Czy można snuć pieśni o nauce? O sztuce wypowiedzi w dialogu „Fajdros”

Wiele platońskich dialogów jest zatytułowanych imieniem interlokutora Sokratesa: Hippiasz, Protagoras, Gorgiasz itd. Dialogi choć nie zawsze, a nawet nie często kończą się jednoznaczną konkluzją, były niewątpliwe formą polemiki czy też walki z filozofią, którą sam Platon uważał za szkodliwą. Nierzadko podkreśla się, że Platon podejmuje obronę zanikającej już w Grecji za jego czasów kultury oralnej, przed rodzącą się i rozwijającą kulturą piśmienniczą. Z jednej strony kultury gdzie każde odczytanie jest żywym i unikalnym aktem, z drugiej kultury gdzie możliwość powtórzenia przekazu sprawia, że mówca może udawać, że posiada pewną wiedzę. Należy jednak pamiętać, choć może się wydawać to paradoksalne, obrona ta zostaje podjęta z pozycji osoby wykształconej na piśmie, będącej posiadaczem imponującej biblioteki. Osoby świadomej nieuchronnej zmiany w mentalności Greków jaką niesie ze sobą pismo.

Ważnym wątkiem filozofii platońskiej jest rozróżnienie na doxa i episteme – wiedzę opartą na mniemaniu i wiedzę prawdziwą. Sofiści z którymi zwykle zmagał się Sokrates z platońskich dialogów byli to, w pewnym dość krzywdzącym uproszczeniu, ludzie uczeni, którzy jednak zamiast podążać za prawdą, kierowali się mniemaniem (głównie w celu osiągnięcia korzyści materialnych czy sławy). W przypadku wystąpień publicznych, niezmiernie ważnych dla zaistnienia sofisty w polis czy szerzej w świecie greckim, kierowanie się mniemaniem oznacza mówienie tego, co ludzie chcą usłyszeć lub tego, za mówienie czego nam zapłacili. Sofista, kierujący się mniemaniem, będzie tak mieszał znaczeniami słów, konstruował paralogizmy czy wykorzystywał nieścisłości, że pod koniec wystąpienia będziemy musieli mu przyznać rację, choćby dowodził najbardziej absurdalnej czy naiwnej rzeczy. Tak rozumiana sztuka budowania wypowiedzi oraz kierowania publicznością (bardzo ważnych umiejętności w kulturze greckiej) jest przeciwieństwem tego, czym ma być zdaniem Platona myślenie i wygłaszanie mów. Dla Platona podstawowym wyznacznikiem mowy prawdziwej i słusznej moralnie jest znajomość rzeczy. Episteme to wiedza prawdziwa tzn. ukazująca istotowe własności danej rzeczy (mówiąc bardzo oględnie). Choć wiedza o ideach jest wiedzą rozumową to w Fajdrosie Platon wskazuje, że aby do niej dotrzeć niezbędne jest opanowanie pewnej sztuki. Platon cenił zawsze umiejętność myślenia abstrakcyjnego, matematykę uznawał za wyższą formę poznania. Z drugiej strony wskazywał też niejednokrotnie np. w Uczcie że każda ludzka działalność musi być kierowana pragnieniem, czy też miłością. Musi mieć w sobie Erosa. Postaram się teraz po krótce przedstawić jak, w dialogu Fajdros, Platon przedstawia problem zadomowienia się Erosa w mowie. Na zagadnienie to składa się kilka kwestii. Po pierwsze problemem jest cel mowy, po drugie jej forma, po trzecie własności mowy w ogóle w jej dwóch formach: żywej wypowiedzi i piśmie.

– TEORIA TO PRAKTYKA MIŁOŚCI –

Zacznijmy od zarysowania treści i fabuły dialogu oraz sytuacji w której podniesione zostają rozważania na temat zależności mowy i erosa. Sokrates spotyka młodzieńca imieniem Fajdros, który chcąc wyszkolić się w sztuce pisania i wygłaszania mów, spotyka się z znanym mówcą Lizjaszem. Sokrates, znany z zagadywania przechodniów, wciąga Fajdrosa w rozmowę, po czym wybiera się z nim na spacer wzdłuż rzeczki Ilissos. W trakcie tego spaceru wygłoszone zostają trzy mowy. Pierwsza to mowa Lizjasza odczytana przez Fajdrosa1. Dwie pozostałe to mowy Sokratesa, pierwszą nazwijmy mową popisową, natomiast drugą mową właściwą. Dwie pierwsze mowy są oparte o doxę, czyli mniemania. Pierwsza mowa (Lizjasza) głosi, że „lepiej jest kochać tego, co nie kocha”, druga, czyli popisowa mowa Sokratesa, że „miłość to rządza rozkoszy, która prowadzi do nieszczęścia”. Mowy te sam Sokrates określa jako bezbożne, gdyż przyjmują pewne mniemania (np. przypadkowe opinie) na temat tego, czym jest Eros. Gdy Sokrates w swojej trzeciej mowie zaczyna swoje rozważania, nie przyjmuje na temat Erosa mniemań, tylko zastanawia się nad tym, czym jest sam Eros. Eros jest dążeniem do tego, co najdoskonalsze. Zanim przejdziemy do omówienia relacji Erosa i mowy warto zaznaczyć, że choć pozornie osią dialogu jest przeciwstawienie pierwszych dwóch (zwodniczych) mów dotyczących miłości, mowie trzeciej, która pokazuje w pełny sposób, czym jest miłość, właściwym tematem dialogu jest właśnie sztuka wypowiadania się na temat miłości (Erosa). Co ciekawe na tym właśnie opiera się trzecia mowa, że aby dobrze mówić o Erosie, trzeba się kierować Erosem. Okazuje się, że to, co mówimy o Erosie, jest nierozerwalnie związane z tym jak mówimy, czyli ze sztuką mówienia. Temat miłości nie jest przypadkowym tematem, ma on fundamentalne znaczenie dla zrozumienia czym jest dobra mowa.

Cel i forma wypowiedzi są ze sobą związane. Nie można znać prawdy na temat Erosa, nie kierując się nim, nie można mówić prawdy, nie mówiąc w piękny (natchniony przez Erosa) sposób. Mowy, ta Lizjasza i ta popisowa Sokratesa, choć mogą robić wrażenie na młodziutkim Fajdrosie, to są one jednak z góry tak zbudowane, by udowodnić to, co było założone, a nie po to by dotrzeć do prawdy. Jest w nich przyjęte, że miłość to dążność, która niszczy ludzi – rodzaj szaleństwa czy otumanienia. Sokrates w swojej trzeciej mowie nie stara się tylko udowodnić przyjętego od samego początku sądu czy też mniemania na temat miłości (Erosa), tylko dotrzeć do prawdy na jego temat. Potrzeba pewnego teoretycznego dystansu od tego, co zwykle mówi się na jej temat, żeby uchwycić czym ona jest. Dystansu tego nie może wytworzyć ktoś kto nie kocha (kim nie kieruje Eros).

Sokrates przyjmuje, że lepiej jest być zakochanym, czyli kierować się miłością, gdyż ma ona boską proweniencję. Miłosny szał może być dobry lub zły, zadaniem człowieka nie jest od niego się odwracać tylko opanować go i wykorzystać w dobrym celu – w przypadku mowy: w celu ujawniania prawdy (a nie schlebianiu tłumowi). Możemy myśleć o miłości, w tym kontekście, jako pewnym sposobie podążania czy pragnienia. Przecież nawet gdy mówimy o różnych jej rodzajach, czasem gdy np. istnieje silna więź (w tym przypadku między ludźmi), ale mająca naszym zdaniem niewłaściwą formę mówimy, że „to nie jest naprawdę miłość” albo, że jest to „toksyczna miłość”.

Sokrates posługując się znaną metaforą powozu obrazuje jak działa dusza składająca się z trzech części: woźnicy, dobrego oraz złego konia. Dwa konie reprezentują dwa bieguny spektrum zainteresowań (czy pragnień) człowieka, czyli tego, do czego może dążyć jego miłość. Z jednej strony mamy zmysłowe przyjemności i to, co przyziemne, z drugiej to, co duchowe i nadzmysłowe, dążenie do świata przedmiotów wiedzy prawdziwej. Na pytanie Fajdrosa czy pisanie mów jest haniebnym zajęciem Sokrates może odpowiedzieć, że nie jest. Prawdziwą sztuką, taką w której ujawnia się piękno, jest takie pokierowanie Erosem, żeby trajektoria ruchu była od tego, co zmysłowe do tego, co nadzmysłowe. Jest to sztuka, gdyż zdaniem Sokratesa aby dotrzeć do prawdy trzeba ją kochać, nie można się wyprzeć Erosa gdyż miłość jest boskim pierwiastkiem w człowieku i tylko dzięki niej można w ogóle do prawdy dotrzeć. Człowiek w tym przypomina Bogów, że dusza ludzka z istoty porusza się wewnętrznym ruchem. Wyparcie się miłości i niekierowanie nią w należyty sposób jest bezbożne.

– ŚWIAT STOI NA PIEŚNI I LICZBIE –

Widoczne teraz staje się, że cel i forma mowy muszą być z sobą powiązane, ponieważ jej celem jest prawda, jej uobecnienie czy przypomnienie, a jej forma jest kształtowana przez boskie natchnienie Erosa. Tylko ten, który jest dobrym woźnicą własnej duszy może śladem bogów pokierować rydwanem w miejsce ponad niebem – miejsce prawdy. Dla Platona nie jest możliwe by zła droga prowadziła do prawdy. Podział na dwa rodzaje ludzkich dążności wskazuje, że poznanie nie ma neutralnego charakteru. Prawda i miłość mają wymiar etyczny. Mowa i pismo także. Stąd też bierze się krytyka pisma jako praktyki uobecniania prawdy – przywoływania jej z pamięci. Sokrates przywołując mit o Tautecie wskazuje, że pismo nie jest dobrym wynalazkiem, gdyż praktyki pisma są pozbawione owej dążności do prawdy, która sprawia, że ona może się ujawnić. Pismo, ze względu na swoje techniczne właściwości, dominuje swoją formą praktyki uobecniania prawdy, czyli mowę w której ujawnia się boski pierwiastek w człowieku – Eros – pozwalający dotrzeć do prawdy. Pismo przywołuje zapisane treści, ale jest też martwe i wieloznaczne. Daje złudzenie wiedzy i przyczynia się raczej do (czynnego) zapominania prawdy niż jej przywoływania. Platon zdaje się między innymi wskazywać na fakt, że oszustwa sofistów nie byłby możliwe, gdyby nie pewne pomieszanie i niejednoznaczność, która może się zrodzić tylko w kulturze piśmienniczej. Choć Platon tak często powołuje się na autorytet matematyki i nieraz odwołuje się do współczesnej mu nauki o przyrodzie, to jestem skłonny sądzić, że istnieje między tymi naukami i ginącym mitem oraz poezją kultury oralnej pewna ciągłość czy też, że łączy je pewna ważna cecha wspólna. W matematyce Platon ceni jej ścisłość i pewność: przy z góry przyjętych i jasnych założeniach (takich które może zrozumieć nawet niewykształcony niewolnik), daje w oczywisty sposób (analityczny) niepodważalne twierdzenia. Matematyka zdaje się wspierać sama na sobie tzn. nie potrzebujemy niczego poza nią samą do zrozumienia jej, do zdobywania wiedzy matematycznej. To, co wspiera się samo na sobie, jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych w dziejach filozofii (jeżeli nie najbardziej) definicji tego, co istnieje, czyli Bytu. Może się to wydawać nieintuicyjne, ale trójkąt jest dla Platona bardziej realny niż to, czego doświadczamy np. jakiś przedmiot – powiedzmy lampa. Lampa jest jedynie wytworem rzemieślnika, jak się zepsuje straci swój byt (stabilność formy – to że działa), stanie się zwykłym gratem. Jej istnienie jest zależne od człowieka.

– PIEŚNIARZ, KAPŁAN, FILOZOF –

Pewność powtarzalności operacji matematycznych sprawia, że wydaje się ona wiedzą niezmienną czy wręcz wieczną (boską). Z drugiej strony podobną, pod pewnym względem, pewnością i autorytetem cieszyły się pieśni i opowieści kultury oralnej np. analizowane przez A.B. Lorda Pieśni Bagdadu, czy Iliada (darzona, jeszcze w czasach Platona, olbrzymią powagą). Choć, jak twierdzi Paul Zumthor, zakres czasu, który mogą obejmować liczy tylko trzy pokolenia, to przez ujednolicenie i połączenie wielu opowieści mogą one przetrwać w pewnej specyficznej postaci o wiele dłużej (często wspólnoty wyznaczały ludzi przeznaczonych tylko do tego celu np. bardów czy kapłanów). Przekazywanie wiedzy i treści o nieraz imponujących rozmiarach wymaga by opowieść nie była bezpośrednim powtórzeniem, tylko jakąś jej wariacją zaplecioną zgodnie z pewnymi regułami (np. używając odpowiednich stałych formuł). De facto opowieści kultury oralnej nie mają swojej oryginalnej wersji. Mają pewną stałą strukturę elementów czy powtarzających się opisów, ale nie mają raz ustalonej treści która mogłaby być dokładnie powtórzona. Zwykle słuchacze takich opowieści oceniają raczej umiejętności tego, który przekazuje opowieść, a nie jej zgodność z rzeczywistością czy domniemanym oryginałem (co wcale nie znaczy, że treść co chwila drastycznie się zmienia). Opowiadanie ich jest pewną sztuką, co nie sprawia, że poeta czy kapłan ma dowolność i może zmyślać to, co opowiada.

Co ciekawe teksty Platona mają zwykle formę dialogu, nieraz zasłyszanej opowieści jak w przypadku Parmenidesa gdzie treść dialogu jest przekazem z trzeciej ręki (!). Pismo i kultura pisma z pewnością nie zastępują mowy i kultury oralnej, tylko poddają ją przekształceniu. Mowa Lizjasza jest przecież napisana po to, by ją wygłaszać. Dialogi platońskie także wykonywano na głos – były to czasy, w których opublikować znaczyło: odczytać przed publiką. Oczywiście już wtedy istniały święte pisma, ale opowieść poety czy pieśniarza miała równie wysoki status, a niejedno święte pismo było przed spisaniem starą przypowieścią. Kwestia autorstwa takich pieśni nie istniała. W ogóle koncepcje jednostkowego podmiotu zupełnie nie pasuje do opisu powstawania i funkcjonowania takich pieśni; rodzi ona więcej problemów niż rozwiązuje. Pieśniarz czerpie z samej tradycji mającej boskie znamiona, tzw. (w analogii do intertekstualności) interwokalności, czyli ucieleśnionej w ludzkiej pamięci i praktykach żywej wiedzy. Tradycja ta nosi, tak jak matematyka, znamiona pewności, spoczywa sama w sobie. Nie ma żadnego źródłowego tekstu, opowieść stanowi całość będącą podporą wspólnoty (np. polis).

– GDZIE LEŻY PRAWDA? –

Powyższe rozważania są pewną spekulacją na temat kontekstu zgodnie z którym możemy starać się zrozumieć teksty Platona (które same z siebie mogą się wydawać zupełnie niezrozumiałe). Możemy zadać też i zostawić czytelnikowi do namysłu następujące, dość ogólne, pytania: czy filozofia Platona jest wtórną mitologizacją rodzącej się wiedzy dyskursywnej (nauki, filozofii, literatury)? Czy taka mitologizacja nie jest przypadkiem niezbędnym elementem łączącym różne praktyki dyskursywne obecne w wspólnocie, których nie da się łatwo przełożyć jedna na drugą? [O ile możemy powiedzieć, że naukowcy, np. fizycy, „żyją w swoim świecie”, tzn. nauka jako teoria i pewna praktyka zapewnia im światopogląd, przez który starają się oni zrozumieć wszystko inne („z dziećmi jest jak z kwarkami…”). O tyle większość ludzi żyje w tych przepastnych szczelinach między mnogością różnych dyskursów. Dilthey, dostrzegając ten problem (wskazując, że takie życie budzi nieznośny lęk) i nieredukowalność różnych perspektyw czy dyskursów, stworzył ich typologię. Jednak podkreślał także, że nie jest tak, że w poniedziałek mamy jeden światopogląd, a w czwartek inny, są one głęboko osadzone w naszym obrazie świata i doświadczeniu życiowym. Różne światopoglądy, narracje czy dyskursy pozostają w skomplikowanych relacjach: podporządkowania, niezgodności, dominacji, dialogu, przenikania, wypierania. Wielu filozofom, a Platonowi w szczególności, marzyło się by ten chaos zamienił się w system wiedzy nad którym można by panować. Próby te np. Encyklopedia nauk filozoficznych Hegla czy Państwo Platona mogą się wydawać, choć imponujące, to mimo wszystko śmiesznymi uproszczeniami. Należy jednak pamiętać, że nowoczesna państwo w którym dziś żyjemy również jest taką próbą.]

Zagadnienie przekładu różnych dyskursów i praktyk obowiązujących w ich obrębie wydaje mi się ciekawą perspektywą, z której można patrzeć na platońskie dialogi (zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z wykładami tzw. „późnego” Foucault). Inaczej postępuje naukowiec, inaczej dziennikarz, a jeszcze inaczej przekupka na targu, choć każdy w dość powtarzalny i mniej lub bardziej luźny, ale określony sposób. Zależności między różnymi dyskursami są i zawsze były (niezależnie od tego, jak było nazywane to, co dziś często nazywa się dyskursem) bardzo ważną częścią filozofii.

Wracając do badań „reguł” dyskursu prawdziwościowego u Platona, możemy stwierdzić, że tylko napisana przed wygłoszeniem mowa (a więc nastawiona na niewłaściwy cel przekonania słuchaczy, a nie ujawnienia im prawdy), może być tak zbudowana, by wywołać fałszywe przekonanie o jej słuszności, czyli wytworzyć w swoich odbiorcach mniemanie. Złymi skutkami takich wybryków, jak mowa Lizjasza, jest sytuacja w której ludzie nie tylko nie zostali wyprowadzeni ze swoich błędnych mniemań, ale zostali w nich utwierdzeni nieprawdziwą mową, a zatem prawda została za jej sprawą jeszcze bardziej ukryta. Tak jak biedny Fajdros przed wysłuchaniem mowy Lizjasza nie wiedział czy warto kochać? oraz czym jest miłość? tak po niej, ma fałszywe przekonanie, że teraz już wie, choć jest ono bardzo niejasne – tak jak sama argumentacja Lizjasza.

Mowa jest sztuką z jeszcze jednego powodu. Człowiek choć ma w sobie pierwiastek boski jest istotą ułomną. W Fajdrosie nie pojawiają się tak radykalne tezy jak w Fedonie, że ciało jest więzieniem duszy, to jednak cielesność jest tym, co odciąga człowieka od dążenia do prawdy. Cielesność jest też początkiem drogi do niej, także nie można jej nigdy pomijać (Platon wiele razy wspomina o powiązaniu miłości cielesnej i miłości do wiedzy). Sztuka polega między innymi na tym, żeby umieć tę cielesność w swojej mowie uwzględnić. Umieć połączyć to, co abstrakcyjne z tym, co zmysłowe, gdyż mowa to odpowiednie kierowanie duszy, która porusza się (podąża, pragnie) w stronę prawdy.

  1. Fakt, że mowa została odczytana z pisma jest dość ważną figurą, gdyż pod koniec dialogu Platon będzie krytykował pismo, jako pharmakon, czyli coś, co może być jednocześnie lekarstwem i trucizną. Fajdros powtarzający bezmyślnie za Lizjaszem jego mowę o miłości staje się żywym przykładem niewłaściwego postępowania. Jest też żywym przykładem na zgubny wpływu pisma. Odczyt jest mową w której w tym przypadku nieobecny jest Eros, Sokrates powie później że była ona bezbożna.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *