„Etyka”, księga trzecia. Historia miłosna

Kolejny rok seminarium „Bajki dla delezjanistek” prowadzonego przez Machinę Myśli i koło naukowe myśli współczesnej rozpoczynamy czytaniem Spinozjańskiej „Etyki”. Dzięki uprzejmości Mateusza Janika na łamach naszego pisma prezentujemy zajawki do kolejnych ksiąg tej pracy.

Trudno stwierdzić co skłoniło Spinozę do tego, aby w ciąg twierdzeń i dowodów dotyczących natury afektów wpleść pornograficzną wzmiankę o „częściach wstydliwych” i „wydzielinach” będących przedmiotem fantazji zazdrosnego kochanka. Steven Nadler, biograf filozofa sugeruje, że jest to echo zawodu miłosnego, który Spinoza przeżył w młodości. Choć kanwa tego opisu nie ma większego znaczenia, trudno zaprzeczyć, że przez księgę trzecią opowiadającą o ludzkich popędach „jakby chodziło o linie, płaszczyzny i ciała” przetacza się cała kawalkada uczuć. Na abstrakcyjnych skałach metafizyki zaczyna plenić się życie.

Trzecia część Etyki ostatecznie porzuca problem napięcia pomiędzy tym, co poszczególne i tym, co nieskończone. Jej treścią jest już po prostu sposób wyrażania się mocy Natury wziętej jako istota rzeczy poszczególnej. W dwóch pierwszych księgach, wciąż jeszcze wydawać się mogło, że Spinoza przeciwstawia wszechmocną nieskończoność i bezradne istnienie skończone jak architekt wykorzystujący konstrukcyjne napięcia by nadać trwałość sklepieniu. Teraz jednak dowiadujemy się, że rzecz ma się inaczej. Jednostka jest przede wszystkim pewnym dynamicznym wyrazem mocy Natury określonej w ten czy inny sposób, afekt zaś stanowi indeks jej intensywności. To dlatego istnieją tylko dwa podstawowe rodzaje afektów: radosne, wskazujące na wzrost i smutne wskazujące na spadek tej intensywności. Oznacza to, że porządek afektywny obejmuje wszystko co przydarza się ciału i w każdym wypadku rządzi się tymi samymi regułami. Konie tak samo jak ludzie radują się i smucą na skutek doznawanych pobudzeń, a u lunatyków przejawia się zdolność ciała, o którą trudno podejrzewać osobę pogrążoną we śnie (co świadczy o tym, że nawet najbardziej bierne ciało zdolne jest tak do podlegania pobudzeniem, jak i do działania). Spinoza, przynajmniej na początku, zdaje się powtarzać to co mówił wcześniej na wiele sposobów: rzeczy istnieją jako pobudzenia substancji, a istnienie i moc są jednym i tym samym. Afektywnym wyrazem tej mocy jest popęd, który nazywamy też pożądaniem, o ile zdajemy sobie z niego sprawę. Na tym jednak kończą się powtórzenia, a Spinoza podejmuje próbę nazwania tego, co i jak czuje za pomocą swojego geometrycznego słownika.

Warto zatrzymać się przez chwilę nad geometrycznym credo księgi trzeciej. Każdy bowiem, kto wpadł w kiedyś w gniew lub radował się widokiem rzeczy umiłowanej wie, że potrzeba wysiłku, aby dopatrzeć się w tych afektach własności podobnych tym, które wynikają z natury trójkąta czy kwadratu. Jak więc możliwe miałoby być rzutowanie  pożądania czy popędu na geometryczną płaszczyznę?

Możemy spróbować odpowiedzieć na to pytanie. Gdy na kartce papieru rysujemy kwadrat, koło i trójkąt, nie kryją one przed nami żadnych tajemnic. Widzimy je wyraźnie, a ich wzajemne usytuowanie jest jasne. Jest to możliwe dzięki temu, że byt ludzki, inaczej niż byt figur, wyraża się w trzech wymiarach. Głębia pozawala nam wznieść się poza płaski świat wyznaczany przez długość i szerokość, zajrzeć do wnętrza koła, którego obwód nie stanowi żadnej bariery dla ludzkich zmysłów.  Narysowany na kartce kwadrat ma zupełnie inną perspektywę. Jak zauważył Edwin Abbott, autor fantastyczno-matematycznej powieści Flatland, dla dwuwymiarowej figury wszystko co ona postrzega ma kształt rozciągającej się na horyzoncie linii. W oczach kwadratu nie ma żadnej szczególnej różnicy pomiędzy kołem a trójkątem. Nie dlatego, że w ogóle się nie różnią, lecz z racji tego, że istnieją na jednej płaszczyźnie. W takim świecie jest tylko jeden sposób poznania z czym lub kim ma się do czynienia, taki mianowicie, jaki umożliwia kontakt fizyczny. Gdy kwadrat dotknie okręgu zorientuje się szybko, że niezależnie od strony, z której się do niego zbliża, styka się z nim tylko w jednym punkcie na raz. Zupełnie inaczej ma się rzecz z trójkątem, do którego można wszak przylegać bokiem w bok lub na inne jeszcze sposoby. Znamienne jest to, że dotykając na wiele sposobów innych figur, kwadrat poznaje również własności swego ciała, które to wyznaczane są w równej mierze przez sposoby obcowania z innymi figurami. Tak więc chociaż ludzie różnią się wielce od figur geometrycznych (to, co nam istotom trójwymiarowym przychodzi z łatwością one mogą poznać jedynie abstrakcyjnie), to tyle przynajmniej mają ze sobą wspólnego, że i ludzie i figury do poznania samych siebie potrzebują kogoś innego, i tym lepiej poznają siebie im bardziej wielorako się pobudzają.

Czytając księgę trzecią warto zatem zauważyć, że Spinoza dokonuje istotnego odwrócenia. To nie afekt jest tam sprowadzony do reguł geometrii, ale przeciwnie, geometryczny porządek przyrody zyskuje nagle całą gamę emocji. Trudno doprawdy nie ulec pokusie czytania księgi trzeciej jako historii miłosnej: wyznanie, radość, zazdrość, odrzucenie i przychodząca po nim zawiść są tak wplecione w pozornie suchą argumentację, że łatwo je przeoczyć. Jeśli jednak przyjrzymy się temu, co dzieje się pomiędzy twierdzeniem trzynastym (w którym pojawia się „rzecz miłowana”) a trzydziestym ósmym  (w którym miłość wygasa),  zauważymy zdradzającą brak dystansu tendencyjność wyboru omawianych przez Spinozę uczuć. Być może również lepiej zrozumiały stanie się sentencyjny ton, w jakim podsumowana zostaje wielorakość afektywnych relacji wynikających z usposobienia ciała i okoliczności: „Widać stąd, że przyczyny zewnętrzne na wiele sposobów poruszają nas i że niby fale morza, miotane przez wiatry przeciwne, miotamy się, nie wiedząc, jaki będzie wynik i jaki nasz los”.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *