Śmiech morderców

śmiech morderców
„Śmiech morderców” Klausa Theweleita ukazał się przedwczoraj nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN w tłumaczeniu Piotra Stronciwilka. W książce Thieweleit wykorzystuje swoją metodę „brania wypowiedzi zbrodniarzy na poważnie”, analizy stanów cielesnych autorów wypowiedzi oraz wykorzystania Deleuzjańsko-Guattariańskiego aparatu maszyn pragnących do analizy morderców z pobudek ideologicznych. Stawia w niej tezę, że tym, co ich łączy, jest śmiech – podczas czy po zbrodni, a same ich motywacje nie grają znaczącej roli. Śmieje się zarówno Breivik, jak i dżihadyści. Poniżej prezentujemy wybrane przez nas fragmenty książki, będące analizami przypadku Andersa Breivika oraz ludobójców w Rwandzie. Serdecznie dziękujemy wydawnictwu za umożliwienie nam publikacji.

 Teoria 1. Oslo 2012. Templariusz i zdrada stanu 

Please allow me to introduce myself”: Anders Behring Breivik nie przedstawia się światu jako jednostka; definiuje się jako członek; jako część pewnego nadrzędnego, ponadnarodowego bractwa – Knight Templars; organizacji „Templariuszy”, w której imieniu dokonał masakry na młodych norweskich socjaldemokratach.

Kim są ci Knight Templars i do czego służą Breivikovi? Znaczenie tego ważnego „członkostwa” najlepiej chyba wyjaśnia wypowiedź Breivika dotycząca jego macochy Tove Øvermo. Tove była pracowniczką UDI, norweskiego urzędu, do którego obowiązków należy zaopatrywanie imigrantów, głównie muzułmanów, w dokumenty. Jako „umiarkowana przedstawicielka marksizmu kulturowego i feministka”, jak definiuje swoją macochę Breivik, należy do „zdrajców kategorii B”. Jest ważną kobietą w świecie „zatrutych wielokulturowością, feminizmem i kulturowym marksizmem” młodych polityków, z którymi on właśnie zrobił porządek. „Jak na ironię”, pisze Breivik w swoim 1500-stronicowym internetowym manifeście, „UDI jako instytucja o dużym znaczeniu dla politykimultikulti znajduje się bardzo wysoko na liście potencjalnych celów KT” (– Breivik często używa skrótu w odniesieniu do organizacji Knight Templars):

Mimo że naprawdę całkiem lubię Tove, nie miałbym żadnych pretensji do KT, gdyby moja macocha została stracona w czasie ataku przeciwko UDI. Jako ważny zdrajca kategorii B w służbie norweskiego reżimu multikulti, a tym samym zdrajczyni stanu, powinna się z tym liczyć1.

„Templariusz”, egzekutor posiadający „wyższego rodzaju uprawnienia”, nie uznaje okoliczności łagodzących nawet dla członków rodziny, tak samo jak nie uznaje pobłażliwości wobec (osobiście szanowanej) macochy.

Zdrada stanu, „High Treason”, takiego określenia używa Breivik. Zdrady stanu można dopuścić się per definitionem tylko będąc obywatelem państwa, naruszając jego najważniejsze przepisy bezpieczeństwa lub łamiąc prawa dotyczące tajemnicy państwowej; dopuszczenie się przez obywatela działań, które państwo postrzega jako zagrażające jego egzystencji, oznacza, że państwo to może wyegzekwować swoje prawo do wydania najwyższego wyroku, wyroku śmierci. Taki wewnętrzny wróg, nieprzyjaciel „we własnych szeregach”, nazywany jest zdrajcą stanu.

Breivik, operując kategoriami zdrajców, uważa siebie i swoich KT’s za przedstawicieli państwa; państwa prywatnego, które stawia ponad rzeczywistym rządem i państwem norweskim i, co za tym idzie, któremu przyznaje autonomiczną władzę sądowniczą. Ta zaś stanowi, że kara śmierci może zostać wykonana bez jakiegokolwiek orzecznictwa. Breivik działa w imieniu wspomnianego „wyższego prawa”.

Identycznie postępują, jak wiemy z najnowszych przypadków, także ci „dżihadyści”, którzy w imieniu „Kalifatu”, jak nazywają „Państwo Islamskie”, samowolnie, bez żadnego procesu, zabijają przypadkowo uwięzione przez siebie osoby, z dumą prezentując światu filmy z egzekucji, szczególnie na kanale YouTube, podczas których obcinają schwytanym głowy. Killer szczerzy się w uśmiechu.

To znak rozpoznawczy wszystkich tego rodzaju organizacji: nie uznają żadnego prawa ani porządku poza własnym; i nie ma znaczenia, czy czerpią swe uprawnienia z Koranu, czy też z wyższego prawa europejskiej, chrześcijańskiej „rasy”, która w obronie własnej może zabijać wrogów państwa – bez sądu, bez wyroku, legitymizując się wyższą koniecznością. „Prawo do zabijania” przysługuje każdemu członkowi organizacji.

Gdy w nagłówkach gazet cytuje się ekspertów, którzy po lekturze internetowego manifestu Breivika podejmują próbę „zrozumienia” jego czynu, argumentując z pozycji psychoanalityka lub psychiatry i stawiając diagnozy na odległość, typu „schizofrenia”, „osobowość borderline” lub „narcystyczna” itd., to prawdopodobnie – gdyby człowiek ten znalazł się u nich na kozetce – mieliby rację w wielu kwestiach. Nie leży jednak na żadnej kozetce, nie jest obecny w żadnym gabinecie lekarskim, nie jest obecny z zasady. Niewiele będzie można się dowiedzieć o tym typie człowieka, jeśli pomylimy go z „pacjentem”. Kto postąpi w ten sposób, podkreśli tylko, że odmawia temu, co mówi ów morderca, łącznie z jego postulatem „wyższego prawa do zabijania”, jakiegokolwiek związku z rzeczywistością; zadowoli się określeniem „chory psychicznie”, nie biorąc jego słów i czynów na poważnie. Ilu ludzi trzeba sprzątnąć, by być traktowanym „poważnie”? 77 najwidoczniej nie wystarcza.

[…]

Ten przeklęty uśmiech. Wśród obecnych na sali panuje poruszenie, gdy Anders Behring Breivik podnosi rękę w nazistowskim pozdrowieniu. Gest celowej prowokacji i nienawiści. Ofiary i krewni ofiar, mimo że przygotowali się na dzień rozprawy, są wstrząśnięci”2:

Dla obecnych to prawdziwy cios, gdy oskarżony prostuje prawą rękę i zaciśniętą pięścią pozdrawia sędziego. Później się uśmiecha – wprawiając wszystkich w Tinghus, budynku sądu w Oslo, w zakłopotanie. (…) Kierował się „dobrocią, nie nienawiścią”, mówi z niewzruszoną miną, i „zrobiłby to ponownie”. (…)Adwokaci, sędziowie, dziennikarze, psychiatrzy sądowi, widzowie (…). Dla wszystkich na sali uśmiech oskarżonego stanowi problem. Uśmiech, który raz uosabia podłość, by po chwili posłużyć Breivikowi do oddemonizowania własnej postaci.

Breivik, zapytany o to, dlaczego ciągle się uśmiecha, odpowiada, że to z powodu psychiatrów, którzy uznali go za niepoczytalnego.

Teoria 5. „Zdolność do erekcji” i „pamięć” [Ludobójstwo w Rwandzie – przyp. red.]

Bossart: Kim byli ci sprawcy?
Milo Rau: W przytłaczającej większości to młodzi mężczyźni, w późnym okresie dojrzewania. Prawie wszyscy mordercy – czyli ludobójcza kupa mięśni, jak można ich określić – znajdowali się w przedziale wiekowym 15–30 lat. Możemy porównać ludobójstwo w Rwandzie, z jego charakterem święta, do ruchu młodzieżowego. I rzeczywiście – członkowie milicji rekrutowali się z organizacji młodzieżowych wielkich partii. Lekkomyślność i lekceważenie śmierci, wiara w autorytety i presja grupy – te typowe cechy psychopatologiczne, zdominowanych przez mężczyzn kultur młodzieżowych są, obok już wymienionych, jedną z głównych przyczyn odpowiedzialnych za „kształt” ludobójstwa w Rwandzie.
Ludobójstwo w Rwandzie (natomiast) nie jest oparte na żadnym podziale pracy, to wielkie show, święto ludowe: prezenterzy rozmawiają ze swoimi ofiarami, pozdrawiają je, zanim wyślą do nich Interahamwe. To ludobójstwo bliskości i sąsiedztwa, a nie oddali i deportacji. Chłopak sąsiadów patrzy w oczy ojcu, któremu gwałci córkę, a potem odrąbuje mu rękę. Chwilę później idzie napić się piwa i posłuchać RTLM3.

W takich przypadkach brakuje odpowiedzi na pytanie o seksualność gwałciciela. Czy nie trzeba specyficznego stanu, aby jako chłopak sąsiadów dostać wymaganej erekcji i patrząc jednocześnie w oczy ojcu, zgwałcić jego córkę? Jak to możliwe? Rau mówi o „ludobójczej kupie mięśni”, czyli ciałach zabójców, w wieku od 15 do 30 lat. Czy można zatem założyć, że ciała należących do tego przedziału wiekowego (mężczyzn) dostrojone są tak, że przy każdej nadarzającej się okazji do gwałtu im staje? I to jeszcze na oczach krewnych ofiary? Uważam, że jednak nie. Rau mówi o „presji grupy”, która skłania młodzieżowe bandy do tych czynów i łączy je na gruncie emocjonalnym. Ale czy to wystarcza, aby przy sposobności zabijania i gwałtu wywołać podniecenie seksualne? A może budzi je charakter „ludowego święta”, towarzyszący tym wykroczeniom przeciw obowiązującemu prawu? Członkowie grupy rozbrajają śmiechem wszystkie zahamowania – i co, już są twardzi i gotowi?

Seksualne zachowania normalnych ludzi wyglądają przecież inaczej. Każda osoba, która kiedykolwiek miała do czynienia z aktem seksualnym, dobrze wie, w jak wrażliwy sposób narządy płciowe reagują, gdy dochodzi do „zakłóceń”; członek natychmiast opada, jeśli stosunek płciowy zostanie zakłócony przez jakiś zewnętrzny czynnik; albo wtedy, gdy u partnerki można wyczuć niechęć lub oznaki odmowy. Jeśli drugie ciało również nie pragnie namiętnego stosunku, członek nie będzie współpracował. Wtedy już się nie da. Przynajmniej w przypadku ciał seksualnych.

Co dziwne, żaden z dotyczących tematu tekstów nie pyta o psychofizyczny warunek gwałtu, jakim jest erekcja, w obliczu ofiar, które później w wielu wypadkach zamierza się zabić. Osoby żywiące seksualne zamiary nie byłyby do tego zdolne. Prowadzi to do jedynego słusznego wniosku – od którego strony można się zbliżyć do wyjaśnienia tych przypadków przemocy – że w tym wypadku, chodzi o coś innego niż „akt seksualny”.

[…]

Jasne jest, że dobrze się przy tym bawili. Towarzyszące aktowi mordu śmiech i „zabawa” charakteryzują się tym, że dla zabójców nie ma różnicy, czy ktoś, z kim mają wówczas do czynienia, jest martwy, czy jeszcze żyje. Różnicy, przy której w „normalnych” warunkach (o ile jakakolwiek norma w tej sytuacji istnieje) „śmiech milknie”. To właśnie wydaje się im obojętne. Albo inaczej: przekroczenie tej „granicy” wzbudza ich śmiech. Uśmiercanie ludzi jest najwidoczniej śmieszne.

[…]

„Sąsiad”, który w wesołym nastroju odrąbuje nogi dziewczynkom, ciesząc się, że matka (z żalu) umrze, nawet jeśli nie z jego ręki, znajduje się widocznie w stanie, w którym nie przychodzi mu do głowy, że właśnie morduje istoty ludzkie. Wielka mi rzecz, kilka odrąbanych nóg. Wykonuje swoją „pracę”, zabijanie Tutsi, i oczekuje w zamian pochwały i życia, „wyższego” życia, którym będzie mógł się cieszyć. Tak samo jak indonezyjscy rzeźnicy, którzy nawet po czterdziestu latach od zabójczych orgii odtwarzają je na dachach budynków wśród tańców i przedstawicieli elit kraju, siedzących wokół nich, pijących i nadal rozkoszujących się ich ówczesnym zwycięstwem. Albo śmiejący się Breivik, strzelający z odległości 40 cm w twarz dziewczyny.

  1. „Kategoria A” to politycy i inni przedstawiciele życia publicznego, którzy w pierwszej kolejności ponoszą odpowiedzialność za niepowstrzymany napływ muzułmańskich imigrantów do Norwegii. Zasługują na śmierć, tak samo jak przedstawiciele kategorii B. „Funkcjonariuszom policji Breivik zeznał, że udało mu się zidentyfikować dwanaście zdrajców kategorii A, m.in. ministra spraw zagranicznych Jonasa Gahr Støre, 4500 zdrajców kategorii B, prawdopodobnie większość z nich to krytycy społeczni i mniej ważni politycy, i ponad 85 000 zdrajców kategorii C, do której należeli również młodzi uczestnicy letniego obozu na wyspie Utøya” (Erika Fatland, Die Tage danach, s. 157).
  2. Per Anders Hoel, taz, 19 kwietnia 2012.
  3. Ralf Bossart/Milo Rau, „Wenn aus Wasser Eis wird”, w: Hate Radio, s. 8–31.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *