Justin McGuirk, „Radykalne miasta” – recenzja
W dzisiejszej architekturze coraz częściej można usłyszeć o tworzeniu według zasad social design. Działający w jego duchu architekci uznają społeczną odpowiedzialność architektury, starają się współpracować w oparciu o dialog z ludźmi, tworzyć ze zrozumieniem potrzeb oddolnych ruchów obywatelskich. Przez własne inicjatywy i nowe, radykalne podejście do architektury, architekci-aktywiści praktykują architekturę świadomą. Zamiast realizować interesy i wymagania jednostek starają się działać na rzecz zbiorowości, biorąc pod uwagę jej potrzeby.
Fenomen Ameryki Łacińskiej jako miejsca, gdzie młode pokolenie architektów-aktywistów wraz z mieszkańcami, działaczami społecznymi i politykami, w sposób nowatorski i odważny mierzy się z wyzwaniami rzucanymi przez najbardziej zurbanizowany kontynent świata jest motywem przewodnim książki Radykalne miasta. Przez Amerykę Łacińską w poszukiwaniu nowej architektury Justina McGuirka. W przedstawionych przezeń przykładach architektura i przestrzeń są narzędziami służącymi do łagodzenia problemów społecznych. Podróżując przez miasta kontynentu, autor przedstawia powstające w nich idee i sposoby na radzenie sobie z warunkami panującymi w danym miejscu i wynikającymi z nich trudnościami.
– AMERYKA ŁACIŃSKA JAKO KONTYNENT MIEJSKICH TRANSFORMACJI –
Justin McGuirk w Radykalnych miastach podchodzi do architektury w sposób socjologiczny, co nadaje poszczególnym historiom autentyczności, zwłaszcza kiedy w większości opisywane przypadki przedstawiane są przy pomocy lokalnych przewodników, zanurzonych w życiu miejsca. Autor jest pisarzem i krytykiem, jego artykuły o architekturze i designie publikuje m.in. „Guardian”; ponadto jest szefem wydawnictwa Strelka Press oraz byłym redaktorem czasopisma „Icon”.
Na początku czytelnik zostaje przeprowadzony przez architektoniczną historię kontynentu, która doprowadziła do aktualnego stanu. Eksperymenty urbanistyki modernistycznej z lat 60. i 70. przedstawione są z dzisiejszej perspektywy jako porażka, jednocześnie autor docenia stojące za nimi chęci i idee tworzących je architektów. Powstawały one w czasach, kiedy w Ameryce Północnej i Europie – przynajmniej Zachodniej – takie założenia nie miały już racji bytu. Symbolem tego z pewnością jest wyburzenie w 1972 roku osiedla Pruitt-Igoe w St. Louis w USA: 11 budynków projektu ukończonego w 1955 roku, po walce z rosnącą przestępczością i nieudanych próbach rewitalizacji, zostało wysadzone. Zupełnie inna była także skala latynoamerykańskich osiedli modernistycznych, choć dla polskiego czytelnika znającego rodzime realizacje z tego okresu nie jest to coś szokującego. Autor jako przykłady kontrastujące z realizacjami z Ameryki Południowej na kilka lub kilkanaście tysięcy mieszkań podaje m.in. Unite d’Habitation Le Corbusiera z 337 mieszkaniami, natomiast gdyby zestawić je chociażby z warszawskim osiedlem Za Żelazną Bramą na 25 tys. mieszkańców, to zestawienie wyglądałoby nieco inaczej.
Modernistyczne osiedla takie jak meksykańskie Tlatelolco, brazylijskie Pedregulho czy wenezuelskie 23 de Enero służą jako przykłady zaniedbania, przy czym jako główny powód ich degradacji wskazane zostają błędy administracyjne – założenia te pozostawione same sobie, bez zarządzania i odpowiedniej konserwacji popadły w ruinę (czego ofiarą było również wspomniane Pruitt-Igoe). Dziś owe układy budynków zamieszkuje o wiele więcej osób niż zakładano, zmienił się również ich charakter – modernistyczne utopie zostały przesiąknięte przez miasto nieformalne i stworzyły funkcjonującą do dziś hybrydę.
Według autora latynoamerykańskie podejście do miasta nieformalnego (czyli po prostu slumsów) jest niepowtarzalne w skali światowej i może stanowić przykład dla innych krajów. Podaje też swego rodzaju charakterystykę miasta nieformalnego: „Slumsy nie są nieformalne dlatego, że nie posiadają formy, ale z uwagi na to, że istnieją poza prawnymi i ekonomicznymi protokołami kształtującymi miasto formalne. Nie oznacza to wcale, że slumsy są chaotyczne. Może im brakować podstawowych miejskich usług, a jednak działają w ramach własnych, samoregulujących się systemów, dając schronienie milionom ludzi w dobrze zintegrowanych społecznościach i oferując im dostęp do możliwości dawanych przez miasto. Uznanie miasta nieformalnego za istotny element miejskiego ekosystemu było zasadniczym przełomem w polityce urbanistycznej ostatnich dwudziestu lat.”
– DOM JEST PROCESEM – EKSPERYMENTALNE OSIEDLE JAKO LABORATORIUM URBANISTYCZNE –
Jako kolejny etap McGuirk postrzega PREVI (Proyecto Experminetal de Viviente – Eksperymentalny Projekt Mieszkalny). Projekt ten zmienił podejście do miasta nieformalnego. Slumsy nie miały być wyburzane, a mieszkańcy przesiedlani na peryferia, jak to miało miejsce w przypadku budowania wielkich modernistycznych osiedli. Jak sama nazwa wskazuje, był to projekt eksperymentalny. Charakterystyczne dla niego było odejście od dogmatycznej filozofii modernistycznego myślenia o budownictwie socjalnym. Zamiast tego skupiono się na ewolucyjnych możliwościach budownictwa socjalnego. Po latach użytkowania i przystosowywania przez mieszkańców wciąż doskonale widać cechę będąca ucieleśnieniem jednej z zasad przyświecającej budowaniu w slumsach – dom jest procesem, a nie statycznym projektem.
Program PREVI, tworzony przez międzynarodowe grono architektów światowej sławy, z założenia miał być kontynuowany na dużą skalę (stąd wiele projektów budynków, miały służyć jako próbne projekty do dalszego, masowego powielania w przyszłości). Całość ostatecznie ograniczyła się do jednego osiedla 67 domów, w efekcie dość kosztownego jako eksperymentu. Jednak historia PREVI jest przytoczona głównie dla zaznaczenia wagi podejścia projektowego, postrzeganego jako prekursorskiego w stosunku do panującego dzisiaj w Ameryce Łacińskiej nurtu, wykorzystującego entuzjazm i zaangażowanie wszystkich biorących w nim udział, od architektów do mieszkańców. Po zarzuceniu PREVI w opowieści o architekturze podejmującej społeczne problemy nastąpiła trzydziestoletnia przerwa, trwająca aż do pojawienia się młodego pokolenia architektów ostatniej dekady. Wokół ich pomysłów wcielanych w życie zbudowana jest najważniejsza część recenzowanej tu publikacji. Warto zaznaczyć, że sam autor podkreśla swój brak obiektywizmu w przedstawianiu historii i idei stanowiących sedno książki. Entuzjazm i fascynacja przechodzą kolejno od samych twórców, przez autora, aż do czytelnika, któremu również może się zdarzyć bycie wciągniętym w nastrój architektonicznego optymizmu i zaangażowania, a czasem lekko utopijnego wręcz nastroju.
– SPOŁECZNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ ARCHITEKTURY I URBANISTYKI ORAZ DUŻE ZNACZENIE DROBNYCH INTERWENCJI –
Przechodząc do właściwej treści książki, autor przedstawia wachlarz różnorodnych architektonicznych idei i ich zastosowania w praktyce: od rozwiązań systemowych jak wspólnoty-osiedla dla biednych tworzone przez Tupac Amaru w Argentynie czy urbanistykę społeczną, czyli w tym przypadku wykorzystywanie nowej, atrakcyjnej architektury i przestrzeni publicznej w Medellin w Kolumbii dla celów społecznych, poprzez rozwiązania pośrednie jak projekty biura Elemental w Chile (w tym budowane jedynie w połowie domy, które z biegiem czasu mieszkańcy mogą rozbudowywać), po zaadaptowanie istniejącej sytuacji jak zasiedlenie nieukończonego, opuszczonego wieżowca w Caracas przez trzy tysiące dzikich lokatorów. W przypadku Torre David, bo pod taką nazwą powszechnie znany jest wieżowiec, nie jest to dla McGuirka pierwszym zetknięciem z tematem – wraz z pracownią Urban Think-Tank i fotografem architektury Iwanem Baanem był współautorem nagrodzonego Złotym Lwem pawilonu na Biennale w Wenecji w 2012 roku, gdzie przedstawiona została historia budynku i jego mieszkańców .
Równie ważne, jeśli nawet nie ważniejsze dla przesłania książki, są idee mniej architektoniczne, a bardziej społeczne, mające często jednak wpływ również i na architekturę miasta. Wśród nich znajdziemy polityczne rewolucje w Kolumbii z udziałem niezwykle medialnych i zmieniających rzeczywistość, przy użyciu niestandardowych metod, burmistrzów Bogoty czy współpracę meksykańskiego miasta Tijuana graniczącego z amerykańskim San Diego i związane z tym refleksje nad ideą rozwoju megamiast oraz ich znaczenia w przyszłości.
W narracji McGuirka kontynent przedstawiony jest jako żywy, fascynujący i pełen nowych rozwiązań, mimo często trudnych warunków do działania. Pokazany jest przekrój możliwych rozwiązań i różnorodność w kwestii rozwiązań mieszkalnych, urbanistycznych i przede wszystkim społecznych. Dotychczasowy rozwój i stabilizacja Ameryki Łacińskiej sprawił, że w oczach Europejczyków i mieszkańców Ameryki Północnej dokonała się wizerunkowa zmiana, odejście od wcześniejszych skojarzeń mocno opartych na niepewności, korupcji, powiązaniach z handlem narkotykami i innymi nielegalnymi praktykami. Sposób radzenia sobie z szybką urbanizacją na masową skalę i podejście do miasta nieformalnego w krajach latynoamerykańskich powinny, według autora książki, dawać przykład całemu światu. Sedno sprawy leży w drobnych interwencjach mających szansę wywrzeć wpływ na organizm jako całość. Praktyka ta nazywana przez autora „miejską akupunkturą” stanowi klucz do większości idei zaprezentowanych w Radykalnych miastach. Jak przedstawiają to architekci z Urban Think-Tank: „Miasto całkowicie zaplanowane […] to mit. To tutaj tkwi błąd urbanistów, projektantów i architektów, którzy nie są w stanie dostrzec – nie mówiąc już o analizie i twórczym wykorzystaniu – nieformalnych aspektów życia miejskiego, ponieważ brakuje im profesjonalnego słownictwa do ich opisu.”
– IDEALISTYCZNY PRAGMATYZM – PROTOTYPY ZAMIAST WYBURZANIA –
Praktycznie w każdym opisywanym mieście mamy do czynienia z przypadkiem „miasta nieformalnego”, czyli slumsów – czy też, w lokalnych językach, barrios lub faweli. Punktem wyjściowym pomysłów poprawy zastanej rzeczywistości nie jest likwidacja slumsów, jak bywało w przeszłości, lecz ich przeobrażenie. Jest to zupełnie odmienne podejście od zmieniania rzeczywistości przez budowanie założeń osiedli socjalnych na wielką skalę. Autor wielokrotnie odnosi się do tego rodzaju pomysłów krytycznie, zwłaszcza w kontekście tego, jak potoczyła się historia opisywanych modernistycznych miast, trwająca aż do czasów dzisiejszych, kiedy to stały się siedliskiem przestępczości i patologii.
Akceptacja zastanej sytuacji i oparcie na niej procesu twórczego jest istotną zmianą zupełnie przeobrażającą proces projektowania. Stał się on bardziej pragmatyczny, lecz niepozbawiony idei, nietraktujący miejsca tworzenia jako tabula rasa. Architekt-aktywista ma trudniejsze zadanie, jego rolą jest tak właściwie praca u podstaw – musi sam zdobywać zaufanie społeczności i polityków, negocjować, stworzyć warunki niezbędne do architektonicznej interwencji.
Architektura promująca społeczną odpowiedzialność jest coraz silniej przebijającym się nurtem. Jest również oficjalnie doceniana – szef pracowni Elemental, które zaprojektowało opisywane w książce osiedle połowicznie gotowych domów w Iquique, Chilijczyk Alejandro Aravena, został uhonorowany Nagrodą Pritzkera 2016. Jest to najwyższe architektoniczne wyróżnienie, przyznawane za rozwój i wzbogacanie otoczenia człowieka przez talent, wizję i zaangażowanie architekta. W uzasadnieniu jury opisało Aravenę jako lidera nowej generacji społecznie zaangażowanych architektów, co pokazuje, że prospołeczna architektura nie jest jedynie utopijnymi marzeniami kilku latynoamerykańskich architektów, lecz staje się pełnoprawnym nurtem, którego nie można ignorować.
Postępująca na świecie urbanizacja i złe warunki mieszkalne znaczącej części mieszkańców miast to problem, który jest coraz częściej dostrzegany. Alejandro Aravena na konferencji TEDGlobal w Rio de Janeiro w 2014 roku przedstawił teorię, że do 2030 roku z 5 miliardów mieszkańców miast, 2 znajdą się poniżej granicy ubóstwa i będą mieszkać najprawdopodobniej w slumsach (dla porównania dzisiaj są to 3 miliardy żyjące w miastach i 1 mld poniżej wspomnianej granicy). Trzy przedstawione przez architekta na konferencji zagrożenia: skala, szybkość i skromne środki nie są niemożliwe do rozwiązania jako problem, potrzebne do tego jest przede wszystkim włączenie ludzi zainteresowanych w proces projektowy. Jak mówił na konferencji Aravena „Z odpowiednim projektem slumsy i fawele nie są problemem, lecz jedynym rozwiązaniem. (…) Czy to siła samokonstrukcji, siła zdrowego rozsądku czy siła natury, wszystkie siły trzeba przełożyć na formę, która modeluje i kształtuje nie beton, cegły czy drewno, lecz samo życie. Siła syntezy w projektowaniu to próba pchnięcia siły życia w samą istotę architektury” 1.
Książka McGuirka pokazuje, że na kontynencie latynoamerykańskim idee architektoniczno-urbanistyczne zmierzają coraz częściej w stronę uwzględniania przede wszystkim dobra mieszkańców. Liczą się poszukiwania własnych, szczególnych dla danego miejsca rozwiązań i dialog z ludźmi je zamieszkującymi. W przypadkach, kiedy władze nie są gotowe na kompromisy, szuka się alternatywnych rozwiązań.
Przez całą opowieść o miastach Ameryki Południowej nie pada właściwie nigdzie konkretnie sformułowana myśl, na czym polega ich radykalność. Taka jest poniekąd koncepcja tej książki – czytelnik, poznając idee powstające i przyświecające różnym działaniom w kolejnych miastach, może sam wyrobić sobie opinię na temat tego, jakie są tytułowe radykalne miasta i czym się wyróżniają. Wszystkie łączy jednak to, że są miejscami, w których walczy się o lepszą jakość życia i wprowadza – przy udziale architektów, urbanistów, społeczników, polityków, jak i samych mieszkańców – umożliwiające to rozwiązania.
Dziennikarskie podejście autora pozwala mu uniknąć suchych opisów architektonicznych idei oraz daje szansę na poznanie miast zarówno z perspektywy architektów jak i mieszkańców. Kolejne rozdziały o poszczególnych miastach przedstawiają konkretne rozwiązania i przykłady, jednak nie prowadzą do sformułowania jakiejś nadrzędnej idei, brak tu również podsumowania wszystkich przypadków jako całości. Czytelnik niebędący wielkim miłośnikiem tematyki może nie zadać sobie trudu przemyśleń i dochodzenia do własnych wniosków. Książkę jednak czyta się bardzo dobrze, a wyczuwalny entuzjazm autora może się udzielić i sprawić, że po lekturze będzie miało się ochotę na dalsze, samodzielne zgłębienie tematu. Można również potraktować tę pozycję jako wciągające „architektoniczne reportaże” oprowadzające po miastach Ameryki Południowej. Lekka, bardziej publicystyczna niż teoretyczna i podręcznikowa forma jest raczej zaletą niż wadą, ponieważ pozwala lepiej uchwycić specyfikę miast tego kontynentu.
- Źródło: https://www.ted.com/talks/alejandro_aravena_my_architectural_philosophy_bring_the_community_into_the_process?language=pl
Rzeczywiście ten artykuł jest mi znacznie bliższy. Można powiedzieć – o swojskim charakterze. Problem architektury a przede wszystkim urbanistyki, Ameryki Łacińskiej, Południowej to temat morze. Przykład pomnikowy – Brasilia ale i klęski rozwiązań urbanistycznych w Rio. Urbanistyka jednak to nie jest mój konik. A przestrzeń miejska, ta współczesna, interesująca raczej w szczegółach niż syntezie. W każdym razie miła lektura. Dziękuję.