Głupota, kapitał, uniwersytet – recenzja „Wstrząsów” Bernarda Stieglera

Wydane na początku tego roku polskie tłumaczenie Wstrząsów Bernarda Stieglera budzi moje zdziwienie z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze wydawało mi się, że nigdy nie doczekam się polskich tłumaczeń książek autora – przypuszczalnie jednego z najciekawszych1 żyjących filozofów. Dotychczasowa recepcja jego twórczości w Polsce była niewielka – poza jego obecnością w przypisach w wąsko wyspecjalizowanych kręgach akademickich przetłumaczono do tej pory jedynie jeden artykuł jego autorstwa w „Le Monde diplomatique” (po czterech latach od ukazania się w oryginalnym wydaniu) oraz dwa manifesty powołanego przez niego stowarzyszenia Ars Industrialis, których jest współautorem2. Chyba jedynym opracowaniem jego myśli dostępnym na polskim rynku wydawniczym był rozdział w Nowej filozofii francuskiej3, przetłumaczonej zresztą z angielskiego. Być może – biorąc pod uwagę ostatnio wydaną, również przez PWN, Plastyczność u zmierzchu pisma Catherine Malabou4 – kończymy już mapować (poprzez translację) krajobraz filozofii francuskiej po szeroko pojętym poststrukturalizmie.
Drugim powodem mojego zaskoczenia w związku z polskim wydaniem Wstrząsów był natomiast fakt, że właśnie ta książka została przetłumaczona z bogatego dorobku Stieglera. Jest ona bowiem stosunkowo późna – została wydana w 2012 roku i wpisuje się w ciąg rozważań dotyczących funkcjonowania uniwersytetu we współczesnym świecie, będąc w zasadzie odpowiedzią na Uniwersytet bezwarunkowy Derridy. W okresie powstania wpisywała się więc w aktualne spory i dyskusje dotyczące francuskiej edukacji. Blurb na tylnej okładce zdaje się sugerować, że rozważania na temat wiedzy, głupoty i uniwersytetu z tego okresu i tła politycznego są wciąż aktualne, także w polskim kontekście. Jeżeli to właśnie komentarz do aktualnych wydarzeń miał być celem publikacji Wstrząsów, to nie jestem pewny, czy to dzieło jest do tego odpowiednie. W 2012 r. Stiegler rozlicza się z neoliberalizacją i finansjeryzacją życia, także życia uniwersyteckiego (w terminach marksistowskich można byłoby to nazwać subsumcją edukacji przez kapitał) oraz powiązaną z tym niewiedzą (głupotą, bezmyślnością). Choć jednak Stiegler dostrzega zagrożenie wynikające z nacjonalistycznego5 backlashu, to we Wstrząsach pozostaje ono na marginesie jego rozważań – a nie da się ukryć, że wydarzenia, które nastąpiły już po napisaniu książki (Brexit, wygrana Trumpa, zupełne przemodelowanie francuskiej sceny politycznej w ostatnich wyborach, zdobycie większości parlamentarnej w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość) zmieniają jej optykę – przeciwnikiem akademika nie jest już jedynie sfinasjeryzowana i neoliberalna bezmyślność, lecz raczej możemy obserwować jej starcie ze swoją nacjonalistyczną bliźniaczką. Choć w żaden sposób nie unieważnia to rozważań Stieglera dotyczących roli wiedzy i głupoty we współczesnym społeczeństwie, to w kontekście tej zmiany politycznej i społecznej co najmniej równie interesującym wyborem byłaby o rok późniejsza Pharmacologie du Front national. Jeżeli natomiast Wstrząsy miały pełnić rolę szerszego wprowadzenia myśli Stieglera w polski świat intelektualny, to dużo lepszym wyborem byłyby jego dzieła teoretyczne (przede wszystkim fundamentalne trzy tomy La technique et le temps, albo chociaż Mécréance et Discrédit lub De la misère symbolique), w których przedstawia swój system pojęciowy, zaaplikowany we Wstrząsach do konkretnego problemu.
Pomimo tych zarzutów wydanie Wstrząsów jest ważnym wydarzeniem. Choć dzieło nie odnajduje się w pełni w dzisiejszym kontekście, to z pewnością jest ważnym komentarzem w dobie reformy szkolnictwa wyższego wzorowanej na tych, z których konsekwencjami Europa Zachodnia boryka się do dziś i o których pisał Stiegler. Chociaż książka nie jest teoretycznym wprowadzeniem do myśli Stieglera, to większość zawartych w niej wątków jest we Wstrząsach pokrótce zaprezentowana, aby książka była zrozumiała dla odbiorczyni. Oczywiście, jest w niej zawarte mnóstwo odnośników i przypisów do innych dzieł Stieglera, które czasem po prostu streszcza – co jest dość irytującą w lekturze cechą późniejszych pism autora, zwłaszcza napisanych po okresie 2003–2009, w którym wydawał około trzech książek rocznie (zwykle dość długich, do tego jeszcze artykuły i wystąpienia) – jednak sądzę, że większość jego aparatu teoretycznego jest w niej wyłożona w sposób umożliwiający przyswojenie treści książki, choć nieco hermetyczny. Mój osąd może jednak być nieco wypaczony w związku z moją wcześniejszą znajomością tekstów autora – dlatego zdecydowanie polecałbym przed lekturą zapoznanie się przynajmniej z wymienionym wyżej artykułem z Le Monde diplomatique i rozdziałem z Nowej filozofii francuskiej poświęconym autorowi.
Autor zresztą sam jest świadomy trudności związanych z tym, że aplikuje już ukształtowany aparat pojęciowy do analizy problemu współczesnych nauki i oświaty. Z tego powodu książka jest podzielona na dwie części – drugą („Uniwersytet uwarunkowany”), poświęconą omawianemu zagadnieniu, i pierwszą, dwukrotnie dłuższą („Farmakologia głupoty. Wprowadzenie do epoki poststrukturalistycznej”), która chronologicznie powstała po napisaniu drugiej i jako taka ma służyć za przybliżenie czytelniczce teoretycznego kontekstu rozważań.
Jest on bowiem dość skomplikowany i eklektyczny – Stiegler czerpie pełnymi garściami z wielu systemów filozoficznych: w swoim zamyśle dokonuje kontynuacji działalności szkoły frankfurckiej, przeprowadzając krytykę społeczną. Dokonuje tego za pomocą swojej metody farmakologicznej, która opiera się na platońsko-derridiańskiej koncepcji farmakonu (końcówka Fajdrosa oraz tekst Apteka Platona) – polega ona na pokazaniu nieodłączności trucizny i lekarstwa obecnych w urządzeniach technicznych oraz refleksyjnemu przeanalizowaniu, co zrobić, aby ograniczyć ich zatruwające bezmyślnością skutki. Farmakologiczne działanie techniki wiąże się z pierwotnym wynalazkiem pisma – zapisu, śladu – który, według Stieglera, miał wymiar techniczny. Opozycja trucizny i leku w farmakonie nie ma charakteru dialektycznego, oba przeciwieństwa zawsze występują jednocześnie6. Ten techniczny suplement z kolei stanowi „retencję powtórną” (rétention tertiaire), która jako taka stanowi podstawę funkcjonowania i świadomości człowieka. Stiegler rozszerza tutaj fenomenologię wewnętrznej świadomości czasu Husserla o elementy antropologii André Leroi-Gourhana twierdząc, że cechą konstytutywną dla nas jest pozostawiany zewnętrznie ślad naszej działalności, który z kolei wtórnie nas kształtuje7 (jest to szczegółowo omówione w La technique et le temps). Owo kształtowanie (czy, w wypadku uniwersytetu, kształcenie) jest ciągłym procesem – Stiegler znacząco rozwija myśl Gilberta Simondona, mówiąc o indywiduacji, a nie o indywiduum. Sama indywiduacja przebiegająca za pośrednictwem retencji powtórnych następuje zarówno w przypadku jednostki, jak i kolektywu, w czym pośredniczą właśnie retencje powtórne, które – czy to w formie ustalonych tekstów, czy urządzeń technicznych – są intersubiektywnie komunikowalne. Według Stieglera ponieważ we współczesnych czasach przez globalizację kontrolę nad retencjami powtórnymi uzyskał nieskrępowany rozumem kapitał (który w swoim działaniu jest bezrozumny), konieczne jest przeciwstawienie mu się za pośrednictwem nowej ekonomii politycznej (której zabrakło zarówno szkole frankfurckiej, jak i poststrukturalistom) – tym samym powraca również do Marksa, ze szczególnym uwzględnieniem Fragmentu o maszynach8. Według niego bezmyślność finasjeryzacji prowadzi do proletaryzacji, jednak w raczej w rozumieniu Simondona9, szerszym od Marksowskiego: proletariatem nie jest klasa pracująca, lecz jest to raczej stan społeczeństwa, które jest wyalienowane od rozumności – nie posiada środków produkcji wiedzy. Deproletaryzacja miałaby polegać na wytworzeniu innego, rozumnego modelu relacji z retencjami powtórnymi – postuluje konieczność powrotu do ideału Bildung, rozszerzając Canguilhemowsko-Simondonowską ideę organologii o uzupełnienie w postaci farmakologii. Nie neguje przy tym jednak poststrukturalizmu – we Wstrząsach podejmuje bezpośrednią polemikę z tezami Lyotarda, Derridy i (niesławnej10) Avital Ronell, które zdają się zakładać niemożliwość krytyki prowadzącej do wytworzenia alternatywy wobec bezmyślności. Stiegler próbuje wyjść z poststrukturalistycznego impasu poprzez rehabilitację możliwości sądu spekulatywnego Hegla jako środka umożliwiającego wykroczenie poza siebie, który jest uzasadniony poprzez retencję powtórną.
Ten właśnie aparat teoretyczny Stiegler wykorzystuje do swojej próby ponownego przemyślenia uniwersytetu. Nie chce bynajmniej dokonywać rewolucji. Diagnozuje współczesny podmiot jako transindywiduowany przez bezmyślny rynek światowy przy jednoczesnej nieobecności nierynkowych mechanizmów indywiduacji (a więc kształtowania/kształcenia) na poziomie światowym. Innymi słowy, wprawdzie współcześnie mamy podobne imaginarium kulturowe niezależnie od miejsca zamieszkania (wszyscy oglądają amerykańskie seriale) i korzystamy z tych samych produktów (każdy pije Coca-Colę), jednak nie idzie za tym wytworzenie kształcącej wspólnoty – opierając się na konsumpcji nie sposób walczyć z bezmyślnością. Państwa narodowe, realizujące neoliberalne polityki także w dziedzinie oświaty, nie są już w stanie być gwarantem produkcji refleksyjnej wiedzy – również ze względu na ich lokalność. W tym momencie, nawet pomimo powszechnego zwątpienia w uniwersytet (tak na poziomie samej wiedzy – pokłosie Science Wars, instytucjonalnej struktury jej produkcji – ilościowe kryteria oceny pracy, przeniesienie sporej części badań do prywatnych struktur pozaakademickich, jak i uzasadnionego sceptycyzmu wobec wiedzy i postawy zarówno studentek, jak i samych naukowczyń), to właśnie on może, według Stieglera, stać się zaczynem nowej indywiduacji kolektywnej. Miałoby się to stać poprzez powstanie internacji – międzynarodowej wspólnoty akademickiej, która – w jakimś stopniu – funkcjonuje już teraz. Nie chodzi bynajmniej o klasycznie pojmowany internacjonalizm – nie da się bowiem oddalić od lokalnego zapośredniczenia nauki, chociażby poprzez system jej finansowania. Nie da się jednak ukryć, że w nauce udało się stworzyć – przynajmniej do pewnego stopnia11 – model wytwarzania wiedzy w skali globalnej. Według Stieglera wspólnota akademicka – przy jednoczesnej implementacji jej na poziomie edukacji przeduniwersyteckiej – może wydobyć pozytywny aspekt współczesnego farmakonu i wprawić w ruch proces deproletaryzacji.
Aby to nastąpiło, uniwersytet musi organologicznie uświadomić sobie swoje uwarunkowanie – w najbardziej podstawowym wymiarze od retencji powtórnych, ale też od innych czynników. Program rozmontowania uniwersytetu – czy nauki – zarówno ze strony mitu „bezwarunkowości” (czy w szerszym ujęciu, „czystej nauki”, „świątyni wiedzy”), jak i projektów włączających go w ramy neoliberalnej gospodarki łączy się tutaj z analizą (czy może raczej – propozycją analizy, bo we Wstrząsach się to nie pojawia) tego, jak na podmioty (naukowe) działają współczesne retencje powtórne. Wydaje się to być zbieżne z programem STS, jednak Stiegler opiera się w swoim projekcie na fenomenologii, a nie etnologii. Poprzez rozpoznanie mechanizmów uzależnienia uniwersytetu od retencji powtórnych (technicznych, językowych, społecznych) można spróbować wydobyć ich pozytywny wymiar – globalny proces transindywiduacji zarządzany przez kapitalistyczną bezmyślność wydobywał bowiem głównie negatywne skutki farmakonu. Zadaniem, które stawia Stiegler wspólnocie akademickiej jest zatem organologiczne odkrycie uwarunkowań uniwersytetu oraz wykorzystanie ich do zapoczątkowania nowych procesów trainsindywiduacji opartych na wiedzy – autor Wstrząsów nazywa to farmakologią pozytywną. Dzięki temu można odkryć, na czym polega odpowiedzialność uniwersytetu współcześnie. Nie jest to może szczególnie rewolucyjne czy radykalne rozwiązanie problemu współczesnej głupoty, jednak pomimo braku zaproponowania konkretnych polityk czy aktów prawnych jest ono znacznie bardziej praktyczne i szczegółowe niż większość propozycji zawartych w dziełach z zakresu filozofii i teorii krytycznej.
Pod względem samego polskiego wydania nie ma większych zarzutów – jedynym problemem było to, że przez połowę książki „deproletaryzacja” stała się „deploretaryzacją”, co mocno wybijało z rytmu za każdym razem, gdy się na nią trafiało. Na zdecydowaną pochwałę natomiast zasługuje praca tłumacza, Michała Krzykawskiego, który znacząco uprzystępnia tekst Stieglera, przybliżając w przypisach polskiej czytelniczce kwestie zrozumiałe jedynie dla osoby, która nie tylko zna język francuski, ale też biegle porusza się we francuskiej kulturze początku drugiej dekady XXI wieku. Wstrząsy są bowiem problematyczne w tłumaczeniu już na poziomie samego tytułu, który jest bezpośrednim nawiązaniem do Doktryny szoku Naomi Klein (przyp. s. 24 – „szok” nie jest dobrym tłumaczeniem w związku z wieloznacznością tego terminu w językach angielskim i francuskim). Krzykawski również szeroko objaśnia swoje wybory tłumaczeń terminów teoretycznych (np. „retencja powtórna”, przyp. s. 33), przybliża kontekst kulturowy (np. wyjątkowo plastyczny opis spotów reklamowych, do których – bez ich opisywania – odwołuje się Stiegler – przyp. s. 73–4), a czasem nienachalnie ujawnia swój stosunek do omawianych zagadnień (przyp. do przyp. s. 40). Jedyną nieco problematyczną kwestią jest używanie przez niego w tłumaczeniu żeńskich końcówek. Same w sobie nie są problemem, sam zresztą nagminnie ich używam, lecz język francuski jest upłciowiony tak bardzo, jak język polski. We Francji walka o żeńskie końcówki jest jeszcze bardziej złożonym niż w Polsce problemem, ponieważ z racji na postimperialne dziedzictwo12 oficjalna wersja języka ustalana przez Académie Française jest w większym stopniu preskryptywna niż deskryptywna i tzw. „język inkluzywny” mimo szerokiej debaty w 2017 r. nie został włączony do oficjalnego korpusu języka francuskiego13. Tymi faktami (ściśle określona poprawność językowa oraz fakt, że Wstrząsy powstały na pięć lat przed publiczną debatą na temat inkluzywnego języka) można wprawdzie uzasadnić decyzję tłumacza, jednak warto zaznaczyć, że w oryginale Stiegler głównie męskich form językowych.
Podsumowując, Wstrząsy są na pewno ważną publikacją, która wpisuje się w obecne w Polsce debaty o uniwersytecie, a zarazem wprowadza na polski rynek wydawniczy jednego z najważniejszych współczesnych filozofów. Stiegler bez żadnych kompleksów wdaje się w polemiki z najważniejszymi myślicielami XX w., co chyba jest możliwe tylko dlatego, że miał z nimi bezpośrednią styczność. Co więcej, zamiast tylko rozwijać moment krytyczny, stara się (dość udanie) przedstawiać własne rozwiązania i pokazuje, w jaki sposób jego system pojęciowy jest aplikowalny do konkretnego przedmiotu. Mimo pewnych wątpliwości odnośnie tego, czy to akurat Wstrząsy są tą książką Stieglera, którą należy jako pierwszą wydać w Polsce, nie da się ukryć, że jej publikacja zapełnia ważne miejsce na naszym rynku wydawniczym. Choć – gdybym miał wybierać z korpusu myśli Stieglera – na pewno nie wybrałbym jej jako wprowadzenia do jego myśli (ze względu na jej hermetyczność i samoodnośność: mimo kilkuset stron wprowadzenia teoretycznego wiele wątków może pozostać niezrozumiałych, a autor często odsyła do swoich – licznych – wcześniejszych dzieł, w których jego aparat teoretyczny jest zdecydowanie szerzej wyłożony), to na pewno warto ją przeczytać chociażby dla poznania twórczości tego filozofa, jego perspektywy na problem uniwersytetu czy pomysłów na przetłumaczenie jego terminów teoretycznych. Przed zdecydowaniem się na lekturę jednak zdecydowanie polecałbym – jeżeli ktoś jeszcze nie zna jego myśli – zapoznanie się przynajmniej z poświęconym mu rozdziałem z Nowej filozofii francuskiej i jego tekstem w „Le monde diplomatique”.
- Także pod względem biograficznym. Stiegler, pierwotnie muzyk jazzowy, rozpoczął swoją karierę w zakresie filozofii podczas odsiadywania wyroku w więzieniu za napad na bank. Wówczas zaczął korespondować z Derridą, u którego później napisał doktorat.
- Chociaż nie dotyczy to bezpośrednio omawianej książki, to należy zaznaczyć, że Bernard Stiegler jest jednym z nielicznych filozofów, którzy poza ambitną działalnością naukową próbują także realizować swoje postulaty w praktyce, działając właśnie w Ars Industrialis oraz prowadząc niezależną szkołę w małej wiosce Épineuil-le-Fleuriel.
- I. James, Nowa filozofia francuska, tłum. J. Bednarek i P. Juskowiak, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2014.
- C. Malabou, Plastyczność u zmierzchu pisma: dialektyka, destrukcja, dekonstrukcja, tłum. P. Skalski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2018; fragment można przeczytać na naszym portalu.
- „Nacjonalistycznego” (a nie „konserwatywnego”, „reakcyjnego”, „populistycznego” itd.) ze względu na to, że osadzony we francuskim kontekście kulturowym Stiegler skupia się w tej kwestii głównie na Front National (obecnie Rassemblement National) Marine Le Pen.
- Czytając ten tekst, można się zapoznać z zawartością Wstrząsów oraz – generalnie – filozofią Stieglera przetworzoną przez mój aparat interpretacyjny, co – chyba – jest pożyteczne. Z drugiej strony jest to lektura „zamiast”: można poznać treść książki bez przeczytania jej albo narzucić sobie cudzą jej interpretację, co jest – chyba – szkodliwe. Oczywiście, czytanie recenzji i omówień książek jak najbardziej ma sens i wartość poznawczą, zwłaszcza, że dowolny tekst odwołuje się do wcześniejszych od siebie i „źródłowe zrozumienie”, dojście do pierwotnego „tekstu” (derridiańskiego archepisma) jest w ten sposób niemożliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że człowiek będąc konstytuowanym przez farmakon zawsze jednocześnie coś zyskuje i traci, przynajmniej według Stieglera.
- A dokładniej kształtuje nasze wtórne retencje (termin Husserla), czyli – w uproszczeniu – naszą pamięć.
- Można jednocześnie zarzucić mu, że w zasadzie nie konfrontuje się z pokrewną myślą postoperaistów, którzy również w dużej mierze opierają się na przetworzeniu tej części dorobku Marksa.
- Simondon w Du mode d’existence des objets techniques uznaje, że alienacji podlega zarówno klasa posiadająca/zarządzająca, jak i proletariat czy specjaliści. Według Simondona wraz z rewolucją przemysłową obiekt techniczny zastąpił człowieka na podstawowej dla niego funkcji „dzierżyciela narzędzi”, w związku z czym nie mógł już realizować się jako techniczne indywiduum. Klasa robotniczo-techniczna pracuje jedynie na elementach obiektu technicznego, menadżersko-burżuazyjna natomiast zaledwie zarządza ich kolektywami. We współczesnym Simondonowi systemie socjotechnicznym zrozumienie wszystkich sposobów istnienia obiektu technicznego i powrót na poziom obiektu technicznego było praktycznie niemożliwe. Umożliwić to miał projekt organologii.
- Ronell obecnie jest zawieszona na swoim uniwersytecie w związku z oskarżeniem jej o molestowanie przez jej doktoranta. Warto też przypomnieć, że w wieku 27 lat miała też romans z młodszym od niej o 11 lat synem Derridy. Zob np. https://www.salon.com/2018/08/18/when-a-woman-is-accused-of-sexual-misconduct-the-strange-case-of-avital-ronell/.
- Oczywiście, także w nauce wciąż obecny jest problem centrum i peryferii oraz neokolonialna dominacja anglofonii. Pomimo tego nie da się jednak zaprzeczyć, że międzynarodowy obieg naukowy funkcjonuje.
- Na terenie Francji od czasów rewolucji dążyło się do marginalizacji języków lokalnych na rzecz wprowadzenia jednego języka urzędowego, powszechnie stosowanego przez obywatelki.
- Zob. np. https://fr.wikipedia.org/wiki/Langage_%C3%A9pic%C3%A8ne#En_France.