Międzynarodowe żydostwo metafizycznie morduje Niemcy machinacją według zasady rasowej! (recenzja książki „Heidegger i mit spisku żydowskiego” Petera Trawnego)
Heidegger jest filozofem, który do dziś wzbudza kontrowersje. Przy wielu okazjach przypomina się jego zaangażowanie w działalność NSDAP, zwłaszcza podczas okresu jego rektoratu we Fryburgu (1933–4). Często przytacza się przy tym cytat, w którym Heidegger porównuje Holokaust do rolnictwa przemysłowego 1. Choć wiedza o nazistowskich sympatiach niemieckiego filozofa jest powszechna, do czasów wydania Czarnych zeszytów trudno było posądzać go o żarliwy antysemityzm. W żadnym opublikowanym za jego życia dziele nie poruszał wątków dotyczących Żydów; jedynie dzięki prywatnym listom do żony „wiadomo od dawna, że Heidegger już w 1916 roku […] mówił o »zażydzeniu [Verjudung] naszej kultury i uniwersytetów; sąd, z którym wielu się zgadzało, w tym również Żydzi” 2. Czarne zeszyty pokazały jednak, że antysemityzm przynajmniej w pewnej mierze kształtował myśl autora Bycia i czasu i wywołały przy tym niemal tabloidową sensację. Książka, którą pragnę niżej omówić – Heidegger i mit spisku żydowskiego – autorstwa wydawcy Czarnych zeszytów, Petera Trawnego, jest jedną z pierwszych prób odpowiedzi 3 na problem w lekturze Heideggera, jaki rodzą właśnie wydane dzieła.
– Mroczna zawartość Czarnych zeszytów –
Czym jednak są Czarne zeszyty i dlaczego ukazują się dopiero teraz? Heidegger w swoim testamencie zdecydował, żeby wydać wszystkie jego dzieła (wykłady, notatki itd.). Z uwagi na to, że był wyjątkowo płodnym myślicielem, dopiero teraz zbliżamy się do końca cyklu wydawniczego Gesamtausgabe. Na sam koniec tej edycji miały zostać wydane jego osobiste notatki filozoficzne z lat 1931–1948, które nigdy przedtem nie zostały upublicznione. Noszą one dość ogólne tytuły: „Rozważania” (Überlegungen), „Uwagi” (Anmerkungen), „Cztery zeszyty” (Vier Hefte), „Wskazówki” (Winke) i „Tymczasowe” (Vorläufiges), lecz ze względu na fakt, że wszystkie te zapiski były prowadzone w czarnych zeszytach, znane są właśnie pod tą nazwą. Trudno rozstrzygnąć, dlaczego Heidegger w ogóle zdecydował się publikować w całości te zapiski na koniec Gesamtausgabe, będąc świadomy ich zawartości. Według Heideggera i mitu spisku żydowskiego można postawić dwie hipotezy: optymistycznie założyć, że Heidegger chciał pokazać, co złego stało się w latach trzydziestych z jego filozofią lub pesymistycznie stwierdzić, że filozof megalomańsko uznał, że prawdę zawartą w jego słowach będzie można dostrzec jedynie z perspektywy czasu. Same Czarne zeszyty nie dają odpowiedzi na to pytanie. Wynika to wprost z woli Heideggera – zastrzegł on bowiem, że wszystkie 102 tomy mają być wydane w wersji niezmienionej. Wydawca zatem nie mógł zaproponować wydania krytycznego. Ten fakt – oraz bulwersująca zawartości Zeszytów – były asumptem do napisania Heideggera i mitu spisku żydowskiego.
Tekst ten jest w zasadzie mocno rozwiniętą przedmową wydawcy i mieści się raczej w dziedzinie historii filozofii, niż filozofii per se. Nie jest to wadą, jednak w znacznym stopniu determinuje charakter tej przeszło dwustustronicowej książki. Dzieło Trawnego jest właściwie krytycznym, skupiającym się na kwestii antysemityzmu opracowaniem wydanych przez niego Czarnych zeszytów. Autor zauważa, że antysemityzm Heideggera ma charakter ontohistoryczny i kontaminuje w zasadzie cały dorobek Heideggera z lat ’30 i ’40, a w szczególności jego filozofię dziejów bycia. Po zaprezentowaniu i przedstawieniu swojej głównej tezy Trawny ilustruje ją na przykładzie kolejnych, szczegółowych kwestii, takich jak relacja Heideggera z Husserlem, stosunek do Szoa, czy zestawienie dzieła i życia filozofa; nadaje też jej szerszy kontekst analizując pojęcie rasy w dorobku autora Bycia i czasu. Sama praca nie jest konkluzywna – ma bowiem na celu prześledzenie owej antysemickiej kontaminacji, nie zaś dokonanie „sądu” nad Heideggerem.
Jakie są wyróżniki Heideggerowskiego antysemityzmu ontohistorycznego? Według Trawnego nie ma on praktycznie nic wspólnego z antysemityzmem stricte nazistowskim. Wskazuje na to chociażby fakt, że w Trzeciej Rzeszy, gdzie antysemityzm stanowił ważną część panującej ideologii, Heidegger nigdy publicznie nie wygłosił swoich uwag, tylko pozostawił je w Czarnych zeszytach, które ujrzały światło dzienne dopiero niedawno. Co więcej, akademicko-filozoficzny antysemityzm autora Bycia i czasu z perspektywy historycznej w kontekście Szoa wydaje się być mało radykalny, a wręcz ugruntowany w powszechnym w międzywojniu myśleniu w kategoriach rasowych. Niejako broniąc Heideggera Trawny wielokrotnie podkreśla w tekście, że trudno sprawiedliwie oceniać antysemityzm przed 1945 r. wiedząc już, że doprowadził on wprost do komór gazowych. Nie mogę się z nim zgodzić w tej kwestii. Gdyby z wiedzy o Szoa miał koniecznie wynikać jednoznacznie negatywny moralnie osąd antysemityzmu, to po Holocauście poglądy opierające się na wytwarzaniu rasowej figury wroga powinny być marginalne. Patrząc na coraz powszechniejszy dyskurs antyuchodźczy czy antymigrancki nie można uznać, że tak właśnie jest. Gdyby zresztą faktycznie można byłoby uznać antysemityzm Heideggera za „po prostu” skutek ducha epoki, to cała książka Trawnego nie miałaby większego sensu – nie byłoby bowiem czego śledzić, a opisywana kontaminacja dotyczyłaby niemal całej myśli okresu międzywojennego. Antysemityzm ma jednak czasem ogromną wagę dla koncepcji dziejów bycia i nie sposób powstrzymać się od jego jednoznacznie negatywnej oceny moralnej.
– Antysemityzm ontohistoryczny –
Autor wyróżnia u Heideggera trzy typy ontohistorycznego antysemityzmu. Pierwszy z nich opiera się na diagnozowaniu „przejściowego wzrostu siły judaizmu” 4 , za który miałoby odpowiadać zwiększenie machinacji rozumianej jako uniwersalizacja, wykorzenienie bycia ze swego miejsca. Dla Heideggera, zwłaszcza w latach niedługo po wydaniu Bycia i czasu, „»troska« powinna być rozumiana jako »prawda (natura – ziemia – krew – ojczyzna – krajobraz – bogowie – śmierć)«” 5 . Źródłowo bycie jest czymś lokalnym – znajdującym się w stwarzających je konkretnych warunkach, już-w-świecie. Jednak Heidegger zawsze stawia coś w kontrze do tej źródłowej nieskrytości (troski, prawdy, aletheia), której odpowiada namysł. W Byciu i czasie jest to »Się«, w Pytaniu o technikę i okresie późniejszym zestaw (Gestell), a w czasie, gdy pisał Czarne zeszyty – właśnie machinacja. „»Machinacja« jest dobiegającą końca »metafizyką«” 6; czystą pochodną kalkulacyjnej racjonalności – powszechną przeliczalnością wszystkiego, czy na wartości fizyczne, czy na pieniądze. Można ją utożsamić ze współczesną techniką. Tego typu abstrakcja sprawia, że byt staje się „bezświatowy” (weltlosig). Machinacja „jest przekroczona lub zniesiona [verwunden] w »wydarzaniu«”. Wydarzanie to pojęcie, „które Heidegger rozważa na wiele sposobów, [które – JM] nie może zostać wyrażone w jednym słowie, jeśli w ogóle może zostać wyrażone”7. Jak pisze Trawny, cytując Heideggera,
„Machinacja” musi zniknąć, musi się sama zniszczyć, ażeby to, co inne – ukryte lub otwarte – mogło nadejść. Heidegger sądzi około 1941 roku, że „każdy imperializm”, tzn. polityczna dynamika wszystkich przeciwników wojennych, prowadzi do „najwyższego spełnienia techniki”. Przewiduje „ostatni akt” tych zdarzeń w tym, że „Ziemia sama się wysadzi w powietrze, a dzisiejsza ludzkość zniknie”. To jednak nie byłoby „żadne nieszczęście, lecz pierwsze oczyszczenie [Reinigung] bycia ze swej najgłębszej deformacji poprzez dominację bytu” 8.
Gdzie tutaj miejsce na antysemityzm? Heidegger ulega wciąż dość powszechnemu stereotypowi, że „Żydzi są dobrzy w rachowaniu i finansach”. W związku z tym machinacja zarówno jako powszechna przeliczalność, jak i bezświatowość, uobecniałaby się na poziomie historycznym/ontycznym w światowym żydostwie [Weltjudentum] 9, odpowiednio jako „skłonność do rachowania”, jak i niezakorzenienie życia w diasporze 10 . Tym samym, na poziomie ontycznym owo „wydarzanie” byłoby właśnie „przekroczeniem lub zniesieniem” światowego żydostwa. Heidegger pozostaje wciąż na poziomie filozoficznej abstrakcji – nie mówi tutaj o konkretnych Żydach czy nawet o konkretnych praktykach (poza Husserlem, którego fenomenologia jest wg Heideggera pusta, bo skażony kalkulowalną żydowską racjonalnością), nie nawołuje do przemocy, a w latach trzydziestych przypuszczalnie nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić Zagłady. Nie zmienia to jednak faktu, że w dobie ustaw norymberskich rozważania te nie mogły nie mieć złowrogiego wydźwięku.
Drugim aspektem ontohistorycznego antysemityzmu Heideggera jest paradoksalne, według niego, wykorzystanie zasady rasowej przez Żydów 11. Rasa dla Heideggera jest jednocześnie zarówno elementem rzucenia w świat, jak i częścią zasady machinacji. Nie rozumie on jej przy tym ani biologicznie, ani stricte kulturowo. Jest dla niego tylko (i aż) jedną z wielu zmiennych, które określa rzucone w świat jestestwo. Z drugiej strony zasada rasowa jest wywodzącym się z machinacji uznaniem rasy za kategorię nadrzędną. „Hodowla rasowa” ma na celu „czystość narodu” i prowadzi do jego zupełnego „odrasowienia”, a zatem pozbawia naród części swojej dziejowości. Niemcy, wprowadzając ustawy o ochronie czystości rasowej, zastosowali na nieograniczoną skalę to, co według Heideggera stworzyli Żydzi. W rezultacie po skutecznym oczyszczeniu ras kategoria ta straci pierwotne znaczenie jako jedna z dziejowych cech rzuconego w świat jestestwa i stanie się jedynie częścią machinacji. Heidegger widzi tutaj „konflikt” pomiędzy nazistami a Żydami jako obustronnie motywowany rasowo. Trawny ten typ antysemityzmu nazywa rasowym czy wręcz rasistowskim.
Trzeci rodzaj Heideggerowskiego antysemityzmu ma, według Trawnego, związek z zawartą w Protokołach mędrców Syjonu wizją międzynarodowego żydowskiego spisku pociągającego za sznurki polityczne, ekonomiczne i kulturowe. Wprawdzie nie ma dowodów na to, żeby Heidegger zaczytywał się w tej pozycji, to, jak zauważa w odpowiedzi na ten zarzut Trawny w posłowiu do wydania drugiego, w związku z warunkami historyczno-kulturowymi musiał implicite znać zawarte w nich poglądy. Co więcej, jak zauważa Karl Jaspers w swojej autobiografii, Heidegger wyrażał wprost opinię o międzynarodowym żydowskim spisku 12. Jak pisze Heidegger w Czarnych zeszytach,
Również myśl o porozumieniu z Anglią, w sensie podziału „przywilejów” [Gerechtsamen] między imperializmami, nie trafia istoty dziejowego procesu, który Anglia teraz dogrywa z wnętrza amerykanizmu i bolszewizmu, a to znaczy jednocześnie również z wnętrza światowego żydostwa. Pytanie o rolę światowego żydostwa nie jest rasowe, lecz jest pytaniem metafizycznym o rodzaj człowieczeństwa, które na wskroś pozbawione więzi może podjąć się światowo-dziejowego „zadania” wykorzenienia wszelkiego bytu z bycia 13.
Machinacyjne światowe żydostwo nie jest więc tylko pojęciem opartym na rasie, lecz opisuje metafizyczny rodzaj człowieczeństwa, który – zdaniem niemieckiego filozofa –wykorzenia byt z bycia. W przeciwieństwie do opisanego wyżej, pierwszego typu antysemityzmu, tutaj Żydzi nie są już „po prostu” jednym z aktorów na scenie dziejów bycia, lecz stają się zagrożeniem metafizycznym. Światowe żydostwo kieruje spiskiem (Anglią, amerykanizmem, bolszewizmem) wymierzonym w Niemcy. Fragmenty te, wywodzące się już z czasów wojny, są zapewne w pewnej mierze wyrazem żalu po śmierci synów na froncie. Nie zmienia to jednak faktu, że Heidegger wmontowuje światowy spisek w swoje dzieje bycia.
– Nazizm a dzieje bycia –
Co ważne, Heidegger nie pozostawał bezkrytyczny wobec nazizmu. Widział bowiem, że narodowy socjalizm nie służy poetyzacji i zakorzenianiu bytu, lecz przybrał postać totalnej mobilizacji – militarnej i przemysłowej. Tym samym dojście NSDAP do władzy, z którym Heidegger wiązał nadzieje odnośnie realizacji swojego programu filozoficznego, zostało przechwycone przez realizującą się w technice machinację. Dwuznaczny status Żydów w myśli Heideggera sprawia, że myśl Heideggera popada tutaj w sprzeczność. Z jednej strony bowiem mamy rasowy konflikt między Niemcami a Żydami (którzy, być może, zawiadują światowym spiskiem wymierzonym w nazistów). Z drugiej – Niemcy poddali się machinacji, zatem sami zostali pionkami w rękach metafizycznej siły, której Żydzi są uosobieniem. Tak w skrócie prezentuje się rekonstrukcja antysemityzmu w Czarnych zeszytach dokonana przez Trawnego w najważniejszym rozdziale omawianej tu książki.
Oczywiście, trudno tutaj się doszukiwać jakiejś oryginalności w Heideggerowskim antysemityzmie. Przejmuje on bowiem bezrefleksyjnie popularne w tamtym okresie (szczególnie wśród nazistów) kalki myślowe i włącza je do swojej koncepcji dziejów bycia. Z drugiej strony jego krytyczny stosunek do Trzeciej Rzeszy bierze się przede wszystkim z jego konserwatyzmu, ocierającego się momentami o reakcjonizm, a nie z oczywistych współcześnie zastrzeżeń etycznych. Narodowy socjalizm, w przeciwieństwie do włoskiego faszyzmu, nie miał w pierwotnej formie wyraźnego pierwiastka futurystycznego. Nazizm, mimo zauważalnej fascynacji industrializacją, miał na celu przede wszystkim powrót do źródeł – rewizję układu wersalskiego, oczyszczenie rasy aryjskiej z historycznych naleciałości, odrzucenie chrześcijaństwa i zanurzenie się w neopogańskim micie. Odwoływał się raczej do wartości narodowych, rasowych, czy wręcz biologicznych, a nie idei historycznego rozwoju. Tym samym obiecywał przywrócenie specyficznie „niemieckich wartości”. Dopiero w późniejszym okresie okazało się, że miało nastąpić to poprzez totalną mobilizację połączoną z technicyzacją i industrializacją, nie zaś namysł, poetyzację bycia i pielęgnację swoich (greckich) korzeni. Można wprawdzie (broniąc Heideggera) uznać, że nazistowskie prześladowania Żydów były skutkiem technicyzacji, zastosowaniem machinacyjnej zasady rasowej. Jeżeli jednak Heidegger, broniąc się przed modernizacją, przyjmuje razem z nazistami założenia o przejęciu przez Żydów kultury i systemu finansowego poprzez machinację, postrzega ich jako aktywnych wrogów „niemieckiego”, „pełnego namysłu” stylu życia oraz uznaje istnienie międzynarodowego żydowskiego spisku, to nie można uznać nazistowskiego antysemityzmu jedynie za wytwór tendencji modernizacyjnych. Można nawet zaryzykować hipotezę, że Heidegger – choć nie posuwa się do postulowania przemocy – w swoim stosunku do Żydów różnił się od nazistów jedynie tym, że uznał nowożytną racjonalność i wywodzącą się z niej technicyzację za żydowską machinację i w związku z tym odrzucał jej użycie.
W pozostałej części swojej książki Trawny dostarcza historycznofilozoficznego kontekstu pozwalającego lepiej zrozumieć projekt dziejów bycia czy pojęcia rasy u Heideggera oraz rozważa, jak antysemityzm filozofa przejawia się w zagadnieniach szczegółowych. Choć problematyka kontaminacji myśli filozoficznej poglądami, z którymi współcześnie nie można się zgodzić (być może poza środowiskami ekstremistycznymi), jest dość powszechnie rozpoznana – wystarczy przypomnieć stosunek Arystotelesa do niewolnictwa [http://www.bbc.co.uk/ethics/slavery/ethics/philosophers_1.shtml], Locke’a do kolonializmu [https://www.jacobinmag.com/2015/06/locke-treatise-slavery-private-property/], Schopenhauera do kobiet [http://www.theabsolute.net/misogyny/onwomen.html] czy Arendt do kwestii rasowych [http://www.jpost.com/Opinion/Hannah-Arendt-white-supremacist-456007] – to przypadek Heideggera jest tutaj szczególny. Wynika to z faktu, że Heidegger – w przeciwieństwie do wyżej wymienionych – uważał, że filozofia nie powinna mieć związku z opinią publiczną. Dlatego też relatywnie niewiele publikował – na 102 tomy Gesamtausgabe jedynie pierwsze 16 stanowią dzieła opublikowane za jego życia – reszta to jego wykłady, notatki i inne, nieopublikowane materiały. Z tego właśnie powodu odkrycie głębokiego antysemityzmu Heideggera w okresie 1931–1948 nastąpiło dopiero niespełna czterdzieści lat po śmierci filozofa. Do tego czasu przepracowano już większość jego dorobku filozoficznego i – przynajmniej do pewnego stopnia – przetrawiono zaangażowanie niemieckiego filozofa w nazizm. Koncepcja dziejów bycia Heideggera – po uzupełnieniu jej post mortem o Czarne zeszyty – bardzo dobitnie pokazuje, w jaki sposób przygodne założenia mogą zostać przemycone do, ściśle ogólnych, metafizycznych czy wręcz transcendentalnych koncepcji.
– Czy i jak czytać antysemicką filozofię? –
Właśnie ta kwestia czyni pracę Trawnego tak ważną. Jest on bowiem pierwszym z badaczy, którzy odkrywają, że okazały gmach filozofii Heideggera, choć mocno przybrudzony roczną działalnością we Fryburgu jako rektora z NSDAP, ma dach z antysemickiego azbestu. Trawny swoją niemal archiwistyczną pracą próbuje oszacować zagrożenie dla odwiedzających, aby potem inni mogli się zastanowić, co z tym budynkiem zrobić – rozebrać? wyłączyć dla zwiedzających pewne skrzydła? ograniczyć wstęp? rozdać kombinezony krytycznego myślenia? udawać, że nic się nie stało? Autor Heideggera i mitu spisku żydowskiego nie zamierza udzielić jasnej rekomendacji. Jego cel – zarówno jako badacza, jak i wydawcy – został osiągnięty. Jak pisze w posłowiu do trzeciego (w ciągu dwóch lat!) wydania, „Publikacja Czarnych zeszytów wywołała wokół Heideggera dyskusję, która wpłynie na nasz stosunek do jego myśli […]. Zostaliśmy skonfrontowani z problemem, którego nikt nie może zignorować” 14. Jak zauważa w przedmowie Arkadiusz Żychliński, Czarne zeszyty wznieciły kolejną falę dyskusji o polityczności Heideggera.
W dyskusji tej trudno mi jednak zrozumieć osoby, które właśnie po lekturze Czarnych zeszytów uznały, że Heideggera nie można czytać – że ów „gmach” trzeba zburzyć, albo skończyć lekturę Heideggera na Byciu i czasie. Po pierwsze, jest to niemożliwe. Jak na pierwszej stronie Heideggera i problemu zła pisze Cezary Wodziński w dość heideggerowskiej manierze, „współwędrowanie zależne jest bowiem przede wszystkim od siły i sposobu udzielania się istotności śladów, jakie dzieło wyżłobiło na swojej drodze. I komplementarnie: od naszej umiejętności podzielania, a więc odczytywania istotności tych śladów”. Innymi słowy, myśl Heideggera wywarła fundamentalny wpływ na współczesną filozofię. Gdybyśmy chcieli zdekontaminować Heideggera, musielibyśmy odrzucić nie tylko jego pisma, ale też te wszystkie nurty, na które wywarł istotny wpływ 15: hermeneutykę, fenomenologię, egzystencjalizm, dekonstrukcję, postmodernizm czy filozofię dialogu. Heideggera nie da się tak po prostu usunąć chociażby ze względu na mnogość odniesień do niego w filozofii jako takiejPo drugie – i jest to klasyczny argument z równi pochyłej – od lat trzydziestych wiadomo o zaangażowaniu Heideggera w nazizm i o tym, że był dość okropną postacią . Co więcej, nawet w końcowych partiach Bycia i czasu można odnaleźć współcześnie niepokojące wątki dotyczące dziejowości. Dlaczego zatem dopiero stwierdzenie, że znany sympatyk narodowego socjalizmu i skrajny konserwatysta był jeszcze – co za niespodzianka! – antysemitą, miałoby sprawić, że przestajemy go czytać? Po trzecie, trzeba też pomyśleć o możliwych analogiach. Oczywiście, nie sposób porównywać Heideggera do zbrodniarzy nazistowskich jak Alfred Rosenberg, a bracia Jüngerowie, którzy również flirtowali z NSDAP, pozostają w intelektualnej niszy. Sądzę jednak, że w kontekście „życiorysów równoległych” najlepiej myśleć tutaj o Carlu Schmittcie. Przypomnijmy: był on zaangażowany w narodowy socjalizm zdecydowanie bardziej niż Heidegger, z lat 1933–6 pozostało po nim wiele publicznych, jawnie antysemickich tekstów (i to bez intelektualnego kluczenia Heideggera w stronę „historii dziejów bycia”), po wojnie jawnie sympatyzował z reżimem frankistowskim 16. Co więcej, nie pisał – jak Heidegger – o poezji, metafizyce, „nasłuchiwaniu bycia” i nieskrytości, lecz był myślicielem wyłącznie politycznym. Pomimo tego – i pomimo licznych głosów wzburzenia – Schmidt jest publikowany, komentowany i czytany; czytany nawet nie w kręgu – przynajmniej teoretycznie – przygotowanych krytycznie czytelników akademickich, ale też w szerokich kręgach politycznych 17 Można nawet stworzyć remiks myśli Schmitta, próbując go wykorzystać jako element „lewicowej”18 krytyki społecznej 19
Czy związku z tym można jednak pominąć fakt antysemickiej kontaminacji? Oczywiście, nie – w końcu główną tezą omawianej książki jest to, że antysemityzm Heideggera miał bezpośrednie przełożenie na jego filozofię, przynajmniej w okresie pisania Czarnych zeszytów. Nie można już po prostu być po prostu heideggerystą, nie można go odczytywać systemowo. Nie można nawet, jak proponował niegdyś Jürgen Habermas, „myśleć z Heideggerem przeciwko Heideggerowi”20. Jeżeli popadamy w holistyczną pułapkę myślenia o „filozofii Heideggera” czy „dorobku Heideggera”, to, rzeczywiście, fakt nawet częściowej kontaminacji sprawia, że każdorazowo musimy się mierzyć z popularnym na konferencjach zarzutem „ale przecież on był nazistą/antysemitą!” . Co w takim razie robić? Sam Trawny sugeruje – i jest mi to bliskie – że dzięki Czarnym zeszytom przyszła lektura Heideggera będzie bardziej swobodna; powiedziałbym, że nawet deleuzjańska. To miła niespodzianka w tak archiwistycznym tekście. Trawny wyraża nadzieję, że badacze Heideggera zamiast próbować dokonywać całościowej rekonstrukcji systemu myślowego będą raczej operować na jego pojęciach i wykorzystywać jego pomysły do ciekawszych celów. Co bowiem ostatecznie zrobili licznie nawiązujący do Heideggera filozofowie drugiej połowy dwudziestego wieku? Nie próbowali przecież rekonstruować, interpretować czy dokonywać krytycznej analizy „dorobku” Heideggera. Zamiast tego – często opierając się na Heideggerowskich pojęciach, pomysłach czy strukturach – tworzyli coś nowego. Być może na tym zasadza się różnica między filozofią a jej historią – zamiast zastanawiać się, „kim był i co miał na myśli Heidegger?” trzeba pytać się „co ja właściwie mogę z tym zrobić?”. Co dość zabawne, tego typu instrumentalne podejście do Heideggera wydaje się być odpowiednio ironiczną „karą” dla antysemickiego filozofa. Nie należy bowiem zapominać, że – co sygnalizowałem wcześniej – ważnymi wątkami w jego filozofii były całościowy „namysł”, „autentyczność egzystencji”, pokorne strzeżenie domostwa bycia. Stały one w kontrze do „racjonalizacji”, „technicyzacji”, „machinacji”. Choć Heidegger wielokrotnie zaznacza, że jego rozważania nie mają ostatecznego charakteru, to jednak wykorzystywanie konkretnych „pojęć” czy „idei” zamiast „namysłu” nad „myślą” niemieckiego filozofa stoi w jaskrawej sprzeczności z tym, o co chodziło autorowi Bycia i czasu. I właśnie dlatego uważam, że jak najbardziej warto to robić.
***
Kto jednak interesuje się dyskusją o kontaminacji myśli Heideggera – i dla kogo ostatecznie jest książka Trawnego? Z jednej strony tekst jest krótki i dobrze napisany – lektura nie sprawia większych trudności, przynajmniej z perspektywy czytelnika względnie zaznajomionego z Heideggerem. Z drugiej strony nie da się ukryć, że jest to jednak dość specjalistyczna książka z zakresu historii filozofii. W związku z tym odnosiłem czasem wrażenie, że na jej większą część składały się po prostu cytaty, mające na celu ilustrację prezentowanych tez. Tekst trzyma się blisko materiału źródłowego, przez co wręcz roi się w nim od cudzysłowów. Książka omawia mocno szczegółową kwestię pojawiającą się w nielicznych fragmentach osobistych zapisków Heideggera, które nie zostały jeszcze nawet przetłumaczone na język polski. Wprawdzie przedstawia kontekst pewnych pojęć i jest przystępnie napisana, ale część poruszanych wątków może być niejasna. W związku z tym mogą też pojawić się trudności w ocenie rzeczywistego wymiaru antysemityzmu Heideggera i jego wpływu na pozostałe jego dzieła. Z tych powodów uważam, że Heidegger i mit spisku żydowskiego jest skierowany do dość wąskiego grona czytelników – tych, którzy przejęli się zawartością Czarnych zeszytów, a właściwie tylko dla tych, którzy albo interesują się filozofią Heideggera w okresie między wydaniem Bycia i czasu a końcem drugiej wojny światowej. Książka może też przyciągnąć uwagę osób już zainteresowanych antysemityzmem oraz biografią Heideggera. Natomiast czytelnicy i czytelniczki bez wcześniejszego przygotowania teoretycznego, powinny najpierw sięgnąć po bardziej syntetyczne opracowania dotyczące myśli Heideggera w przedstawionym okresie lub jego powiązań z nazizmem. Wypływa to jednak z faktu, że tekst ma charakter interwencyjny i był pisany jako bezpośredni komentarz do nowowydanych Czarnych zeszytów – dlatego nie starczyło miejsca na bardziej szerokie i przystępne opracowanie. Pomimo tego, a może właśnie dlatego, książka jest ważna. Stanowi bowiem punkt wyjścia do dyskusji nad antysemickim skażeniem dorobku jednego z najważniejszych filozofów minionego wieku.
- „Uprawa roli jest dzisiaj zmotoryzowanym przemysłem żywieniowym, w gruncie rzeczy tym samym, co produkcja zwłok w komorach gazowych i obozach zagłady”; zazwyczaj jednak zapomina się o dalszej części tego cytatu, tj. „tym samym, co blokowanie i głodzenie krajów, tym samym, co produkcja bomby wodorowej”. M. Heidegger, Bremer Und Freiburger Vorträge. 1. Einglick in das was ist. 2. Grundsätze des Denkens, GA t. 79, red. P. Jaeger, Frankfurt/M. 2005, s. 27, [za:] P. Trawny, Heidegger i mit spisku żydowskiego, tłum. W. Warkocki, PWN, Warszawa 2017, s. 193. Sam cytat pochodzi z niepublikowanego wykładu w Bremie z 1949 r. (wydano go w oparciu o maszynopis), który był podstawą do późniejszego Pytania o technikę. W tym ostatnim tekście można jednak odnaleźć jedynie twierdzenie o rolnictwie.
- P. Trawny, Heidegger i mit…, s. 163; cyt. M. Heidegger, „Mein liebes Seelchen!”: Briefe Martin Heideggers an Seine Frau Elfriede 1915–1970, red. G. Heidegger, München 2005, s. 51.
- Jednak nie pierwszą na rynku polskim – w 2016 roku nieodżałowany Cezary Wodziński wydał swoją ostatnią książkę pod tytułem Metafizyka i metapolityka. Czarne zeszyty Heideggera.
- M. Heidegger, Überlegungen XII, w: tegoż, Überlegungen XII–XV, GA t. 96, s. 67, [za:] P. Trawny, Heidegger i mit…, s. 76.
- P. Trawny, Heidegger i mit…, s. 121; cyt. M. Heidegger, Seminare Hegel – Schelling, GA t. 86, red. P. Trawny, Frankfurt/M. 2011, s. 162.
- Tamże, s. 62.
- Tamże
- Tamże, s. 63–64. Cyt. M. Heidegger, Überlegungen XIV, w: Überlegungen XII–XV, s. 113.
- Polski tłumacz książki wyjaśnia w przypisie: „Decyduję się tłumaczyć konsekwentnie Weltjudentum jako »światowe żydostwo«. Judentum w języku niemieckim jest terminem neutralnym i odnosi się zarówno do religii, jak i kultury Żydów. Znaczy zatem »judaizm«, »żydowskość«, »wspólnota« Żydów. Mimo że słowo Weltjudentum zostało użyte w niemieckim obszarze językowym na początku XX wieku w sposób neutralny […], to przybrało w latach dwudziestych i trzydziestych jednoznacznie pejoratywny wydźwięk. Zaczyna oznaczać w antysemickim dyskursie międzynarodową konspirację żydowską. W ten sposób Hitler używa w swoich mowach terminów: Weltjude, Weltjudentum, international es Weltjudentum. Heidegger próbuje odciąć się od »wulgarnego antysemityzmu«, lecz w latach, w których sporządza zapiski o Weltjudentum, nie może być wątpliwości co do wulgarnego znaczenia tego słowa” (tamże, s. 77–78, przypis).
- Warto zwrócić uwagę, że po wojnie ideologia Izraela była całkowitym zaprzeczeniem owej „bezświatowości”; etos sabry jest wręcz bezpośrednio spleciony z Heideggerowską serią natura – ziemia – krew – ojczyzna – krajobraz – bogowie – śmierć.
- M. Heidegger, Überlegungen XII, w: Überlegungen XII–XV, s. 67, [za:] P. Trawny, Heidegger i mit…, s. 77.
- K. Jaspers, Autobiografia filozoficzna, przeł. S. Tyrowicz, Toruń 1993, s. 99 [za:] P. Trawny, Heidegger i mit…, op. cit., s. 96.
- M. Heidegger, Überlegungen XIV, w: Überlegungen XII–XV, s. 121, [za:] P. Trawny, Heidegger i mit…, s. 77
- P. Trawny, Heidegger i mit…, s. 237.
- Niezależnie od tego, czy wpływ ten opierał się o próbę rozwinięcia pomysłów Heideggera, czy raczej o krytyczną polemikę.
- Po tym okresie powstała wydana przez Krytykę Polityczną [sic!] Teoria partyzanta.
- Zarysowuje to chociażby ta blognotka: http://kartkazpodrozy.blog.onet.pl/widmo-carla-schmitta/.
- Cudzysłów nie ma na celu zdeprecjonować tego typu wykorzystania Schmitta, które – jak wynika z następnego akapitu mojego tekstu – może być w pewnych warunkach sensowne i uzasadnione. Sądzę jednak, że próbę „zmierzenia się” z krytyką liberalnej demokracji wysuwanej z autorytarnej, a wręcz wprost nazistowskiej pozycji Schmidta trudno nazwać po prostu lewicową.
- Zob. Wyzwanie polityczności, red. Ch. Mouffe, Krytyka Polityczna, Warszawa 2011.
- J. Habermas, Martin Heidegger on the Publication of Lectures From the Year 1935, trans. D. Ponikvar, „Graduate Faculty Philosophy Journal”, 1977, t.6, no 2, s. 164.
Zdaje się, że niepostrzeżenie osoba Heideggera została tutaj przyćmiona problemem o wiele głębszym i szerszym, niźli wyciąganie trupa antysemityzmu z szafy. Nie byłem nigdy autentycznie zainteresowany Heideggerem, ale bywam zainteresowany problemem postawionym tamże. Artykuł próbuje ratować Heideggera tak, jak ratowano Nietzschego z antysemityzmu. Tyle, że ten drugi był ofiarą pomówienia i wykorzystania, jak to się stało też z Rilke. Inna rzecz, że Nietzsche nie może być akceptowany DZIŚ na bazie goszystowskiej „etyki”, najnowszego ikonoklazmu, gdyż nie potępił siostry za jej ślub. Był zły, był temu przeciwny, ale ostatecznie życzył jej szczęścia na nowej drodze życia.
Nad artykułem snuje się duch wstydu, zażenowania i obawy, jakby lękało się, że własne zainteresowanie jest ZŁE, że politycznie umieści po przeciwnej stronie lub na wąskim pasie spalonej ziemi, iż pozbawi intelektualnego pola manewru. Czymże ma służyć tutaj wyliczenie, o tym jak to Arystoteles uzasadniał niewolnictwo, Locke kolonializm, nadto paternalistyczny stosunek Schopenhauera do kobiet, wreszcie Arendt miała wielbić białą rasę? Pierwsze to zauważenie, iż nie on jeden był przedstawicielem swojej epoki, przez co jest się niezbyt kompatybilnym z następną. Drugie to zauważenie pewnego rozwoju i jego stopniowanie, podobnie jak na strzałce czasu. Pytanie czego za nas będą się wstydzić w przyszłości? Nie wydaje mi się, że kapitalizmu.
Obawa wynika z ducha czasu. Kiedy w Ameryce niszczy się pomniki Kolumba i Konfederatów, a w Polsce zmienia nazwy ulic, to w moim mniemaniu jest to nie tyle „dryf metafizyczny”, lecz odgórna i centralistyczna polityka służąca przeniesieniu symbolicznego punktu ciężkości, w celu łatwiejszego, wydajniejszego, rządzenia państwem. W myśl zasady, że stabilne są te kraje które są homogeniczne pod względem rasowym, religijnym i etnicznym. Dziś rzekomo powinna wystarczyć homogeniczność ideowa, choćby „europejskość” i feminizm. Teraźniejsze wywyższanie tych grup jakie potocznie określa się proletariatem zastępczym, przypomina sojusz monarchów z bogatym mieszczaństwem, nową szlachtą, wymierzony w partykularyzm starej arystokracji.
Toteż nie jest już istotne, że Kolumb to witalistyczny bohater i dowód na triumf ducha nad materią, wszakże skonstruowano statki i zgromadzono kapitał, dzięki któremu przepłynięto ocean. Ważne staje się, że mimowolne zawleczenie chorób ogołociło za sprawą pandemii dwa kontynenty, w wyniku czego doszło do wymiany ludności, a dziś można WASPom indukować winę, przez osoby które „nigdy nie zbierały bawełny” ludziom którzy „nigdy nie posiadali niewolników” – cytując popularnego mema. Znamienne jest to, że wraz z „uznaniem prawdy” pojawia się legislacja ustanawiająca parytety ze względu na płeć i kolor skóry, co jest postulatem ekonomicznym. Polityka w porównaniu do wolnej wymiany handlowej jest grą o sumie zerowej, toteż klasa polityczna żyje z tego, że pobiera procent z transferów pieniężnych, jakie dokonuje od słabszych politycznie grup społecznych do tych silniejszych. Stąd walka środkami politycznymi musi składać na ofiarnym stosie niuanse. Jeżeli nie zniszczy się przeciwnika ideowo, moralnie, a w jakimś zakresie przyzna mu racje, to rodzi to dwie konsekwencje. Pierwszą jest zmuszenie do podzielenia się zasobami lub pozwolenie na dalszą egzystencję, jaka pomniejsza dochody. Drugą stanowi przyzwolenie na niebezpieczeństwo zanegowania własnego stanowiska lub potrzeby jego kosztownej modyfikacji, a przecież dąży się do poprawy bytu, a nie pogorszenia lub zatrzymania jego poziomu. Tyczy się to wszystkich branż które muszą walczyć środkami politycznymi, a nie rynkowymi, gdzie dwie strony dokonujące dobrowolnej wymiany handlowej zyskują. Stąd protestujący teraz lekarze coraz mocniej zdają mi się wrogami klasowymi, na bazie agorystycznej teorii walki klas, ze względu na fakt domagania się podwyżek kosztem opodatkowania społeczeństwa, a nie prywatyzacji.
Funkcjonując w takich warunkach osoba „lubiąca” Heideggera musi być dezerterem dla lewicy, jeśli nie przekuje jego antysemityzmu na poparcie dla Palestyny. Najbardziej wymowna jest tutaj kwestia zmiany nazw ulic w Polsce, zwalania dalszych tablic i pomników. Wiemy z historii, że Piłsudski wywodził się z obozu socjalistycznego, a wielu patriotów posiadało legitymacje PPSu. Toteż wyciągnięcie tego, kiedy od moralnej strony niesłusznie się coś zmienia, atakuje się obecny rząd i jego zaplecze polityczne. Odbiera się tym samym im nie tyle monopol co dalsze siły które rozpędziły ich „rewolucję narodową”, gdyż człowiek chcący zastanowić się musi przystanąć. Dlatego politycznie eksterminuje się mniejszości, jakiekolwiek, wynika to z ergonomii real politik. Kimże jest ktoś kto chciał się podzielić swoimi uwagami ze światem, a nie stoi za nim żaden kapitał polityczny? Kim jest człowiek wyłamujący się, choćby żartem? Najlepiej tego typu sytuacje odmalował Nietzsche w trzecim paragrafie rozdziału „Problem Sokratesa” w „Zmierzchu bożyszcz”:
„Z racji swojego pochodzenia Sokrates należał do pospólstwa: był motłochem. Wiemy, nawet to jeszcze widzimy, jaki był brzydki. Ale brzydota, będąca sama w sobie zarzutem, u Greków oznacza niemal odrzucenie. Czy Sokrates w ogóle był Grekiem? Brzydota dość często jest przejawem pokrzyżowanego, poprzez skrzyżowanie z a h a m o w a n e g o rozwoju. W innym wypadku jawi się ona jako rozwój p r o w a d z ą c y d o u p a d k u. Antropologowie badający kryminalistów mówią nam, że typowy zbrodniarz jest brzydki: monstrum in fronte, monstrum in animo. Ale zbrodniarz jest décadent? Czy Sokrates był typowym zbrodniarzem? – Przynajmniej nie przeczy temu ów słynny sąd fizjonoma, który tak zgorszył przyjaciół Sokratesa. Przejeżdżający przez Ateny cudzoziemiec, który znał się na twarzach ludzkich, rzekł Sokratesowi prosto w twarz, że j e s t on monstrum – że kryje w sobie wszystkie złe występki i żądze. A Sokrates odpowiedział tylko: „Znasz mnie mój, Panie!””.
Sokrates jest tutaj, raczej, nie rzeczywistym Sokratesem, który istniał, ale czymś w rodzaju chochoła dialektyki, którego bicie pozwalało na rozprawienie się z całą czeredę rzeczywistych osób i zjawisk, na jakie nie starczyłoby mu życia na zapełnianie kolejnych tomów. Takim samym chochołem, a raczej się nim staje, jak autor komentowanego przeze mnie artykułu pod koniec swojego tekstu, są wszystkie przeprosiny, litanie i mantry traktujące o tym kim się jest, nie jest, a jaki stosunek się ma. One podobne są zaklęciom czarownika chcącego wywołać deszcz, egzorcyzmować złego ducha antysemityzmu. Nawet jeśli Heidegger zostanie „wyegzorcyzmowany” to przecież będzie to amputacja! Trzeba brać człowieka takim jakim on jest. Tak samo realia. Najprościej rzecz ujmując – nie da się nic powiedzieć, napisać, bez udowodnienia, że nie jest się wielbłądem.
Nie chcąc popadać w dalszą ekwilibrystykę, by nie tracić czasu na mnożenie przykładów i ustosunkowanie się do nich, to chciałbym przedstawić własną strategię w tego typu sytuacjach. Zwyczajnie wraz z upływem czasu relacje stają się coraz bardziej duchowe, oparte na przyjemnych reminiscencjach. Przestaje się żywić negatywne emocje do czegoś co już nie żyje, nie istnieje, nie może wywrzeć jakiegokolwiek wpływu na żyjących. Stąd z taką łatwością mogę odpowiedzieć twierdząco na to słynne zapytanie demona u Nietzschego. Tak też się stało z Konfederacją w USA, gdzie pamięć o niej stała się folklorem i tradycją lokalnych festynów. Jednakże wskrzeszono ją jako symbol polityczny, tyle że – „Po śmierci Buddy jeszcze przez stulecia pokazywano jego cień w jaskini – olbrzymi, przerażający zgrozą cień. Bóg umarł; ale ludzie są, jacy są, i może jeszcze przez tysiąclecia w rozmaitych jaskiniach będą nam pokazywali jego cień. Cóż, musimy pokonać jeszcze jego cień!” – F. Nietzsche, „Wiedza radosna”.
Hej,
Dzięki za komentarz. Nie jestem w stanie wprawdzie odnieść się do wszystkich Twoich uwag, ale chciałbym podnieść dwa główne punkty:
1. Ruch burzenia pomników konfederatów w południowym USA jest w bardzo dużej mierze oddolny, i zapewne tak samo wyglądała pierwsza fala dekomunizacji czy denazyfikacji w Polsce (rzeczywiście, czymś innym jest aktualnie przeprowadzana „dekomunizacja”, stricte państwowa). I tak samo – ruch egzorcyzmowania Heideggera nie jest w żaden sposób odgórny, po prostu dużo osób zaczęło się zastanawiać na zasadzie „ojej, był antysemitą, i co teraz? chyba trzeba przestać się do niego przyznawać!”. Historię należy umiejscawiać w odpowiednim kontekście, a nie udawać, że jej nie było.
2. Nie jestem pewny, czy dobrze odczytałeś moje intencje. Nie chodzi tutaj o „wstyd” przez to, że ktoś się zajmuje Heideggerem, tylko raczej wykorzystać ujawniony właśnie antysemityzm Heideggera, żeby w końcu zajmować się nim twórczo. Dość powszechną chorobą akademicką – jak wynika z książki Trawnego, nie tylko w Polsce – jest właśnie ustawianie tzw. Wielkich Filozofów na piedestałach, zamienianie ich właśnie w pomniki. Jeżeli mamy faktycznie zająć się twórczo czyjąś filozofią – nie tylko Heideggera – to trzeba te pomniki zburzyć, żeby wytworzone przez nich pojęcia, pomysły, mogły swobodnie krążyć, a nie zamykać się w dość częstym podejściu „jeżeli nie czytałeś wszystkich tomów Gesamtausgabe, to nie mamy o czym rozmawiać”.
Pozdrowienia!