Granice Europy. Odpowiedź Konradowi Wyszkowskiemu
Granice Europy
Dwadzieścia godzin po ukazaniu się tekstu Jaya L. Garfielda i Bryana W. Van Nordena pt. „Jeśli filozofia nie stanie się różnorodna, nazwijmy ją po imieniu”, gdy serwis internetowy New York Times zablokował możliwość dodawania nowych komentarzy, było ich już siedemset dziewięćdziesiąt pięć. Żaden inny tekst w serii The Stone nie wywołał większych kontrowersji. Większość polemicznych wypowiedzi miała następujący wydźwięk: nie należy nauczać myśli nieeuropejskiej na wydziałach filozofii, bo nie jest ona prawdziwą filozofią1. Dlatego cieszę się, że Konrad Wyszkowski w swoim tekście „Aby zuniwersalizować filozofię trzeba otworzyć ją na myśl polską” przyjmuje odmienną strategię krytyki – głosi, że postulat uniwersalizacji filozofii jest słuszny, ale powinien być realizowany konsekwentnie, a więc dotyczyć również (albo nawet: w pierwszej kolejności) myśli polskiej. Strategię tę chciałbym wesprzeć kilkoma krytycznymi uwagami.
Martin Heidegger w często cytowanym fragmencie eseju pt. „Co to jest filozofia?” pisze, że wyrażenie „filozofia zachodnioeuropejska” jest pewną tautologią, bo filozofia jest w istocie zachodnioeuropejska2. Wobec tak sformułowanego poglądu możemy zapytać nie tylko o los filozofii nieeuropejskiej, ale też wschodnioeuropejskiej, czyli także polskiej. Jednak sugestii, zgodnie z którą filozofia nie występuje nigdzie na wschód od Odry, nie spotyka się w literaturze często. Na pewno nie może ona równać się pod względem popularności z podglądem o nieistnieniu filozofii w Azji, Afryce czy rdzennej Ameryce. Dlaczego? Zapewne zakłada się, że filozofia polska (i białoruska, bułgarska, chorwacka, czeska etc.) jest częścią szerszej tradycji europejskiej. Nasza rodzima tradycja filozoficzna jest marginalizowana i wykluczana z kanonu nauczania w podobnym stopniu, co myśl nieeuropejska, jednak przyczyny tej marginalizacji są odmienne. Być może filozofię polską uważa się za mało wartościową albo „nieprzydatną” absolwentowi studiów filozoficznych. O filozofii nieeuropejskiej tymczasem mówi się, że jej nie ma. Stawką w grze o miejsce w uniwersyteckim curriculum nie jest prestiż, ale istnienie.
Aby uwidocznić różnice między pozycją filozofii polskiej i nieeuropejskiej przyjrzyjmy się samemu określeniu „filozofia jakaś” albo „filozofia czegoś”. Mówimy zarówno „filozofia języka” albo „kultury” jak i „filozofia Indii”; „filozofia wschodnia” albo „francuska” jak i np. „filozofia analityczna”. Cała ta konstrukcja jest wieloznaczna: raz odnosimy się do przedmiotu namysłu, raz do kultury, z której się wywodzi, kiedy indziej znów do jego historycznej proweniencji. Można postawić pytanie: czy „filozofia polska” i „filozofia nieeuropejska” są analogicznymi wyrażeniami?
Podobne pytanie postawił Jin Yuelin w odniesieniu do intelektualnej tradycji własnego kraju. Wyróżnił dwa określenia: „filozofia chińska” (zhongguo di zhexue) i „filozofia w Chinach” (zhongguo de zhexue). Nie ulega wątpliwości, że jest filozofia w Chinach – są tam bowiem uniwersytety, na których wykłada się Arystotelesa i Kanta, są też chińscy filozofowie, którzy zmagają się ze współczesnymi problemami z zakresu filozofii umysłu albo specjalizują się w myśli Kartezjusza. Ale czy jest coś takiego, jak „filozofia chińska”? Czy filozofem można nazwać Konfucjusza albo Lao–tsy? Oto otwarte pytanie, które do dziś budzi kontrowersje wśród autorów tego kręgu kulturowego3. To ciekawe, że Henryk Struve postawił analogiczne pytanie w tych samych kategoriach: czy jest „filozofia polska”, czy też tylko „filozofia w Polsce”4?
Duża część publikowanych współcześnie tekstów to tylko „filozofia (zachodnia) w Polsce”. Interpretujemy pisma greckie, dodajemy nasz głos do anglosaskich debat, piszemy prace dyplomowe o Francuzach i Niemcach. Z pewnością kryterium nie stanowi sam język filozofowania. Ale zdaniem Struvego istnieje też specyficzna filozofia polska: istnieją teksty Cieszkowskiego, Libelta i Trentowskiego. Czy są oni nie dość, czy zbyt europejscy? W ten sposób docieram do zagadnienia, które słusznie podniósł w swoim tekście Konrad Wyszkowski: kto jest Europą? Gdzie przebiegają granice Europy i po której ich stronie się znajdujemy?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, możemy przyjąć kryterium odpowiedzialności za kolonializm, który jednocześnie bywa uznawany za jedną z przyczyn marginalizacji filozofii ludów kolonizowanych. W tym sensie, jak i pod względem „dystrybucji prestiżu”, rzeczywiście nigdy nie byliśmy częścią kultury europejskiej. Jednak ostatecznie nie wiadomo nawet, czy przejawem kolonialnego myślenia jest wykluczanie, czy włączanie myśli nieeuropejskiej w zakres pojęcia filozofii. Z jednej strony pojawiają się oczywiste argumenty, zgodnie z którymi pogląd o nieistnieniu filozofii poza Europą jest przedłużeniem traktowania narodów kolonizowanych jako niezdolnych do abstrakcyjnego myślenia. Jednak można postawić sprawę inaczej: uznawanie klasycznej myśli (np.) chińskiej za filozofię opiera się na założeniu, zgodnie z którym aby zasługiwać na miano „rozwiniętej cywilizacji”, dana kultura musi być wystarczająco podobna do kultury Zachodu, a więc między innymi dysponować jakąś filozofią. Min Ou–Yang uważa, że nazywanie konfucjanizmu albo taoizmu „filozofiami” jest przykładem westernizacji chińskiej myśli, której przecież nie musi zależeć na tym, żeby wpasować się w europejskie ramy5.
Istnieje trzecia droga: spójrzmy na tradycje filozoficzne różnych narodów i kultur nie jako na „tradycje geograficzne”, lecz jako na wątki, które skądś się wywodzą i do czegoś nawiązują. W tym sensie filozofią europejską jest zapewne wszystko to, co pochodzi od Greków, myśl indyjska wywodzi się z Wed, a rdzennie meksykańska z namysłu nad kategorią teotl. Ktokolwiek powołuje się na Greków, używa ich pojęć, porównuje się do nich albo polemizuje z nimi – jest myślicielem europejskim6. W ten sposób klaruje się sens wyrażenia „filozofia polska”, które moim zdaniem oznacza styl filozofowania. Jest to styl odmienny od filozofii francuskiej czy anglosaskiej i bez wątpienia wartościowy. Filozofia mezoamerykańska albo egipska nie jest jednak stylem uprawiania filozofii. Nie jest pewnym odmiennym (np. ze względów językowych) sposobem rozwiązywania tych samych starych problemów; nie stawia też nowych problemów przy pomocy starych pojęć. Różnica przebiega na bardziej fundamentalnym poziomie.
Na czym polega owa różnica? Po pierwsze zauważmy, że postulat uniwersalizacji filozofii, albo raczej uczynienia różnorodnym kanonu jej nauczania, nie dotyczy jedynie kwestii języka filozofowania. Na łacińskie veritas, angielskie truth, polską prawdę i sanskrycki termin satya można spojrzeć jako na wzajemne tłumaczenia i postulować dopuszczenie do filozoficznego głosu większą liczbę różnorodnych języków7. Można jednak spojrzeć na nie jako na słowa, których wzajemna przekładalność jest wątpliwa. Wówczas okaże się, że dzieli je jeszcze głębsza różnica, dotycząca nie nazw, ale stojących za nimi pojęć. Ową różnicę między tymi czterema kategoriami możemy uwidocznić, mówiąc o różnych „schematach konceptualnych”, „siatkach pojęciowych”, albo po prostu o różniącej się „pojęciowości” czy „mentalności”. Nie chodzi o wielość języków filozofowania, ale o różnorodność systemów pojęć, które są od siebie skrajnie odmienne, i przez to wartościowa jest ich wzajemna konfrontacja. Filozofia polska powinna cieszyć się większym prestiżem, a zupełnie bez wątpienia powinno tak być na polskich uniwersytetach. Można jednak sensownie pytać: czy za naszą rodzimą myślą kryje się pojęciowość do tego stopnia odmienna od tej, która bazuje na starej tradycji greckiej, by uznać ją za nie dość europejską?
Nie próbuję ustawić żadnych priorytetów. Nie chodzi o to, że jeśli myśliciele polscy odwołują się do znanych nam skądinąd pojęć Boga, ogólności i jednostkowości, narodu, albo nawiązują do tradycji filozofii zachodniej, to są w jakikolwiek sposób mniej wartościowi od Nāgārjuny i Nezahualcóyotla. Problem jest inny. Zgadzam się z główną tezą tekstu Konrada Wyszkowskiego: filozofia polska jest zapomniana, a zasługuje na ożywienie. Na marginesie jego tekstu odnoszę się jedynie do wątpliwości dotyczącej naszej europejskości. Nasza rodzima tradycja sytuuje się w granicach Europy, a przez to powody jej zapomnienia, jak i ewentualny proces przywrócenia filozofii polskiej do kanonu nauczania, różnią się wobec problemów związanych z wykluczeniem filozofii nieeuropejskiej. Jeśli za Jayem L. Garfieldem i Bryanem W. Van Nordenem postulujemy uczynienie filozofii różnorodną, to możemy mieć na myśli dwa procesy. Możemy rozszerzać kanon niejako „w głąb”, to znaczy wyszczególniać w nim filozofię polską, chorwacką, czeską i bośniacką; możemy też rozszerzać go „na zewnątrz”, dodając do niego filozofię Indii, Chin, Japonii i rdzennej Ameryki. Oba postulaty są słuszne i nie wykluczają się; pozostają jednak dwoma różnymi postulatami.
- Bryan W. Van Norden podsumowuje i omawia te komentarze w książce Taking Back Philosophy. A Multicultural Manifesto, Wyd. Columbia University Press, New York 2017.
- M. Heidegger, Co to jest filozofia, tłum. S. Blandzi, w: Heidegger dzisiaj, P. Marciszuk, C. Wodziński (red.), Alehteia 1 (4), Warszawa 1990, s. 35.
- Zob. Lin Ma, Jaap van Brakel, Fundamentals of Comparative and Intercultural Philosophy, Wyd. State University of New York Press, Albany 2016, s. 18–19.
- Henryk Struve, Historia filozofii w Polsce na tle ogólnego rozwoju życia umysłowego, Warszawa 1900, s. 9.
- Min Ou–Yang, There is No Need for Zhongguo Zhexue to be Philosophy. “Asian Philosophy” 2012, 22 (3), s. 199–223.
- Podobnie widzi to np. Richard Rorty, gdy pisze o filozofii, że jest niczym więcej, jak tylko gatunkiem literackim. Może być to atrakcyjny sposób stawiania sprawy dla tych, którym zależy na deesencjalizacji filozofii, a za nią całego tzw. „Zachodu”. Co ciekawe, Rorty jest jednym z filozofów, którzy wątpią w istnienie filozofii poza Europą. Zob. Richard Rorty, Filozofia jako rodzaj pisarstwa: esej o Derridzie, w: tegoż, Konsekwencje pragmatyzmu. Eseje z lat 1972– 1980, przeł. Czesław Karkowski, Wydawnictwo IFiD PAN, Warszawa 1998.
- Byłby to zresztą postulat zupełnie słuszny. Zwłaszcza w filozofii języka i tej o nastawieniu lingwistycznym dominacja języka angielskiego może nieść pewne niepożądane konsekwencje.
„Nasza rodzima tradycja sytuuje się w granicach Europy, a przez to powody jej zapomnienia, jak i ewentualny proces przywrócenia filozofii polskiej do kanonu nauczania, różnią się wobec problemów związanych z wykluczeniem filozofii nieeuropejskiej. Jeśli za Jayem L. Garfieldem i Bryanem W. Van Nordenem postulujemy uczynienie filozofii różnorodną, to możemy mieć na myśli dwa procesy. Możemy rozszerzać kanon niejako „w głąb”, to znaczy wyszczególniać w nim filozofię polską, chorwacką, czeską i bośniacką; możemy też rozszerzać go „na zewnątrz”, dodając do niego filozofię Indii, Chin, Japonii i rdzennej Ameryki. Oba postulaty są słuszne i nie wykluczają się; pozostają jednak dwoma różnymi postulatami.”
Choć szczegółowe tezy zawarte w tym fragmencie są niewątpliwie prawdziwe, to nie mogę się zgodzić z jego ostatecznym wydźwiękiem. W moim przekonaniu bowiem różnica pomiędzy tymi postulatami jest nieistotna. Jest tak z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego, że, jak pisałem w swoim tekście, główne napięcie istotne w kontekście problemu uniwersalizacji filozofii to relacja pomiędzy Europą rozumianą jako centrum kultury światowej a resztą świata. Wobec tego każdy proces uniwersalizacji, zarówno „daleki” (włączający do obiegu filozofię japońską), jak i „bliski” (włączający do obiegu filozofię polską), jest ekstensywny, wymusza wykraczanie poza granice centrum; nie ma w nim podziału na intensywną głębię i ekstensywną rozpiętość. Piszę zaś słowa „daleki” i „bliski” w cudzysłowie, bo, jak też pisałem w swoim tekście, moim zdaniem, dla wielu, jeśli nie większości, filozofów z centrum filozofii takiej, jak muzułmańska, hinduska, chińska, czy japońska są o wiele bliższe, niż filozofia czeska, polska, czy słowacka.
Po drugie, o czym już nie pisałem, argument, że uniwersalizacja filozofii w kierunku filozofii takich, jak polska, jest ruchem odmiennym od uniwersalizacji w kierunku filozofii takich, jak japońska, ze względu na różny stosunek do greckiego dziedzictwa, jest moim zdaniem nietrafiony. Po procesie kulturowej kolonizacji świata, który już zaszedł, wszystkie żywe kultury są pod wpływem kultury europejskiego centrum, tj. kultury ufundowanej na greckim dziedzictwie. Banalny przykład: filozofia chińska, myślę, że mogę to założyć bez przesady, jest dzisiaj ukształtowana przez myśl marxistowską. Jak zaś rozumieć Marxa bez odwołania do greckiego dziedzictwa? Czyżby Japończycy, albo Hindusi, albo mieszkańcy Ameryki Łacińskiej nie odwoływali się bezpośrednio lub pośrednio do greckiego dziedzictwa?
Podsumowując, w moim przekonaniu nie chodzi o dwa różne postulaty, ale o jeden postulat, którego nie można zawężyć, bo zrobi się w ten sposób krzywdę takim narodom i ludom Europy, jak nasz. Jak kiedyś stereotypy na temat niższości pozaeuropejskich kultur doprowadziły do ich marginalizacji, tak obecnie stereotyp tego, co tzn. być nieeuropejską, marginalizowaną kulturą, może doprowadzić do powtórnej marginalizacji kultur takich, jak nasza.