Psychoanalityczny przypadek Lacana

Lacan

Gdy poproszono mnie o napisanie tego tekstu początkowo chciałem wyłożyć Lacana bez Freuda. Wszak takiego przyjaciela, jakim dla Freuda okazał się Lacan, nie życzyłbym nikomu. Tyleż go komentuje, co krytykuje, cytując tylko po to, by obśmiać. Po co eskalować konflikt, umieszczając dwóch razem? W wypowiedziach Lacana Freud jawi się jak pocieszny idiota z innej epoki, któremu wydawało się, że coś ważnego w duszy ludzkiej odczytał, naprawdę jednak wie niewiele, a może i nie wie niczego. Początkowe lata nauczania Lacana, przebiegające pod hasłem „powrotu do Freuda” mają więcej wspólnego z ojcobójstwem niż przyjmowaniem nauki. Lacan miał tę specyficzną cechę charakteru, iż inspirować mógł się tylko, gdy pluł, jakby nie mogąc znieść, że przyjmie coś od kogoś, że ktoś mu coś da. Cóż, pomyśleć można, że tyle chociaż jest między nimi zgody, że analiza to spotkanie dwóch ludzi przy zamkniętych drzwiach – nic z tego! I w to miejsce Freud też zostaje kopnięty wraz z drzwiami, które Lacan regularnie pozostawiać będzie uchylone być może niewiele, ale na tyle, by oczekujący słyszeli, a korzystający z usługi Mistrza wiedzieli, że są słyszani. Po Freudzie nie został choćby jeden kamień, zmiotło nawet mogiłę.

Dlaczego więc jednak razem, chociaż przeciwko? Bo psychoanaliza Freuda jest już nam przybliżona, jako klisza, jako kontrowersja, jako inspiracja, jako zabobon, jako historia, jako żart, jako zręb psychologii, jako filozofia, w książce, w filmie, na co dzień. Ale to nic w porównaniu z tym, jak bardzo bliska była Francuzom – czyli paryżanom – w latach 50. ubiegłego wieku. Lacan tworzył swoją teorię w konkretnej sytuacji przesytu Freudem, chciał ocalić to, co w psychoanalizie istotne, przed tym, co w psychoanalizie przypadkowe, aż nadto historyczne. Psychoanaliza Lacana stanowiła próbę odpowiedzi na sytuację, w której pacjenci znają teorię psychoanalizy lepiej niż analitycy. Na początku lat 50. to pacjent koryguje analityka, zawsze gotów wytknąć mu ten czy inny teoretyczny brak. Wszyscy wiedzą o snach, pomyłkach, Edypie, kastracji, kazirodztwie, ojcobójstwie. Pacjent nie musi nawet przyjmować objawionej prawdy Freuda, ponieważ dotarła do niego zawczasu w formie mody. Ważnym czynnikiem była też zmiana archetypu pacjenta, analitycznego targetu: w Wiedniu Freud miał kontakt głównie z dobrze usytuowanymi, acz histerycznymi damami, którym mężowie nie poświęcają odpowiedniej uwagi. W Paryżu dominuje typ obsesyjny, zapatrzony w kulturę wysokiego modernizmu.

Patrząc szerzej, między wolną Europą (przynajmniej Europą poza blokiem wschodnim, bo wartość psychoanalizy dla Polski dalej jest kontrowersyjna) z początku XX wieku, a tą z lat 50. doszło do zmian właściwie we wszystkich sferach: obyczajowej (narastający dystans do tradycji, laicyzacja), ekonomicznej (postępujący neoliberalizm), technologicznej (wzrost prędkość przepływu informacji i ludności), gospodarczym (przeniesienie produkcji do Azji). W takich warunkach nie dało się już analizować korzystając ze starych, oswojonych metod. Potrzebna była krytyka doktryny i nowe metody. I wtedy Lacan ogłosił się odnowicielem psychoanalizy. Pierwszą rzeczą, na którą zwraca uwagę, jest przynależność Freuda do pewnej epoki, która właśnie się skończyła.

Zanim Lacan został psychoanalitykiem, był praktykującym lekarzem (psychiatrą). Doktorat   na temat paranoi – obroniony w 1932 roku, opublikowany w 1975 roku – był pracą ambitną, ale medyczną, a nie psychoanalityczną. Lacan zaczynał dopiero własną sześcioletnią analizę u Rudolpha Loewensteina, obrosłą w anegdoty i kontrowersje. Od Loewensteina dostawał jak najgorsze rekomendacje, w końcu sam porzuca terapię w 1938 roku. W tym czasie pracował w Szpitalu świętej Anny, wygłaszał odczyty, pisał pierwsze artykuły analityczne. Właściwa część nauczania Lacana zaczęła się na początku lat 50., kiedy praktykując już od kilku lat jako psychoanalityk zainaugurował cykl seminariów, jeszcze we własnym paryskim apartamencie (i gabinecie) przy rue de Lille 5. W 1953 roku stały się one oficjalne i zostały przeniesione do szpitala Świętej Anny, w którym Lacan dalej pracował jako psychiatra. W tym czasie słuchali go głównie lekarze, terapeuci i psychoanalitycy, co zmieniło się w 1966 roku, gdy seminaria przeniosły się do École Normale Supérieure – to tam pojawiły się prawdziwie interdyscyplinarne tłumy antropologów, filozofów, językoznawców, socjologów, artystów i zwykłych ciekawskich. Do następnej przeprowadzki doszło w 1969 roku, tym razem do Université de Paris I. Łącznie Lacan wygłosił 27 seminariów w latach 1953-1980, które, wraz z niemal 1000 stronicowymi Écrits z 1966 roku, składają się na główne źródło wiedzy na temat jego poglądów. Od pewnego czasu dostępnych jest także coraz więcej Lacanowskich ineditów (także w języku polskim), m.in. zerwane (i niewliczane do oficjalnej listy) seminarium Imiona Ojca z 1963 roku i seminaria sprzed 1953 roku.

Zbierając to wszystko, Lacan krytykuje także wszystkie nurty psychologii, psychiatrii i psychoanalizy: psychologię behawioralną (bo zajmuje się zachowaniem, a więc skutkiem, a nie przyczyną), egzystencjalną psychologię ego (bo sprowadza się do współodczuwania bólu bycia), psychiatrię Jaspersa (bo fundowana na kategorii rozumienia, która sama jest niejasna, niezrozumiała, o ile nie metafizyczna), nozologię psychiatryczną (bo produkuje dziesiątki chorób dążąc do stanu jeden objaw-jedna choroba), psychologię amerykańską (dzisiejszy coaching; bo normalizuje w celu osiągnięcia zawodowego sukcesu), anty-psychiatrię (bo chorobę psychiczną bierze za mit, odbierając jej całą siłę, i co gorsza, wierzy w masowe wyzwolenie, ale nie do końca sama wie czego). Wszystkim dostaje się po równo. Główny zarzut dotyczy celu każdej z wyżej wymienionych technik: celem tym jest, rzecz banalna, pomoc, a może i wyleczenie. Ale Lacan nie przyjmuje pacjentów, a analizantów i nie o leczenie mu idzie, lecz o prawdę.

Prawda Lacana niesie same problemy, na czele z tym, kto ma być jej depozytariuszem. Lacan powtarzał prowokująco, że analityk nie tylko nie posiada wiedzy tajemnej, ale żadnej. Być może dlatego sam bywał, przynajmniej na chwilę, analitykiem zupełnie ludzkim. Milczenie miesiącami, z którego słynęli freudyści, szkoląc się głównie w cierpliwości, uważał co najmniej za nieporozumienie. Miesiące milczenia, po których freudysta drogo sprzedaje tanie rozwiązanie. Nie o taką prawdę walczył Lacan. Stać go było na gest, żart, złość i whiskey – to przygotowywało główną część analizy, w której analitykowi wolno wszystko poza mówieniem od siebie. A mówienie Freudem jest przewiną największą, nie mniejszą niż uporczywe milczenie. W głównej części analizy odgrywał rolę idioty, który jedyne, co potrafi, to przedrzeźniać analizanta. Przedrzeźnianie – to słowo najtrafniej oddaje wskazówki, jakie Lacan po sobie pozostawił. Przedrzeźnianiem nazwać należy technikę zasadniczą, polegającą na powtórzeniu tego, co analizant powiedział, za pomocą tych samych słów, ale z innym akcentem, w innym trybie, rozbijając wyrazy, tak, by nie tyle wydobyć tajemnicę, co pokazać analizantowi – to styl typowo Lacanowski – jego własną mowę, która mówi co innego, niż wypowiedziane. Słowem: kalambur, gra w wyrocznię, która mówi zagadkami, i dla której istota, która rano chodzi na czterech, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech nogach, nie jest człowiekiem. Jedno jest pewne: Lacan nauczał, że analityk nie wie niczego o analizancie i dowiedzieć się nie może. Dlatego analityk niczego analizantowi nie objawia – pracuje jedynie na tym, co ten sam przyniósł, co wypowiedział. Jedyne, co analityk potrafi, to pokazać analizantowi wieloznaczność jego postaw, wśród których sam musi dokonać wyboru.

Lacan przejął od Freuda ten drobiazg – analiza polega na mówieniu. Lacan jest tu bardzo precyzyjny w swoim absolutyzmie: istnieje tylko mowa (bądź to, co ma strukturę mowy). Dwie sprawy wymagają w tym miejscu podkreślenia. Lacan krytykował nie tylko Freuda, ale i jego romantyczne odczytania, które – nawiązując do Schopenhauerowskiej ślepej woli świata, do Nietzcheańskiej woli mocy – lokowały istotę człowieka w irracjonalnym, jakoby zwierzęcym popędzie, w kotle id. Nic bardziej mylnego, twierdzi Lacan: Freud jawi mu się klasycznym, niemieckim filozofem, dla którego byt jest racjonalny, a to, co nieracjonalne, nie istnieje. Dramat człowieka polega właśnie na tym, że jest stworzeniem racjonalnym. Lacan wiąże racjonalność przede wszystkim z faktem, iż człowiek potrafi mówić, mniej ze zdolnością do refleksji czy dedukcji. Język jest nie tylko jedynym medium, w którym może odbywać się psychoanaliza, ale, co więcej, jest jedynym narzędziem, za pomocą którego może wyrazić się pragnienie. Związek mowy i pragnienia jest tak głęboki, że ich splecenie jest pewnego rodzaju aksjomatem psychoanalizy Lacanowskiej. Poszukiwanie właściwych słów Lacan nazywa przekuwaniem realnego pragnienia w symboliczną mowę. Pragnienia nie można jednak wypowiedzieć wprost, od tak – to właśnie sytuacja, w której zaczyna się Lacan. Pragnienie może się wypowiedzieć tylko w specyficznych warunkach. Rozwijana przez 30 lat teoria psychoanalityczna Lacana jest długą, żmudną, pełną ślepych zaułków medytacją nad tymi warunkami.

Z czasem sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej: nie ma żadnej prawdy ani pragnienia, które czeka na wypowiedzenie! Gdyby było inaczej, analiza Lacana byłby skomplikowaną kopią analizy Freuda. Pragnienie nie ma celu, nie ma obiektu, nie jest czymś, nie jest rzeczą, kobietą, mężczyzną, sukcesem, pieniędzmi. Pragnienie jest niczym. A skoro tak, to i mówienie – splecione z pragnieniem – niczego nie wyraża, do niczego nie prowadzi. Jeżeli psychoanaliza Lacana coś odkrywa, jeżeli próbuje coś wyrazić, to tylko tyle, że nie ma niczego do odkrywania, niczego do wyrażania, trzeba wstać i iść i robić swoje najlepiej, jak się potrafi. Dlatego celem psychoanalizy Lacanowskiej jest raczej przebudowanie stosunku analizanta do świata poprzez uświadomienie mu, że wielki Inny nie istnieje, kultura jest symboliczna, człowiek nie ma substancji, pragnienie nie ma celu, liczy się działanie, tylko silni są etyczni. Właśnie dlatego znajomość doktryny Freuda i cały intelektualny klimat Paryża, w którym rodzi się psychoanaliza Lacana, tylko przeszkadza w analizie, ponieważ stanowi wysokiej klasy odprysk sfer, które biorą siebie za wyższe, w rzeczywistości zaś są tylko ludzkimi iluzjami, do których podmiot ma nabrać dystansu i pojąć, iż jedynym słusznym ich użyciem jest użycie instrumentalne. Lacan stworzył ogólne narzędzia służące do zrzucenia człowieka z utartych kolein myślenia i wydobycia go z rozbuchanej ideologii kulturalizmu. Przy czym, co znów trzeba podkreślić, nie mierzył w anulowanie i przebicie się do innego świata poza iluzją, poza społeczeństwem, poza kulturą. Teoria dobrego dzikusa, zgodnie z którą człowiek uwolniony od cywilizacji jest wolny, była Lacanowi absolutnie obca. Jego zdaniem psychoanaliza ma prowadzić właśnie do zajęcia miejsca w społeczeństwie ale na nowych, własnych warunkach.

W praktyce analiza Lacana wyglądała zupełnie osobliwie. Lacan nie spotykał się z analizantami na określoną godzinę. Stąd słynne tłumy oczekujących w holu apartamentu (koszmar Freuda). Mało, że nie wiadomo kiedy – nie wiadomo też, za ile. Lacan anulował stały cennik. Pacjenci Lacana opowiadali, jak ten kazał im oddać wszystko, co mają przy sobie, jak sam wyjmował arbitralnie ustaloną należność z wykradzionego z płaszcza portfela albo udzielał analizy przez rok za darmo. Pieniądze, nie miały dla Lacana wartości jako pieniądze (chociaż, a raczej właśnie dlatego, że miał ich wiele), ale jako symbole. A symbole dla Lacana – i to jeden z głównych tematów – są tym, co jest rzeczywiste, ale zarazem negocjowalne, co zawsze może zostać podważone, przeinterpretowane. W ten sposób uczył analizantów wartości symbolicznych.

Im dalej w las, tym ciemniej. Lacan nie określał czasu trwania sesji. Freud i ortodoksyjni freudyści trzymali się ścisłego timingu i nie przekraczali statycznych 50 minut. Do dziś stosuje się technikę „tarczowy zegarek na stole”, by pacjent widział każdą minutę, za którą płaci. Tutaj Lacan uczynił ukłon w kierunku nerwów własnych i skończonej cierpliwości innych analityków. Zauważył rzecz tak banalną, że tylko hermetyzm jego stylu musi być powodem, iż technika ta nie jest stosowana globalnie. Mianowicie, iż analizanci nie tylko przez pojedyncze sesje zanudzają analityków opowieściami o teatrze i literaturze, że przynoszą swoje ważne przecież przemyślenia, ale zanudzają w ten sposób przez miesiące (lata?) nawet siebie. Nie przynosiło to żadnych postępów w analizie. Otwarte uciszenie analizanta byłoby zbyt banalne, ten i tak znalazłby inny, zastępczy temat. Lacan znalazł sposób, by wybrnąć z tego ślepego zaułka: zauważył, iż im bliżej do ustalonego z góry zakończenia sesji, tym analizanci bardziej zbliżają się do tego, co istotne. Przestają cytować Freuda i Heideggera, zaczyna się praca. Przyspieszają. Zaczynają mówić o sobie. Zaczyna im zależeć. Przez te kilka minut napięcia nieświadomość rzeczywiście pracuje. Cóż bardziej oczywistego niż skrócić sesje? Tak powstały słynne „dziesięciominutowe strzały analityczne”, czyli spotkania trwające nawet mniej niż kwadrans. Ale Lacan poszedł jeszcze dalej. Nie tylko skrócił minimalny czas sesji, ale nie określił z góry momentu zakończenia. W ten sposób osiągnął kolejną rzecz – stan permanentnego napięcia. U Lacana w gabinecie nie wiadomo, ile pieniędzy płaci się za jaki czas.

Psychoanaliza trwa zwykle długo, nawet ponad pięć lat spotkań kilka razy w tygodniu. Popularną techniką tradycyjnej psychoanalizy było określenie zakończenia terapii z pewnym wyprzedzeniem, nawet półrocznym. Freud zauważył, że jest to dobry sposób na pchnięcie analizy, która utknęła w martwym punkcie (chociaż nie wpadł na pomysł, by w tym samym celu skrócić czas każdej pojedynczych sesji). Ważne jest, że w tradycji to analityk określa datę zakończenia cyklu, chociaż zdaje sobie sprawę, że analiza nie jest nigdy zakończona absolutnie (stąd zarówno analitycy, jak i terapeuci większości szkół powinni odnawiać własną terapię i prowadzić terapie pod superwizją). Sam analityk w nurcie tradycyjnym, chcąc zdobyć uprawnienia i tytuł, musi zostać namaszczony przez gremium starsze doświadczeniem, a zwykle i wiekiem. Zatem zarówno terapia, jak i szkolenie opiera się na hierarchii, w której ci, co wiedzą, przychodzą z góry do tych, co nie wiedzieli, by ich oświecić: tak, jesteś po analizie, jesteś uleczony, znasz się, możesz leczyć, możesz już iść. Lacan podważył te zasady. W analizie Lacanowskiej analityk nie tylko nie posiada klucza interpretacyjnego, ale nie może nikogo wypuścić z analizy. Zakończenie analizy leży w gestii analizanta. Co więcej, zadaniem analityka jest zatrzymanie tamtego. Analiza Lacanowska kończy się, gdy analizant będzie gotów wystąpić przeciwko pragnieniu analityka. Teoria Lacana zaczyna się wtedy, gdy Lacan był gotów wystąpić przeciwko doktrynie Freuda.

Komentarze

3 thoughts on “Psychoanalityczny przypadek Lacana

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *