało. Mimo to, wiele amerykańskich feministek przyłączyło się do wysiłku propagandowego, który legitymizuje ludobójstwo. Magazyn „Ms.” opublikował listę lektur na temat „gwałtu jako broni wojennej”, inspirowaną „doniesieniami z pierwszej ręki na temat tego, co stało się w Izraelu 7 października”32. (Lista rozpoczyna się od cytatów pozbawionych źródeł – rzekomo są to wypowiedzi ocalałych, które zostały anonimowo przekazane przez izraelską policję; towarzyszą im zdementowane już opowieści o niesłychanej brutalności palestyńskich bojowników, które opowiadali rezerwiści armii izraelskiej. Od tamtego czasu lista nie była poprawiana). Sheryl Sandberg, była szefowa operacyjna firmy Meta i autorka-celebrytka pop-feministycznego „Lean In”, publicznie mówiła o swoim gniewie na feministki „milczące” na temat „terrorystów” z Hamasu, którzy, jak mówiła z przeświadczeniem, dokonali „uprzednio zaplanowanego, skoordynowanego i dziejącego się w wielu lokalizacjach podczas jednego dnia gwałtu i przemocy seksualnej na niewyobrażalną skalę”33. Nawet kolumnistka „The Nation”, ceniona lewicowa feministka Katha Pollitt, napisała, że „musisz być wyznawczynią teorii spiskowych albo zaprzeczać istnieniu gwałtów”, żeby odrzucać wysuwane przez Izrael oskarżenia o systematyczne używanie gwałtu przez Hamas jako hasbarę34. Helen Lewis pisała tymczasem w „The Atlantic”, że byłaby w stanie zaakceptować sufrażystki dokonujące ataków bombowych w słusznym celu, ale nie metody „wtargnięcia z Gazy do Izraela”35.

Jill Filipovic kreatywnie zmagała się z brakiem dowodów: z jednej strony zapewniała nas w sekcji opinii „New York Timesa”, że podczas wojny brak potwierdzonych lub niezależnie sprawdzonych dowodów jest normalny, a jednocześnie, zupełnie paradoksalnie, twierdziła, że (dowodów) „jest o wiele, wiele więcej”36. W przeszłości, podczas pisania o gwałtach wojennych, mówi Filipovic, „[w]strzymywałam swój język i swoje pióro, czekając na pojawienie się wystarczająco obszernych doniesień i jaśniejszych dowodów”. (Koniec końców, „oskarżenia o gwałt są wyjątkowo obciążające, a niepotwierdzone doniesienia, które miałyby okazać się przesadzone lub nieprawdziwe, mogą podważyć publiczne zaufanie do dziennikarzy i ich przekonanie o wiarygodności oskarżeń o przemoc seksualną w ogóle”). Ale tym razem nie mogła się powstrzymać. Tak jak wielu innych stenografów państwowego dyskursu, stylizujących się na „dziennikarzy”, a w rzeczywistości papugujących Bibiego, Filipovic orzekła, że nie ma prawdziwych feministek wśród tych, które trzymają język za zębami.

Inny artykuł tego rodzaju ukazał się w magazynie „Slate”. Zaadresowany do „światowych feministek”, bezwstydnie twierdził, że „solidarność z ofiarami przemocy seksualnej powinna poprzedzać inne aspekty polityki”. Innymi słowy, gwałt jest porównywalny z ludobójstwem. „Spośród wszystkich horrorów docierających do nas” z ludobójczej wojny w Gazie – oceniły Dahlia Lithwick, Mimi Rocah, Tamara Sepper, Jennifer Taub, Joyce White Vance i Julie Zebrak pod koniec października, kiedy potwierdzono już śmierć przynajmniej 15 tysięcy Palestyńczyków – „do tych najstraszniejszych należą barbarzyńskie morderstwa, gwałty, przemoc seksualna oraz porwania kobiet i dziewczyn w Izraelu, które miały miejsce podczas ataku Hamasu z 7 października”37.

***

28 lutego [2023 roku – N.P.] „The Intercept” opublikował exposé na temat exposé. Zatytułowane „Między młotem a kowadłem”38, skrupulatnie analizuje tylko kroplę ze stabilnie płynącej kroplówki dziennikarstwa „New York Timesa”, które bez żadnych wątpliwości znacząco przyczyniło się do bezwzględnej destrukcji Strefy Gazy (poprzez jej legitymizowanie). Debunking jest dokładny i zapewnia porażającą lekturę. Trzech autorów obiera ze skóry wymuszoną konstrukcję femonacjonalistycznej narracji wokół rzekomej brutalności seksualnej Palestyńczyków. Dziennikarze „Interceptu” Jeremy Scahill, Ryan Grim i Daniel Boguslaw pokazują coś, co można opisać wyłącznie jako nachalne odwracanie uwagi: produkcję dystrakcji mających odwrócić uwagę takich jak ja zachodnich feministek od ludobójstwa i stworzonych by przekierować sympatię ze skolonizowanych w stronę kolonizatorów. Opisywany tu rodzaj „femonacjonalizmu”39 – pojęcie, które możecie pamiętać z czasów wojny z terroryzmem [George’a Busha – N.P.] – wielu z nas miało nadzieję już pożegnać. 

Gambit femonacjonalistyczny to nazwa na sprawdzoną strategię, za pomocą której próbuje się moralnie szantażować zachodnie feministki, zmuszając je do popierania imperialnych celów; na przykład: „musimy zjednoczyć się w walce przeciwko seksualnemu »barbarzyństwu«”, co bezpośrednio odnosi się do orientalnej patriarchalności. Femonacjonalizm jako taki mniej więcej określa „cywilizacyjny” afekt targający mieszkankami globalnego centrum podczas zbrojnych operacji kary zbiorowej wymagających islamofobicznej dehumanizacji rzekomych „barbarzyńców”; operacji, które tylko zyskują dzięki sianiu wątpliwości i wahania wśród sprzymierzeńców kolonizowanych. Rozrzutnie ilustrowane fotografiami „Screams Without Words” („Krzyki bez słów”) Jeffreya Gettlemana, Anat Schwartz i Adama Selli, opublikowane w „New York Timesie” 28 grudnia 2023 roku, są przykładem mistrzostwa w tym gatunku.

„Krzyki bez słów” to sensacyjna relacja na temat cierpienia Izraelek i przemocy zadanej im przez oszalałych Gazańczyków, opublikowana w krytycznym momencie trwania ludobójstwa. Wyposażona w podtytuł „W jaki sposób 7 października Hamas zinstrumentalizował przemoc seksualną jako broń”, opiera się w dużej mierze na nieeksperckich i otwarcie „wyobrażeniowych” interpretacjach scen zbrodni autorstwa prywatnej ultraortodoksyjnej organizacji pomocowej ZAKA, która znana jest z rozpowszechniania fałszywych historii i nieumiejętnego obchodzenia się z materiałami dowodowymi40. Materiał opiera się na alarmująco niespójnych historiach opowiedzianych przez dwóch żołnierzy – weterana sił specjalnych Raza Cohena i jego towarzysza Shoama Guetę (obecnie publikującego tiktoki, na których przebiera gruzy zniszczonych domów w Strefie Gazy) – donoszących, co widzieli schowani gdzieś w krzakach podczas festiwalu muzycznego Supernova41. Cohen donosi o „krzykach bez słów” niezidentyfikowanej kobiety widzianej – a może tylko słyszanej? – podczas zbiorowego gwałtu dokonywanego przez pięciu „cywili” ze Strefy Gazy; to stąd pochodzi tytuł artykułu z „Timesa” na temat „Hamasu” (co samo w sobie jest sprzeczne, jak zwraca uwagę „Intercept”, skoro mówi się tu o cywilach).

Ponadto, „Krzyki bez słów” zawierają świadectwo Shari Mendes – amerykańskiej architektki służącej jako rezerwistka w rabinicznej jednostce Sił Obronnych Izraela. W październiku, w rozmowie z „The Daily Mail”, Mendes opisywała „dekapitację niemowlęcia wyciętego z trzewi ciężarnej kobiety, po której czym prędzej obcięto głowę także matce”42, mimo że na oficjalnej izraelskiej liście ofiar nie znajdziemy żadnej ciężarnej kobiety. Mimo że Mendes nie ma żadnych śledczych ani medycznych kwalifikacji, pojawiała się wszędzie, od ONZ aż po poważne media, dając swoje świadectwo na temat „zgwałconych” izraelskich ciał, które przygotowywała do pochówku. Jeszcze zanim Mendes udzieliła wywiadu reporterce „New York Timesa” Anat Schwartz, sensacyjna historia o zdekapitowanym płodzie obiegła świat, by następnie zostać w przekonujący sposób zdementowana. Mimo to Mendes, na równi z innymi uprzednio zdyskredytowanymi jako niewiarygodne źródłami, została włączona do materiału na temat „systematycznego” użycia przemocy seksualnej przez Hamas. Podczas tworzenia materiału dziennikarze „Timesa” ewidentnie byli skłonni wierzyć osobom „z odnotowaną historią rozpowszechniania niewiarygodnych stwierdzeń i nieposiadających uprawnień śledczych”43.

Boguslaw, Grim i Scahill dowodzą – co nie pozostaje bez konsekwencji, gdy weźmiemy pod uwagę kontekst ludobójczego „odwetu” z 35 tysiącami potwierdzonych ofiar – że po dokładnym przestudiowaniu doniesienia z „Krzyków bez słów” całkowicie się rozpadają. Bliscy Gal Abdush – „kobiety w czarnej sukience”, której postać znajduje się w centrum opowieści o gwałtach – zaprzeczają sensacyjnym doniesieniom („Media to wymyśliły” – twierdzi jedna osoba44; „To nie ma żadnego sensu” – zaprzecza inna45). Co najbardziej obciążające, kamerzysta, który nagrał ciało Absush, twierdzi, że był nękany o dostęp do materiału – dziennikarze „New York Timesa” „dzwonili do mnie raz za razem i wyjaśniali, jak ważna jest to sprawa dla izraelskiej hasbary”46. Nic dziwnego, że człowiek, który kiedyś odpowiadał za jakość i etykę dziennikarską w „Timesie” wyraża nadzieję na przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie47. Setki czytelników wysłały listy do redaktorów najbardziej odpowiedzialnych za „Krzyki bez słów” (Suzanny Spector, Philipa Pana i Josepha Kahna), przedstawiając swoje powody zgodnie ze wzorem przygotowanym przez grupę Writers Against the War on Gaza (Pisarze przeciwko wojnie w Gazie). „Jestem głęboko zdumiona” – czytamy we wzorze – „decyzją »Timesa«, by dwójce nowicjuszy powierzyć opisanie wyjątkowo wrażliwego tematu przemocy seksualnej, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że w tym wypadku ów zarzut był jednym z pretekstów do zbiorowego ukarania mieszkańców Gazy”.

***

Potrzebujemy więcej, a nie mniej, otwartej wrogości między feministkami, gdy na szali jest destrukcja palestyńskiego życia, systematycznie legitymizowana prawami kobiet (women-washed) w ramach naszej kultury. Szczególnie, że mamy wiele precedensów: dziedzictwo feministycznych konfliktów w tej „kwestii” – „konfliktu”, który lepiej można opisać jako punkt węzłowy imperialistycznego systemu kapitalistycznego – ma przynajmniej pięćdziesiąt lat. W czerwcu 1975 roku – ochrzczonego przez ONZ „Międzynarodowym Rokiem Kobiet” – światowa konferencja feministek w Meksyku zadeklarowała, że „równość kobiet” musi opierać się „na eliminacji wszystkich przejawów kolonializmu i neokolonializmu, okupacji, syjonizmu, apartheidu oraz dyskryminacji rasowej”48. Ta mocna i bezecna deklaracja spotkała się oczywiście z żywiołowym sprzeciwem, zarówno ze strony WIZO (Międzynarodowej Syjonistycznej Organizacji Kobiet), jak i Betty Friedan, która po powrocie do Stanów Zjednoczonych przyłączyła się do protestów przeciwko deklaracji „syjonizm to rasizm” i wsparła przemożne wysiłki lobbingowe próbujące powstrzymać jej przyszły sukces. 

Jednak rezolucja o „Eliminacji wszelkich form dyskryminacji rasowej” i tak została przyjęta – przegłosowano ją na Zgromadzeniu Generalnym ONZ w listopadzie 1975 stosunkiem 72 do 35 głosów49. Państwa, które wspierały rezolucję nr 3379 i głosowały za nią, były, jak można się spodziewać, w przeważającej mierze wyzwolonymi koloniami. Ostatecznie, w 1991 roku, dokument został odwołany przez ONZ i odwrotna, sama w sobie antysemicka, rezolucja „antysyjonizm to antysemityzm” z wolna zaczęła nabierać mocy urzędowej w wielu państwowych i międzynarodowych instytucjach. Syjonistyczne feministki nigdy nie zapomniały ani nie wybaczyły momentu, w którym, 49 lat temu, 72 narodowe delegacje przy ONZ sformalizowały decyzję osiągniętą, w dużej mierze, przez tysiące antyimperialnych i komunistycznych feministek w Meksyku podczas lata Międzynarodowego Roku Kobiet – o tym, że na syjonizm nie ma miejsca w ruchu na rzecz wolności płciowej i sprawiedliwości seksualnej.

Nie powinnyśmy dać im ukraść nam wspomnienia tego przelotnego zwycięstwa. Nie powinnyśmy nabierać się na islamofobiczny mit muzułmańskiej „sekty gwałcicieli”, tak jak nie dajemy się już przekonywać innemu mitowi kolonializmu osadniczego – temu o „czarnym gwałcicielu”. Jak uczy palestyński kolektyw feministyczny Tal’at: „nie ma wolnej ojczyzny bez wolnych kobiet”. Chociaż jest na tej ziemi wiele feministek, które przysięgają być wrogie wolnej Palestynie zamieszkiwanej przez osoby wszystkich płci i religii, to również feministki jako pierwsze zgromadziły się, by powiedzieć prawdę: zdrada syjonizmu to lojalność wobec ludzkości. 

Sophie Lewis, Filadelfia, 8 marca 2024 roku

Przekład: Nena Pawletko

Redakcja i korekta: Nadia Janiczak

  1. E. Shire, „Does Feminism Have Room for Zionists?”, „New York Times”, 7.03.2017.
  2. C. Meyerson, „Can You Be a Zionist Feminist? Linda Sarsour Says No”, „The Nation”, 13.03.2017.
  3. G. Troy, „Mayim Bialik: The making of a heroic feminist Zionist”, „Jerusalem Post”, 29.03.2017.
  4. N. Pisa, „Lionesses of the Desert: Inside Israel’s all-female tank unit taking on Hamas…”, „Daily Mail”, 1.12.2023.
  5. „Israeli Women Fight on Front Line in Gaza, a First”, New York Times, 19 January 2024. Zob. też A. Paul, „NYT Engages in Front-Page IDF »Womenwashing«”, „FAIR”, 25.01.2024.
  6. [Za:] P. Rakovsky, My Life as a Radical Jewish Woman: Memoirs of a Zionist Feminist in Poland, tłum. B. Harshav i P. Hyman, Indiana University Press, Bloomington 2002, s. 14.
  7. Jane Eyre została wydana w 1847 roku – przyp. tłum.
  8. Od hasbary – rodzaju propagandy mającej legitymizować istnienie i działania państwa Izrael – przyp. tłum.
  9. A. Asa-El, „The anti-Zionist sex”, „Jerusalem Post”, 1.12.2023.
  10. FOZ Museum, „The First Zionist Congress”, 8.03.2015.
  11. Jewish Women’s Archive, „Suffrage in Palestine”, 23 June 2021.
  12. Jiszuw – hebrajskie słowo określające żydowskie osadnictwo na terenie Palestyny – przyp. tłum.
  13. [Za:] M. Shilo, Girls of Liberty: The Struggle for Suffrage in Mandatory Palestine, tłum. H. Watzman, Brandeis University Press, Waltham 2016, s. 14.
  14. J. Shotten i B. Gingold, „A Zionist In Spite of Herself”, „Lilith”, 34(4): 11–15, 2009, s. 13.
  15. L. Deener-Chodirker, „Can You Be a Zionist-Feminist?”, „Moment” 42(3): 12, 2017.
  16. F. Rain Marcia, „Unapologetic Zionist Feminist”, Israel Forever Foundation, 20.03.2017.
  17. E. Schrader„You can’t be a feminist and not be a Zionist”, „Jerusalem Post”, 23.01.2020.
  18. Akcja afirmacyjna – w tradycji feministycznej w ten sposób określa się różne niekonfrontacyjne działania mające na celu poprawienie sytuacji kobiet, raczej związane z edukacją i reprezentacją – przyp. tłum.
  19. L. Cottin Pogrebin, „Anti-Semitism in the Women’s Movement”, „Ms.”, czerwiec 1982, s. 65.
  20. B. White, „Shoot and cry: Liberal Zionism’s dilemma”, „Electronic Intifada”, 19.09.2007.
  21. L. Cottin Pogrebin, „Rest in Power: Alice Shalvi, the Mother of Israeli Feminism”, „Ms.”, 18.12.2024.
  22. „Netanyahu says human rights groups are turning a blind eye to alleged rapes by Hamas”, „Sky News”, 6.12.2023.
  23. A. Shecter, „Their bodies tell their stories. They’re not alive to speak for themselves”, „NBC”, 5.12.2023.
  24. J. Smith, „Why are people still denying Hamas’s rapes?”, „UnHerd”, 7.12.2023.
  25. Zbrojna operacja Hamasu i sprzymierzonych sił palestyńskiego oporu przeprowadzona 7 października 2023 na cele wojskowe i kolonialne osiedla na okupowanych przez Izrael terenach przyległych do Strefy Gazy – przyp.tłum.
  26. A. Asa-El, dz. cyt.
  27. S. Vine, „A new axis of misogynist evil is sweeping the world”, „Daily Mail”, 16.01.2024.
  28. A. Asa-El, dz. cyt.
  29. 16 października 2023 troje aktywistów z grupy Just Stop Oil wylało pomarańczową farbę na Łuk Wellingtona w Londynie w proteście przeciwko polityce klimatycznej brytyjskiego rządu. Obecnie czekają na proces, który rozpocznie się w marcu 2025 – przyp. tłum.
  30. A. Shrier, „This is not a drill”, „Commentary”, 15.12.2023.
  31. G. Troy, „Feminists Are Consenting to Hamas Rape Culture”, „Tablet”, 29.10.2023.
  32. „Rape as a weapon of war: a Ms. reading list”, 6.12.2023.
  33. C. Ivers, „Sheryl Sandberg on Hamas rapists and those who say nothing”, „Times”, 28.01.2024.
  34. K. Pollitt, „Why Have Feminists Been So Slow to Condemn the Hamas Rapes?”, „Nation”, 15.12.2023.
  35. H. Lewis, „The Progressives who Flunked the Hamas Test”, „Atlantic”, 13.10.2023.
  36. J. Filipovic, „Denying the Gender-Based Violence of Oct. 7 Helps No One”, „New York Times”, 13.12.2023.
  37. D. Lithwick, M. Rocah, T. Sepper, J. Taub, J. White Vance i J. Zebrak, „The World’s Feminists Need to Show Up for Israeli Victims”, „Slate”, 30.11.2023.
  38. J. Scahill, R. Grim i D. Boguslaw, „Between the Hammer and the Anvil”, „Intercept”, 28.02.2024.
  39. S. Farris, In the Name of Women’s Rights: The Rise of Femonationalism, Duke University Press, Durham 2017.
  40. „ZAKA is not a trustworthy source for allegations of sexual violence on October 7”, „Mondoweiss”, 30.12.2023.
  41. S. Kalaf, „The New York Times Ignores Intense Scrutiny Of Its Oct. 7 Report”, „Defector”, 1.03.2024.
  42. N. Fagge, „Israeli morgue worker says horrors inflicted on Hamas’s victims are »worse than the Holocaust« including decapitated pregnant woman and her beheaded unborn child”, 20.10.2023.
  43. J. Scahill, R. Grim i D. Boguslaw, dz. cyt.
  44. 13tv.co.il/item/documentary/worth-a-story/usmj7-903873429
  45. „Family of key case in New York Times October 7 sexual violence report renounces story, says reporters manipulated them”, „Mondoweiss”, 3.01.2024.
  46. „Ynet zapytał fotografkę odpowiedzialną za zdjęcie »kobiety w czarnej sukience« jak »New York Times« się z nią skontaktował. Wyjaśnia ona działania izraelskich dziennikarzy Adama Selli i Anat Schwartz: »Dzwonili do mnie raz za razem i wyjaśniali, jak ważna jest to sprawa dla izraelskiej hasbary«”. Wpis na platformie X, https://x.com/PixieOfDeath/status/1747763918032773627 (dostęp: 28.01.2025).
  47. „Czasami żartuję, że »to kolejny dobry dzień na niebycie redaktorką New York Timesa«, ale to moment, w którym organizacja naprawdę potrzebuje kogoś, kto zbada te sprawy w imieniu czytelników”. Wpis na platformie X, https://x.com/Sulliview/status/1762094816194654327 (dostęp: 28.01.2025).
  48. Zob. wrogi raport z konferencji przygotowany przez reprezentantki WIZO, Międzynarodowej Syjonistycznej Organizacji Kobiet, E. Sommer, „Fighting Delegitimization: The United Nations ‘Zionism Is Racism’ Resolution, a Case Study”, World Jewish Congress, 85th Anniversary Forum, 2021.
  49. Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ nr 3379, „Elimination of all forms of racial discrimination: Zionism as racism”, https://www.un.org/unispal/document/auto-insert-181963/ (dostęp: 28.01.2025).

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *