„Imperium” (2): biowładza contra biopolityka
Potoczne, „zdroworozsądkowe” (tzn. nie-krytyczne) wyobrażenie „władzy” i „polityki” to obraz zatrzymującego nas policjanta, wydającego wyrok sędziego lub wypowiadającego się w sejmie posła. Są to instancje na co dzień odległe, zwykle działające jedynie mocą swojego autorytetu, choć w razie potrzeby potrafiące sięgnąć po brutalną przemoc. Władza, od której trzymamy się z daleka, a która tylko czasem – w wyniku nieszczęśliwego wypadku lub błędu – przecina naszą drogę. Polityka, która ogranicza się tylko do szczekania z ekranów telewizora i od której można uwolnić się jednym ruchem, wyposażonej w pilot, dłoni. Zapewne jest w tych przedstawieniach coś prawdziwego, bo prawdą jest, że Słońce obraca się wokół Ziemi – oczywiście gdy obserwator również znajduje się na tej samej Ziemi, gdy brak mu „nie-Ziemskiej” perspektywy (osiąganej choćby za pomocą teleskopu czy odpowiedniego aparatu teoretycznego). Gdyby jednak zmienić punkt widzenia, przemieścić się z obszaru wypełnionego mniemaniami zdrowego rozsądku, na obszar myślenia krytycznego, dysponującego zaawansowanym aparatem pojęciowym – jakie wówczas ukażą się nam władza i polityka? A zwłaszcza: jakie ukażą się nam władza i polityka dzisiejsza? – bowiem przeświadczenie o tym, że mają one stałą, niezależną od historii naturę, jest tylko kolejnym przesądem potocznego myślenia.
Taki pojęciowy aparat krytyczny może oczywiście przybrać różnorodną postać. Niniejszy (dwuczęściowy) tekst ma na celu przybliżyć czytelnikowi perspektywę nakreśloną przez Michaela Hardta i Antonio Negriego w Imperium, pierwszym tomie ich słynnej trylogii (a – być może – już wkrótce tetralogii). Poprzednia część artykułu określona została jako „lekcja francuska”. Jej celem było prześledzenie pewnych wątków zawartych w pismach Foucaulta oraz Deleuze’a, wątków, których znajomość jest niezbędna dla rozumiejącej lektury dzieła amerykańsko-włoskiego duetu filozoficznego. Niniejsza, druga część ponownie rozpoczyna się odniesieniem do Foucaulta, jednak tylko po to, by natychmiast przeskoczyć w centrum problematyki Imperium, tzn. do kwestii biowładzy. Wątek ten rozwinie i znacząco pogłębi zaprezentowaną w części pierwszej diagnozę współczesnej formy relacji władzy. Z pewnością od początku wyraźne było negatywne wartościowanie owych relacji władzy, jednak taka ocena nie była odpowiednio ugruntowana. To zadanie zostanie podjęte tym razem, w związku z pojęciem biopolityki. W ten sposób klinga krytyki nie tylko stanie się ostrzejsza, lecz zyska również rękojeść.
– Biowładza –
Mimo, że Hardt i Negri często posługują się terminem kontrola i odwołują do Deleuze’a w przypadku imperialnej (nie: imperialistycznej) formy relacji władzy lepiej mówić o biowładzy1. „Biowładza jest formą władzy regulującej życie społeczne od wewnątrz, przez naśladowanie go, interpretowanie, wchłanianie i ponowną artykulację” (Imperium, s. 39). To wątek zaczerpnięty bezpośrednio od Foucaulta: władza, której przedmiotem staje się samo życie. Więcej – władza, która udaje życie, po to by móc przeniknąć do jego wnętrza i stamtąd zarządzać nim tak, by osiągać własne cele2. Owo wspomniane w poprzedniej części „ja sam decyduję się” (np. wziąć garść farmaceutyków i pójść do pracy) to w rzeczywistości kontrolujące mnie i pasożytujące na mnie mechanizmy władzy, tak doskonale ze mną zintegrowane, że nie jestem w stanie ich od siebie odróżnić.
Warto raz jeszcze zrobić krok wstecz i przyjrzeć się specyfice Foucaultowskiego ujęcia typów relacji władzy. Każdy z nich rozumiany jest jako pewnego rodzaju urządzenie (fr. dispositif). Dla autora Nadzorować i karać owe urządzenia są pewnego rodzaju funkcjonalnymi a zarazem heterogenicznymi całościami, w których w jedno łączą się takie kwestie jak regulaminy, rozporządzenia, architektonika budynków, rozmieszczenie jednostek w przestrzeni, nadzór, prowadzenie rejestrów i ćwiczenia fizyczne3. Istotne jest tu jednak nie tylko połączenie tego, co pochodzi z różnych porządków, ale również każdorazowe ustrukturyzowanie całości. To ono decyduje o przynależności do tego lub innego typu relacji władzy. Nie liczą się poszczególne mechanizmy, ale raczej „jednolity” sposób reagowania owej całości na różnego rodzaju sytuacje. O tyle nawet jeśli jakieś elementy kontroli – klasycznie uznawanego za nie-polityczny – bios, obszaru reprodukcji (np. regulacja urodzin) możemy znaleźć już w starożytności (np. w Sparcie lub w Państwie Platona), o tyle z perspektywy foucaultowskiej (a nawet szerzej: strukturalistycznej i poststrukturalistycznej) nie tworzą one jeszcze biopolityki, gdyż wciąż sytuują się w obrębie innego typu władzy i działają zgodnie z jego logiką. Nawet jeśli w antycznej Sparcie dochodziło do zabijania upośledzonych noworodków, to odbywało się to raczej w zgodzie z suwerenną logiką nagłej i brutalnej zemsty za złamanie prawa (tu: wymaganej kondycji fizycznej), niż zgodnie z logiką biowładzy. Ta ostatnia dokonuje swoistej mikro-analityki, „opisuje” napotkany fenomen za pomocą wielu parametrów, które decydują o reakcji na niego – reakcji, której celem jest nie tyle zemsta za złamanie prawa, co zminimalizowanie odstępstwa od normy4.
Wydaje się, że Hardt i Negri przejmują ową (post)strukturalistyczną perspektywę. Bowiem pomimo wielokrotnych odwołań do mechanizmów wcześniejszych, przede wszystkim do funkcjonowania starożytnego Imperium Rzymskiego, nieustannie podkreślają całkowite novum opisywanego przez siebie porządku światowego. W Imperium bowiem istotne są nie poszczególne mechanizmy i rozwiązania, lecz pewna wspólna logika rządzenia, jakim one wszystkie podlegają. Jest to logika kontroli, logika biowładzy.
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]Imperium kontroluje nie tylko terytorium [co było podstawową troską suwerenności – C. R.] i populację [co było nowym wynalazkiem tego, co Foucault określa mianem urządzeń bezpieczeństwa – C. R.] – kreuje również cały zamieszkiwany przez nią świat. Reguluje międzyludzkie interakcje, ale pragnie też sprawować bezpośrednie rządy nad ludzką naturą. Przedmiotem jego rządów jest życie społeczne jako całość (tamże, s. 11).
Władza imperialna ma zatem postać nie tylko ekstensywną, ale i intensywną. Dochodzimy tu do ważnego zagadnienia realnej subsumcji. „Biowładza to inna nazwa realnej subsumcji społeczeństwa pod kapitał, a oba te określenia są równoznaczne ze zglobalizowanym porządkiem produkcyjnym” (tamże, s. 385, przekład nieznacznie zmodyfikowany). Konieczne jest tu krótkie omówienie pojęć formalnej i realnej subsumcji. Opisana przez Marksa formalna subsumcja pracy pod kapitał oznacza rozbudowę kapitału, którą można by określić właśnie jako ekstensywną. Włącza on w swój obręb nowe obszary, nowe rynki, a przede wszystkim zewnętrzne wobec siebie procesy produkcji bez ingerowania w sam sposób produkcji. Za przykład może posłużyć tu włączenie w obręb kapitalizmu polskiego rolnictwa, które co najmniej do połowy XIX w.5 było wtłoczone w formę pańszczyzny (przynależną do gospodarki pre-kapitalistycznej). Podobnie przedstawia się sytuacja z opartą na niewolnictwie gospodarką w koloniach angielskich czy holenderskich: państwa kapitalistyczne wykorzystywały pre-kapitalistyczne sposoby produkcji. Ten ruch kapitału wiąże się bezpośrednio z nowoczesnym imperializmem, tzn. internalizacją zewnętrza. Jednak, zdaniem Hardta i Negriego, ponowoczesność – doba Imperium – to okres, w którym nie ma już żadnego zewnętrza wobec kapitału, wobec mechanizmów władzy. Subsumcja formalna przestaje grać centralną rolę, a jej miejsce zajmuje teraz subsumcja realna. Ta ostatnia oznacza dla Marksa – najprościej rzecz ujmując – ingerencję w samą formę sposobu produkcji, po to by nadać jej postać kapitalistyczną. Taka ingerencja wiąże się z wprowadzeniem zaawansowanej technologii maszynowej, zastosowaniem nauk przyrodniczych oraz zwiększeniem roli kooperacji.
Zdaniem autorów Imperium – a podążają tu oni za rozważaniami operaistów – subsumcja realna dotyczy obecnie już nie tylko „pracy” (w tradycyjnym znaczeniu produkcyjne pracy zarobkowej), ale całości życia społecznego. „Integracja pracy z kapitałem poprzez realną subsumcję staje się bardziej intensywna niż ekstensywna, a społeczeństwo modelowane jest bardziej niż dotąd przez kapitał” (tamże, s. 275). O ile wcześniej kapitał podporządkowywał sobie wyłącznie procesy produkcji, o tyle teraz – gdy przybiera globalną i imperialną formę – stara się objąć i kontrolować wszystkie relacje społeczne. Hardt i Negri wskazują tu przede wszystkim na komunikację, wiedzę, afekty oraz obszar reprodukcji – „coraz trudniej jest więc utrzymać rozróżnienia między pracą produkcyjną, reprodukcyjną i nieprodukcyjną” (tamże, s. 422). Biowładza oznacza zatem nie tylko nieprzerwaną kontrolę całej tkanki społecznej i każdego aspektu jednostkowego życia, ale również ujęcie wszystkiego (nawet języka i emocji) z perspektywy produkcji i – zgodnie z kapitalistyczną logiką – jego wyzysk6. „Władza imperialna […] jest pasożytem, który czerpie swą żywotność ze zdolności [wielości] do kreowania coraz to nowych źródeł energii i wartości” (tamże, s. 381). Powstaje „fabryka społeczna”7, w której każdy aspekt życia zostaje zmuszony do produkowania wartości dodatkowej, którą przejmują jednostki zajmujące uprzywilejowaną pozycję w relacjach władzy.
W owej „fabryce społecznej” odbywa się praca, którą Hardt i Negri określają mianem pracy niematerialnej. Jej trzy główne typy to zinformatyzowana produkcja przemysłowa, usługi symboliczno-analityczne oraz produkowanie emocji i manipulowanie nimi. W pierwszym typie najlepiej widać przesunięcie, jakie dokonało się między nowoczesnością a ponowoczesnością w ramach istniejącej już gałęzi gospodarki. Autorzy Imperium opisują to jako przejście od fordyzmu do toyotyzmu. W modelu fordowskim produkcja towarów była w dużym stopniu niezależna od rynku, tzn. niemal nie istniało sprzężenie zwrotne między konsumpcją a produkcją (jeśli występowało, to w postaci ograniczonej i powolnej). Natomiast toyotyzm oznacza produkcję, która wchłonęła technologie komunikacyjne i za ich pomocą dąży „do stałej interaktywnej wymiany lub szybkiej komunikacji między produkcją a konsumpcją” (tamże, s. 310). W wyidealizowanej postaci tego modelu w fabryce nie jest przechowywany żaden zapas – towar powstaje dopiero w momencie, gdy konsument go wybrał i zakupił. Produkcja towarów zyskuje tutaj postać usługi.
To właśnie sektor usług jest najistotniejszym obszarem w nowej, imperialnej gospodarce. W jego ramach dochodzi przede wszystkim do wymiany informacji i wiedzy. Centralnym narzędziem pracy tego typu jest komputer, który tym różni się od maszyn epoki nowoczesności, że jest w stanie modyfikować swoje działania. Zdaniem Hardta i Negriego tak, jak w poprzedniej epoce robotnik uczył się działać jak maszyna, tak teraz dostosowuje swą aktywność – tak w pracy, jak i poza nią – do komputera. To również w tym obszarze dochodzi do podstawowego podziału pracy, na wysoko oceniane twórcze manipulowanie symbolami oraz nie wymagające kwalifikacji czynności – „jak wprowadzanie danych czy przetwarzanie tekstów” (tamże, s. 312). Wreszcie trzeci typ pracy niematerialnej to „praca emocjonalna, polegająca na międzyludzkich kontaktach i interakcji” (tamże). Należą do niej różnego rodzaju prace opiekuńcze czy przemysł rozrywkowy.
Owe trzy typy pracy określane są mianem niematerialnych nie dlatego, że pozbawione są elementu fizycznego – przeciwnie, np. praca opiekuńcza wymaga kontaktu cielesnego – lecz dlatego, że produkują niematerialny towar „taki, jak usługa, wytwór kultury, wiedza lub komunikacja” (tamże, s. 311) albo emocje: „odprężenie, dobre samopoczucie, satysfakcja, podniecenie, namiętne uczucia” (tamże, s. 313). Do takiej, niematerialnej pracy, zaliczana jest również reprodukcja.
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]Jej niematerialność polega raczej, jak podkreślają Negri i Hardt, na braku materialnego, odrębnego od samego działania wytworu. Jej jedynym, nieodróżnialnym od samej pracy produktem jest życie, pojmowane jako zdolność rozwoju i nawiązywania relacji z otoczeniem. Dlatego też lepiej byłoby, jak stwierdzają już w Multitude Negri i Hardt, używać określenia praca biopolityczna (J. Bednarek, Praca biopolityczna i nowy skład klasowy, s. 241, w: Praktyka Teoretyczna nr 5/2012).
Takie zastąpienie terminologiczne wynika dodatkowo z nieporozumienia, jakie rodziło określenie „niematerialna”. Przeciwko rozważaniom zawartym w Imperium wysuwano np. argumenty ilościowe, pokazujące, że obecnie jest na świecie wielokrotnie więcej pracy materialnej niż w czasach Marksa, tyle, że owa praca została wyeksportowana w inne rejony świata (do Chin, Indii itp.). Jednak taka obiekcja opiera się na błędnym odczytaniu tekstu. Sformułowanie „praca niematerialna” (czy później: „praca biopolityczna”) ma wskazywać na współczesną dominację tzw. sektora usług (i to nie dominację ilościową, ale „systemową”, „strukturalną”). Pozostałe gałęzie gospodarki oczywiście nie przestały istnieć i faktycznie rozrosły się ilościowo, jednak ich funkcjonowanie jest „determinowane” przez pracę intelektualną i emocjonalną. Najlepszym przykładem jest tu chyba Apple: chociaż faktycznym producentem sprzętu elektronicznego jest tajwańska firma Foxconn, która zatrudnia rzesze pracowników fizycznych, to jednak główny dochód ze sprzedaży iPodów i MacBooków czerpie amerykański Apple, który zajmuje się głównie projektowaniem (praca kognitywna) oraz marketingiem (praca kognitywno-emocjonalna)8. Co jednak ważniejsze, to właśnie dzięki Apple’owi, a przede wszystkim dzięki zapotrzebowaniu (pragnieniu) jakie produkują jego pracownicy, ma sens funkcjonowanie takich firm jak Foxconn. Należy jednak jeszcze raz podkreślić: to, że ta praca nazywana jest niematerialną, nie oznacza, że jej efekty nie są materialne lub że nie potrzebują „zapośredniczenia” w elemencie materialnym (produkująca pragnienie reklama musi mieć przecież jakiś nośnik: papier ulotki, ekran telewizora lub komputera, głośnik radia etc.). Ponieważ jednak zbyt wielu czytelników przywiązywało uwagę do słowa, a nie treści pojęcia (na tym właśnie polega naiwna, „zdroworozsądkowa” lektura tekstów filozoficznych), Negri i Hardt w kolejnej książce zaczęli mówić już o pracy biopolitycznej.
Wróćmy jednak do kwestii samej tej pracy (niezależnie, czy nazwiemy ją niematerialną, czy biopolityczną). Dwoma podstawowymi jej cechami są komunikacja i współpraca. Jej komunikacyjność została już wskazana i krótko omówiona powyżej (np. sprzężenie zwrotne konsumpcja-produkcja w toyotyzmie czy wymagające międzyludzkiego kontaktu produkowanie emocji). Warto natomiast zwrócić szczególną uwagę na drugą cechę, pozwoli nam ona bowiem od razu przeskoczyć do drugiego istotnego dla tego tekstu wątku – biopolityki. Zdaniem Hardta i Negriego „kooperacja tkwi w samej istocie pracy niematerialnej” (tamże, s. 314). Każdy z jej typów wymaga „społecznej interakcji i współpracy” (tamże) i o tyle nie jest jej narzucany z zewnątrz, ale przenika ją od wewnątrz, jest jej w pełni immanentnym momentem. Jest to punkt, w którym zostaje zadany najistotniejszy cios kapitalistycznej wizji stosunków społecznych. Dawne koncepcje ekonomiczno-polityczne (w tym również Marksowska) przypisywały kapitaliście rolę organizatora współpracy pomiędzy robotnikami, widziały w nim kogoś na wzór dyrygenta lub generała, „który rozmieszcza i koordynuje siły produkcji w ich wspólnym wysiłku” (tamże, przypis 22 na s. 483). Z tej perspektywy można było bronić kapitalisty i jego bogacenia się na pracy innych: on również miał swój udział w procesie produkcji. Jednak wraz z momentem immanentyzacji kooperacji taka argumentacja zawala się – kapitalista jawi się tu wyłącznie jako istota pasożytująca na samoorganizującej się, nie potrzebującej zwierzchnictwa pracy robotników.
– Biopolityka –
Niezwykle istotne jest by dobrze zrozumieć komu Hardt i Negri przypisują sprawczość, odpowiedzialność za doprowadzenie do immanentyzacji kooperacji. To nie sam rozwój kapitału doprowadza do takiej sytuacji (co nadal mogłoby stanowić argument za jego „prawem” do wyzyskiwania tej pracy), lecz proletariacka podmiotowość – a ujmując rzecz ogólniej: pragnienie wielości (ang. multitude) będącej nowym podmiotem politycznym.
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]Teorie przejścia do i poza imperializm, preferujące czystą krytykę dynamiki kapitału, niosą ryzyko niedocenienia rzeczywistej, efektywnej siły sprawczej, kierującej rozwojem kapitalizmu z samego jego centrum – mianowicie ruchu robotniczego i walki proletariatu (tamże, s. 255).
Autorzy Imperium wielokrotnie podkreślają, że prawdziwym motorem dziejów jest pragnienie wielości, a kolejne przemiany w obrębie kapitalizmu są jedynie reakcją na ruchy owego pragnienia.
Niech za przykład posłużą płatne urlopy. Choć wydają się one czymś zupełnie oczywistym (być może coraz mniej dla obecnego pokolenia) to są stosunkowo młodym „wynalazkiem”, którego historia sięga początków XX wieku. Jedne z pierwszych płatnych urlopów (nie licząc tych przyznanych przez Napoleona III urzędnikom państwowym) uzyskali holenderscy szlifierze diamentów (1910 r.), później między innymi robotnicy – choć nie wszyscy – polscy (1922 r.), brytyjscy (1925 r.), francuscy (1936 r.) a nawet szwajcarscy (1946 r.). Skąd taki pomysł, by nie pracować przez cały rok, ale również wypoczywać? Wojciech Burszta, antropolog kulturowy z warszawskiej SWPS wyjaśnia ten fakt w następujący sposób:
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]Zarówno władza państwowa, jak i pracodawcy zrozumieli, że zrelaksowany pracownik jest wydajniejszy niż przemęczony. Stąd wprowadzanie ustawowych dni wolnych od pracy. Za procesem formowania się zwyczaju urlopowego stał też kontekst ekonomiczny. W urlopach zwietrzono interes, dlatego zaczęto proponować zorganizowane formy czasu wolnego. Pracownik stał się konsumentem kwitnącego przemysłu turystycznego – tak powstawała turystyka masowa. […] Pojęcie to trzeba wiązać też z rozwojem mediów – zaczęto głośno mówić o potrzebach ludzi pracy. Czas wolny przestał być postrzegany jako przywilej pewnych warstw społecznych, stał się prawem każdego (wywiad z Wojciechem Bursztą, Krótka historia urlopu).
Bardzo zgrabnie sformułowane kłamstwo. Choć – tak jak w wielu kłamstwach – jest tu ziarno prawdy: przytoczona wypowiedź jest przykładem tego, jak biowładza wypacza sensy różnych zjawisk, jak przenika je od wewnątrz i zaczyna wtłaczać w inną (własną) logikę. W rzeczywistości urlopy nie powstały ani z państwowej czy kapitalistycznej dbałości o kondycję pracowników, ani w związku ze „zwietrzonym interesem”, a tym bardziej nie dzięki zasłudze mediów. Zrodziły się one w wyniku walk prowadzonych przez wielość, w szczególności przez związki zawodowe. Zarówno holenderscy szlifierze diamentów, jak i robotnicy francuscy wyszli na ulice, zorganizowali masowe strajki i wymusili na rządach wprowadzenie odpowiednich zmian (we Francji celem było nie tylko uzyskanie – wówczas ledwie dwutygodniowego – urlopu, ale również skrócenie tygodnia pracy do 40 godzin). Tę sytuację powinien jeszcze dobitniej uwypuklić fakt, że w takim „hiperkapitalistycznym” państwie jak Stany Zjednoczone prawo nie gwarantuje ani jednego dnia płatnego urlopu. Tamtejsi pracodawcy sami decydują o przyznaniu dni wolnych – i bardzo często zupełnie z tego rezygnują. Warto też zauważyć, że ze względu na wysokie ryzyko utraty miejsca pracy wielu pracowników „z własnej woli” rezygnuje z urlopu lub „postanawia” nie wykorzystać go w całości (podobną praktykę można zaobserwować w Japonii, innym hiperkapitalistycznym kraju). Ponadto USA, jako jeden z czterech krajów na świecie – obok: Lesoto, Suazi i Papui-Nowej Gwinei – nie gwarantuje urlopu macierzyńskiego.
Podobnie jest we wszystkich innych przypadkach: podwyżki płac, skrócenie liczby godzin pracy w tygodniu, zapewnienie świadczeń socjalnych, opieki medycznej czy ubezpieczenia – wszystko to nie jest „prezentem” od szefa albo premiera, lecz efektem prowadzonych przez wielość walk. W tym miejscu może pojawić się pewna wątpliwość: w 1922 roku Sejm II Rzeczpospolitej przyjął ustawę o urlopach9 bez nacisku robotników (walczyli oni za to o inne prawa). Innym, często przytaczanym kontrargumentem jest również podjęta 5 stycznia 1914 roku przez Henry’ego Forda (założyciela Ford Motor Company) decyzja o skróceniu pracownikom tygodnia pracy oraz dwukrotnym podniesieniu pensji. Warto jednak pamiętać, że wówczas fala strajków przetoczyła się przez inne zakłady przemysłowe w USA – ruch Forda był tylko ruchem taktycznym; podobnie można ocenić decyzję rządu II RP. Efektem walk wielości są bowiem nie tylko konkretne prawa (krótszy tydzień pracy, więcej dni urlopowych), ale również zacieśniająca się między jednostkami solidarność oraz umiejętności przeprowadzania strajków.
Te dwa ostatnie aspekty są dla rządów i pracodawców o wiele groźniejsze, gdyż dają robotnikom (a właściwie: wielości) narzędzia do dalszej walki o swoje prawa i warunki życiowe. Toteż Ford był nie tyle „dobrym wujkiem”, który podarował swoim pracownikom spóźniony prezent gwiazdkowy, lecz przewidującym strategiem, który – za pewną cenę – uniknął o wiele większego zagrożenia: powstania zorganizowanych związków zawodowych10. Przed takimi posunięciami, ze strony jednostek i grup zajmujących uprzywilejowane pozycje w relacjach władzy, ostrzegał polski filozof, Edward Abramowski, już w 1899 roku. „W polityce socjalistycznej chodzi więc nie tylko o samą reformę, lub o polepszenie bytu klasy pracującej, lecz i o to także, w jaki sposób ta reforma i polepszenia zostają osiągnięte” (E. Abramowski, Etyka a rewolucja, w: tenże, Pisma. Tom 1, s. 267). Jak pokazuje Abramowski, konserwatyści, liberałowie oraz partia katolicka niejednokrotnie mają te same postulaty, czy nawet gotowe są na przeprowadzenie reform, byleby tylko nie dokonały się one za sprawą walki klasowej. Taka polityka może czasem zmniejszyć nędzę i wyzysk, obdarzyć dobrodziejstwami, ale nie rewolucjonizuje moralnej natury ludu (w języku Hardta i Negriego można by powiedzieć: nie prowadzi do wyłonienia się wielości). Natomiast polityka – jak ją nazywa polski filozof – socjalistyczna (w terminologii autorów Imperium byłby to jednak nie socjalizm, lecz komunizm), przeprowadzając nawet te same reformy, „stara się, ażeby one były wyrazem zmienionych dusz ludzkich, zdobyczą nowych pożądań i nowych idei, które rozwinęły się w świadomości klas pracujących” (tamże). Walki prowadzone przez wielość mają zatem podwójne znaczenie: nie tylko pomagają uzyskać należne jej prawa, lecz również wzmacniają spajające ją więzi. Z drugiej strony jeśli pragnienia wielości są realizowane przez państwo lub kapitalizm, to przybierają one zawsze perwersyjną formę.
Przykłady takiej perwersyjnej realizacji pragnień podane zostały pod koniec pierwszej części tekstu: choćby marzenie o swobodnym wyborze zawodu i braku przywiązania na całe życie do jednego miejsca pracy, marzenie o mobilności, zostało „zrealizowane” pod postacią niepewnego zatrudniania na umowy śmieciowe, przeplatanego okresami bezrobocia. Z drugiej strony, warto wspomnieć również o drugim końcu „kija”, jakim był „prezent” ze stycznia 1914 roku: w zamian za krótszy tydzień pracy i podwyżkę, pracownicy musieli zgodzić się na permanentną inwigilację – również poza firmą – przez ochroniarzy Forda. Podobnie, zdaniem Hardta i Negriego, rzecz ma się z Imperium – jest ono perwersyjną realizacją posiadanego przez wielość pragnienia internacjonalizacji i globalizacji, końca kolonializmu i imperializmu11.
Aktywność stoi zatem po stronie wielości, władza – nawet jeśli produktywna – jest, zdaniem autorów Imperium, zawsze reaktywna. Ową aktywność wielości można określić mianem biopolityki. Produkcja biopolityczna to kreowanie „życia społecznego jako takiego, w którym wymiary ekonomiczny, polityczny i kulturowy przenikają się coraz bardziej i wzajemnie wzbogacają” (tamże, s. 9). Owo zatarcie się rozróżnienia pomiędzy produkcją, reprodukcją i nieprodukcją nie jest wynikiem działania biowładzy, lecz efektem biopolitycznej aktywności wielości. Biopolityka poprzedza biowładzę. Biowładza jest możliwa tylko jako kontrolowanie i pasożytowanie na aktywności biopolitycznej12.
A zatem już na samym poziomie bios, na samym poziomie życia, dochodzi do zatarcia podziałów na to, co prywatne (w sensie greckiego oikos) i to, co publiczne, polityczne. Podobnie jak do zatarcia podziału na bazę i nadbudowę. Do produkcyjnego bios przynależy wszystko: zarówno reprodukcja, jak i produkcja towarów, a także kultura, cielesność, podmiotowość, relacje społeczne, uczucia, wartości i kreatywność. Owego życia nie należy zatem rozumieć jako pojęcia czysto naturalistycznego (życie jako przeciwstawne kulturze i/lub polityce)13. Nie chodzi tu też o agambenowski bios w sensie nagiego życia, które jest raczej negatywną granicą człowieczeństwa i oznacza ludzką pasywność. Dla Hardta i Negriego „życie nie jest niczym innym, jak produkcją i reprodukcją zespołu ciał i mózgów” (tamże, s. 385), jednak produkcją-reprodukcją odbywającą się zawsze w kontekście społecznym. Życie nie jest jakimś zewnętrzem, nie ma tu bios poza społeczeństwem i polityką (poza społecznymi „konstruktami”).
– Zakończenie –
Celem utrwalenia na końcu tekstu zamieszczone zostają najważniejsze spostrzeżenia z obydwu jego części. Z perspektywy Hardta i Negriego polityka i władza jedynie wtórnie wiążą się z porządkiem praw i idei. Obie przede wszystkim odsyłają do różnego rodzaju mechanizmów, technik, strategii i praktyk odpowiedzialnych za wytwarzanie (się) relacji społecznych. Te ostatnie pojmowane są tu szeroko i obejmują zarówno procesy produkcyjne (powiedzmy: relacja producent-konsument i relacja kapitalista-robotnik), jak i wszelkiego rodzaju procesy reprodukcyjne (nie tylko podtrzymywanie życia biologicznego i płodzenie potomstwa, ale również przekazywanie wiedzy, wytwarzanie relacji emocjonalnych, nauczanie języka, różnego rodzaju umiejętności, reakcji ciała, etc.). O ile jednak (bio)polityka byłaby takim zbiorem owych strategii i praktyk, za pomocą których wielość dąży do pełnej demokracji, poszerzania obszaru wolności oraz dobra wspólnego; o tyle (bio)władza była by zestawem (urządzeniem, dispositif, pewną funkcjonalną całością posługującą się konkretną logiką) technik i mechanizmów mających na celu wyzyskiwanie owej twórczej aktywności wielości. O oryginalności nowej, imperialnej formy suwerenności decyduje to, że władza z pozycji transcendentnych przechodzi na pozycję immanentną wobec życia – staje się biowładzą.
- W dalszej części tekstu będę wyraźnie rozróżniał biowładzę i biopolitykę, choć Hardt i Negri nie zawsze są w tej kwestii konsekwentni.
- Warto zauważyć, że sam Negri znał podobny sposób myślenia jeszcze przed zetknięciem z myślą autora Nadzorować i karać. Na tę nową – przenikającą do wnętrza życia społecznego – postać władzy zwracali uwagę także włoscy operaiści, w szczególności Mario Tronti. Negri podkreśla jednak, że to dopiero dzięki Foucaultowi i Deleuze’owi to, co wcześniej funkcjonowało raczej pod postacią pewnych intuicji, zyskało odpowiednią ramę pojęciową (zwrócił na to uwagę podczas seminarium Beyond the Public Sphere. Towards the Common, które odbyło się 9 października 2015 roku w Warszawie).
- Patrz: Gry i zabawy Michela Foucaulta. Michel Foucault w rozmowie z redakcją „Ornicar?”, w: Kronos nr 3 (14)/2010.
- Na temat owej specyficznej strukturyzacji każdego z urządzeń władzy i innych ich reakcjach na napotkane fenomeny/wydarzenia patrz: T. Falkowski, Foucault. Historiozofia zdarzenia, Poznań 2014, s. 78-108.
- Zwykle zwraca się uwagę na rok 1846, w którym to zniesiono w Królestwie Polskim pańszczyznę na mocy ukazu cara Mikołaja I (sic!), można jednak wskazać już na rok 1811, kiedy to pierwszy z serii edyktów znosi pańszczyznę na terenie zaboru pruskiego.
- „W kategoriach ogólnych wyzysk polega przede wszystkim na zawłaszczaniu tego, co wspólne, prywatyzacji wspólnego dziedzictwa ludzkości: w wypadku tradycyjnej wiedzy ludów rdzennych znane od setek lat leki patentowane są przez naukowców, którzy je «odkryli», przy jednoczesnym braku uwzględniania tytułu własności tych, którzy je wcześniej stosowali; wiedza tradycyjna jest tu, co stanowi przykład kontynuacji kolonializmu za pomocą innych środków, definiowana jako przednaukowa, «naturalna».” (J. Bednarek, Praca biopolityczna i nowy skład klasowy, s. 247, w: Praktyka Teoretyczna nr 5/2012).
- To wątek, który Hardt i Negri przejmują z operaizmu; patrz np. M. Tronti, Fabryka i społeczeństwo. Tronti opisuje tam proces zacieśniania się więzi „między kapitalistyczną produkcją a burżuazyjnym społeczeństwem, między fabryką a społeczeństwem i między społeczeństwem a państwem”, w efekcie którego „stosunek społeczny staje się momentem stosunku produkcji, społeczeństwo zaś jako całość artykulacją produkcji” (tamże).
- Zwróćmy jeszcze uwagę na to, że ów marketing nie skupia się na reklamie samego materialnego produktu (np. wyglądzie iPada) – choć ten element również jest obecny. Przede wszystkim jednak przedstawia się możliwości, jakie ów produkt otwiera (np. różnorodne aplikacje, które można na owego iPada pobrać). To oczywiste, że tego typu produkty kupuje się nie po to, by na nie patrzeć, ale po to, by korzystać z nich do konkretnych celów – i twórcy reklam doskonale o tym wiedzą (oczywiście iPady, samochody czy pralki są „piękne”, ale przede wszystkim są szybkie, wygodne w obsłudze, energooszczędne, wielozadaniowe, dostosowane do indywidualnych potrzeb…).
- Nie dotyczyła ona jednak wszystkich grup pracowniczych, pomijała m.in. dozorców i służbę domową, wyraźnie zaś uprzywilejowywała pracowników umysłowych.
- Ford był ich wielkim przeciwnikiem i uznał je w swoich zakładach dopiero w 1941 r., po licznych procesach sądowych oraz strajku w fabryce River Rouge.
- Patrz też: Imperium, s. 58–60.
- To perspektywa wspólna – choć przy innym rozłożeniu akcentów – zarówno operaizmowi jak i Deleuze’owi i Guattariemu; można ją także wyczytać u Foucaulta (jeśli zinterpretujemy opór jako pierwotny w relacjach władzy). A zatem perspektywa, która pojawia się we wszystkich trzech kluczowych korzeniach myśli Hardta i Negriego. Na owo pierwszeństwo biopolityki wobec biowładzy w Imperium zwraca uwagę również T. Lemke, Biopolityka, tłum. T. Dominiak, Warszawa 2010, s. 86.
- O tyle Hardt i Negri sprzeciwiają się nie tylko ujęciu Marksowskiemu, ale również utrzymywanemu w Kondycji ludzkiej przez Hannah Arendt podziałowi na work i labor. (To spostrzeżenie zawdzięczam J. Bednarek, dz. cyt., s. 239, przypis 16.).
One thought on “„Imperium” (2): biowładza contra biopolityka”