Wolność i metafizyka – relacja z seminarium w Warszawie
Seminarium wokół najnowszej książki Marcina Poręby Wolność i metafizyka odbyło się 1 marca 2018 roku w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Życzeniem profesora Poręby było przedyskutowanie swojego najbardziej aktualnego sposobu rozumienia i badania przestrzeni. Spotkanie zainaugurowały odczyty doktorantów poświęcone dwóm chronologicznie ostatnim artykułom opublikowanego tomu – Przyczynek do sporu nominalizm-realizm (powstały w 2016 r.) oraz Pojęcie przestrzeni (2017 r.).
Pierwszy referat ukazał się już w Machinie Myśli pod tytułem Przestrzeń, czyli wypełniacz. Filozofowanie bombą1.
Niniejsza relacja z seminaryjnej dyskusji, która się następnie wywiązała, została opracowana na podstawie pisemnych notatek. Nie jest to więc najwierniejsze odtworzenie tamtych treści. Każda poniżej zamieszczona wypowiedź została jednak autoryzowana przez każdego z interlokutorów.
Jako organizatorzy składamy serdeczne podziękowania Autorowi za obdarzenie zaufaniem, zainteresowanie i entuzjastyczny współudział w wydarzeniu. Ogromne wyrazy szacunku należą się również wszystkim uczestnikom seminarium za ich liczne przybycie i zaangażowanie, w tym szczególnie Pracownikom i Członkom Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej IF UW. Chcielibyśmy, aby niniejsza publikacja stanowiła rodzaj pamiątki – tego, co skupia uwagę i pozwala zachować w pamięci ów wyjątkowy, „niezapomniany” wieczór wzruszeń i błyskotliwych myśli.
Paweł Szypowski Filip Gołaszewski
Pracownia Filozoficznych Podstaw Komunikacji Zakład Historii Filozofii Nowożytnej
– Relacja –
Marcin Poręba: Bardzo dziękuję za referaty obu panów do moich dwóch artykułów. Słuchanie siebie w ustach innych jest dziwnym i silnym doświadczeniem. Pokazuje to, że własne myśli nie są nigdy do końca własne. Słyszy się potem to, co nieswoje i niespodziewane.
Problematyka przestrzeni jest obecna w moim myśleniu od przeszło 20 lat. Jakiś czas temu z pewnym zdziwieniem odnalazłem dawne zapiski, z których wynika, że już wtedy zaczęła mnie interesować. Pisałem tam, że przestrzeń jest pojęciem ważniejszym od pojęcia czasu, które dotychczas faworyzowano w filozofii. Granice względności miały być podsumowaniem zmagań z tym problemem. Następnie, 3 lata temu, napisałem część książki poświęconą samej przestrzeni, ale uznałem, że myśl nie posuwa się naprzód, a grzęźnie. Joanna Chmielewska, autorka znakomitych kryminałów, opowiadała kiedyś, jak planuje swoje książki. Otóż w pewnym momencie układa jej się w głowie całość powieści aż do najdrobniejszych szczegółów, siada wtedy i opisuje to, co sobie wyobraża. Cóż, ja tak nie mam. Często można coś pomyśleć i zobaczyć, ale nie udaje się tego zapisać. Ze mną było tak, że brakowało mi jeszcze przygotowania do napisania książki, oczytania w literaturze i przemyślenia pewnych rzeczy. Dlatego rozpocząłem seminarium, którego tematem jest przestrzeń.
W problemie przestrzeni, tak jak go klasycznie pojmowano, dostrzegam niespójność, z którą nieustannie polemizuję. Nie przekonuje mnie mianowicie rola, którą przypisuje się zależności kauzalnej. Zgodnie z tym ujęciem kontakt z rzeczywistością bądź innymi przedmiotami rozumie się jako sprawę wyczuwalnego oporu. W tym duchu, na przykład, [Stanisław] Brzozowski uważa, że rzeczywistość jest tym, co można poczuć. Aż do przesady ilustruje to opowiadanie [Maksyma] Gorkiego, którego bohater tak bardzo chce przekonać się o niesłuszności idealizmu subiektywnego, że wali głową w drzewo.
Jacek Migasiński: Jeśli chodzi o ten kontekst, warto wspomnieć sposób, w jaki [Marie-François-Pierre] Maine de Biran nawiązał niegdyś do poglądów [Etienne’a de] Condillaca. Condillac stał, jak wiadomo, na stanowisku sensualistycznym i uznawał, że wiedzę o świecie nabywa się biernie pod wpływem bodźców zmysłowych. Maine de Biran, przejmując ten pogląd, ale i uzupełniając go o wątek kantowski – jako jeden z pierwszych we Francji znał bowiem Kanta, choć raczej z omówień – sądził, że rzeczywistość to coś, co się konstytuuje w wyniku oporu, jaki pewna rzecz zewnętrzna stawia aktywności podmiotu, a konkretnie jego wysiłkowi mięśniowemu. Wyróżniał następnie dwie sytuacje: taką, w której opór ustępuje (to zdarza się wtedy, gdy dotykamy własnego ciała; dotykanie jednoczy się z tym, co dotykane) i taką, w której opór nie daje się przełamać (zderzenie ze światem).
P.: Tak, Maine de Biran to locus classicus, zbierający różne wątki dotyczące naszego zagadnienia. Jak w referacie słusznie wskazał pan Filip Gołaszewski, ja sam nie zawsze konsekwentnie potrafię przeciwstawić się temu, z czym polemizuję. W „Problemach epistemologii i pojęciu pozoru”, artykule z niniejszego tomu, stwierdzałem, że rzeczywistość stawia opór. W innym miejscu opowiadam się przeciwko takiej – jak to nazywam – zawężonej koncepcji świata zewnętrznego. Aż wstyd tak sobie przeczyć!
Jak się z tym uporać? Musimy odróżnić dosłowne znaczenie oporu, spokrewnione zresztą z tym, o jakim traktuje III zasada dynamiki (oddziaływanie ciał na siebie nawzajem, przekazywanie kierunku i wartości siły), od znaczenia bardziej metaforycznego. Nasze myślenie, niestety, posługuje się różnymi poziomami znaczeń i grzęźnie w sprzecznościach.
Paweł Szypowski: Chciałbym w tym miejscu przypomnieć tezy Bycia i czasu. [Martin] Heidegger stwierdza tam, że narzędzie zaczynamy dostrzegać dopiero wówczas, gdy coś się w nim psuje. Dopiero ten brak powoduje, że rzecz nie jest po prostu czymś używanym do czegoś innego, instrumentem, gładkim przejściem pomiędzy jednym a drugim stanem rzeczy, pomiędzy jednym a drugim momentem percepcji, ale staje się czymś osobnym jako coś, co przeszkadza i blokuje ruch. Rzecz stawia opór nie tyle przeciwstawiając się nam w sensie dosłownym; młotek nie musi nas koniecznie walić po głowie, żebyśmy zaczęli go dostrzegać. Wystarczy, że jakaś jego funkcja zawodzi, trzonek odpada… Rzecz zwraca się wtedy przeciwko naszemu projektowi czy intencji i kierunkowi działania. Sprawia, że są nieskuteczne. Sens rzeczywistości w takiej koncepcji wyłania się z relacji pomiędzy narzędziem a działaniem i wymaga uznania takiej a nie innego, a więc wadliwego ich związku i przy okazji dostrzeżenia samego przedmiotu narzędzia. Pan również pisze o tym, że rzeczy istnieją o tyle, o ile je za takie – istniejące – uznajemy.
P.: Nie jestem pewien, czy piszę o uznaniu. W każdym razie uznanie to ważna sprawa. Co mamy, na przykład, powiedzieć człowiekowi, który sądzi, że świat powstał 5 tyś. lat temu? Przedstawimy mu dowody takie, jak skamieniałości, których wiek oceniamy na podstawie rozpadu węgla, powołamy się na mikrofalowe promieniowanie tła. Czy taka osoba zmieni swoje zdanie? Nie, dlatego, że nie chce uznać rzeczywistości. Wszystkie luki w myśleniu, wszystkie wątpliwości natychmiast arbitralnie załata, choćby ją ten młotek walił po palcach.
Przyczynowa koncepcja rzeczywistości zostaje już w pewien sposób skrytykowana w Sofiście Platona, mianowicie uwagą, że byty idealne czy myślowe nie mogą oddziaływać na siebie w ten sposób, co fizyczne. Przyznajmy, że zaproponowana przez Platona alternatywa, koncepcja uczestniczenia idei w świecie zmysłowym, nie jest satysfakcjonująca.
Pojęcie przestrzeni należy do filozoficznego idiomu, a zwracając się do ludzi nawet niezorientowanych, nie powinno się posługiwać kliszami. Może to odnieść złe skutki. Ale powiedziałbym, że to pojęcie stanowi prawdziwy filozoficzny krwiobieg. Cały dylemat istnienia rozgrywa się pomiędzy stwierdzeniem, że rzeczy istnieją zależnie od siebie, przyczynowo związane i stwierdzeniem przeciwnym, że są niezależne od siebie, występują poza relacją kauzalną. Realizm sytuuje formę rzeczy jako jej jądro poza zależnościami przyczynowymi, gdzie indziej od tak rozumianego świata, lecz i poza sferą podmiotu. Z perspektywy realizmu to, co znajduje się w tym pokoju powinniśmy obserwować niejako gołym okiem wszechświata.
Marek Pokropski: Zapytam więc o pojęcie obserwatora. Czy Pana zdaniem to przestrzeń w najszerszym zakresie tego pojęcia, nie tylko przestrzeń fizyczna czy mentalna, ale przestrzeń ogólna, generalna łączy i organizuje rzeczy? Czy to raczej obserwator wprowadza porządek pomiędzy przedmioty i ustala ich relacje? Czy owo pojęcie obserwatora też w analogiczny do pojęcia przestrzeni sposób zostaje uogólnione?
P.: Pojęcie podmiotu zdefiniowałbym, używając metafory, czego swoją drogą nie lubię. Powiedziałbym, że obserwator jest zrobiony z przestrzeni. Naprowadził mnie na tę myśl Kurt Gödel. Choć możemy – powiadał – wskazać w arytmetyce formuły niedowodliwe, nie możemy przeprowadzić granicy pomiędzy jedną i drugą klasą formuł. Gödel był filozoficznym outsiderem – w czasach, gdy wszyscy uznawali fizykę relatywistyczną za dowód na obalenie kantyzmu, Gödel uważał wręcz przeciwnie, że fizyka ta potwierdza przekonania Kanta. By nałożyć porządek na relacje, trzeba znaleźć się w pewnym punkcie odniesienia. Skoro ten punkt jest częścią przestrzeni, to tak jakby sama przestrzeń nakładała na siebie ów porządek.
Irena Makarewicz: Czy Pana rozważania o przestrzeni oznaczają ucieczkę od wartości?
P.: Niewątpliwie.
M.: Ależ wszyscy wiemy o wartościach intuicyjnie i czujemy bliskość lub też stratę w przypadku śmierci bliskiego.
P.: Faktycznie ma Pani rację, naturalnie. Wszyscy zakładamy, że wiemy, czym są wartości i nasze uczucia. Zadaniem filozofii jest jednak niepoddawanie się oczywistościom. Ale mogę na to, jak Pani woli, spojrzeć inaczej. Pojęcie przestrzeni otwiera motto: „celem filozofii jest zrozumieć, w jaki sposób rzeczy pozostają związane ze sobą nawzajem”. Autor tego zdania, Wilfrid Sellars, w dalszej części książki [Philosophy and the Scientific Image of Man] wymienia rzeczy ogólne, do których wlicza życie, śmierć, uczucia, wartości. Istnieją one dla niego realnie, w jakiejś przestrzeni. Jego sposób myślenia jest mi bliski. Jakiegoś rodzaju miejsce dla tych rzeczy jest. Na przykład, bardzo ważną dla mnie prawdą, nie tylko egzystencjalną, jest, że uczucia innych są czymś realnym. Myślenie przyczynowe odwodzi nas o tego przekonania, bo każe uzależniać znaczenie czyjejś ekspresji od skutków jej oddziaływania na nas. Prowadzi to do sceptycyzmu i bezsensownego podważenia istnienia innych osób.
Ariadna Lewańska: Praca profesora Poręby mówi w nowoczesny sposób o filozofii w ogóle, a jednocześnie pozwala wniknąć w sens zagadnień kluczowych dzieł metafizyki. Naświetla je bez zbędnego cienia, zaraża moralnym niepokojem o rodzaj więzi materii i formy, o relację między rzeczywistością a sposobem jej postrzegania. Wolność i metafizyka godzi skromność wobec rzeczywistości samej z poczuciem, że filozofowanie jest tworzeniem przestrzeni. Ogromnie cieszy, że powstają dziś takie dzieła, w których czuć nienasycenie rzeczywistością i potrzebę badania granic.
P.: Słyszę naokoło tylko najlepsze opinie, ale cóż, jak się zajmuje jakimś biznesem, to trzeba go po prostu nieustannie rozwijać, stawiać przed sobą wyzwania i wymyślać sposoby rozwiązania trudności. Filozofia jest pełna problemów nierozwiązanych. Czy znaczy to, że coś jest z filozofią gruntownie nie tak, jak przekonywał pozytywizm logiczny, a po części również [Ludwig] Wittgenstein? Odrzucam ten pogląd, ale nie zadowala mnie również jemu przeciwny. Jak to ujęła kiedyś Barbara Skarga: „trzeba wytrwać w pytaniu”. Otóż ja nie potrafię wytrwać z dwóch powodów. Pierwszy jest psychologiczny: bardzo trudno jest trwać w napięciu i ten wysiłek każe mi szukać odprężenia i większego komfortu w postaci pewnych odpowiedzi. Po drugie, i to jest punkt bardziej zasadniczy, nigdy nie możemy wiedzieć, który problem da się jeszcze rozwiązać, a który jest z gruntu nierozwiązywalny. Dlatego jesteśmy zdani na poszukiwania, ale też na niepewność, czy rezultaty naszych badań nie wykraczają już poza granice rzeczywistości.
M.: Nie jest to już chyba zdanie Kanta…
S.: To zależy od tego, którą Krytykę weźmiemy. Profesor Poręba pisze: „W Krytyce czystego rozumu głównym jej [tzw. dialektyki pozytywnej] przejawem jest tzw. regulatywne stosowanie idei rozumu, które – przynajmniej w myśl deklaracji Kanta – ma nas właśnie zabezpieczyć przed nieuprawnionym przekroczeniem granic możliwego doświadczenia. W dwóch kolejnych krytykach refleksja ujawnia jednak zupełnie inne oblicze, staje się właśnie sposobem na przekroczenie tych granic, choć, jak powiedziano, za cenę przedefiniowania pojęć poznania i wiedzy”. Chciałem nawiązać do kwestii refleksji, myślenia refleksyjnego i roli, jaką ma ono do odegrania w myśleniu w ogóle i na innych polach ludzkich badań i działalności. Czytamy, że postęp, jakiego dokonał Kant, polega na „obniżeniu standardów myślenia prawomocnego – potocznego i naukowego – przez rozszerzenie pojęcia refleksji również na to poznanie”. I dalej: „Wówczas przejście do rozważań filozoficznych nie jest już przejściem z twardego gruntu nauki na grząski teren metafizyki, lecz po prostu kolejnym krokiem na obszarze, który w żadnym swoim punkcie pewny nie jest, ale też właśnie jako niepewny ma sobie więcej rzeczywistości”. I więcej życia? Można by powiedzieć nawet, że takie myślenie czyni życie bardziej intensywnym. Wydaje mi się, że dochodzimy tutaj do sformułowań wybitnie etycznych, dotyczących również spraw wolności, wolności przechodzenia ponad granicami. Kolejne zdanie to potwierdza: „wprawdzie poznanie i wiedza mają granice, jednak myślenie ich nie ma”.
P.: Oczywiście, nie chodzi o to, żeby pomyśleć cokolwiek albo myśleć coś błędnie. Raczej o to, że myślenie przekracza daną wiedzę i efekty poznawcze, ponieważ wymyśliwszy odpowiedź, trzeba już zacząć obmyślać kolejną. Pytań jest zawsze więcej niż odpowiedzi. Ale w ten sposób, nawet jeśli nie osiągamy konkluzji, bierzemy dla siebie więcej ze świata.
Nie w każdej dziedzinie nauki niekonkluzywność przedstawia się jednak tak samo. Na przykład, matematyka ma swoje obrzeża, na które przez stulecia złożyły się wielkie problemy, powiedzmy, problem dowodu na twierdzenie Fermata. Na próby ich rozwiązań niektórzy ludzie strawili tragicznie całe swoje życie. Ale generalnie w każdej szczegółowej dziedzinie nauki istnieje pewne utwardzone centrum i tylko sporadycznie i z ciekawości spoglądamy ku niepewnym peryferiom. W filozofii jest odwrotnie: tutaj ciągle jesteśmy na obrzeżach, przebiegają one w każdym punkcie myślenia. „Cel jest niczym, ruch jest wszystkim”, cytując [Eduarda] Bernsteina. Filozofia to masa możliwych przekształceń.
Narysuję teraz [na tablicy] dywan Sierpińskiego. W tej strukturze fraktalnej każda figura stanowi swoją własną granicę, za którą następuje już inny poziom bądź wymiar przestrzenny.
Proszę tylko nie traktować tego przykładu zbyt dosłownie. I oto jest problem, z którym ciągle nie potrafię sobie poradzić. W jakim stopniu filozof może wykorzystywać przykłady zaczerpnięte z matematyki? Oczywiście fizyczna teoria kwantowa w dużej mierze korzysta z matematycznych teorii topologicznych, ale robi to w sposób klarowny, jasno i wyraźnie definiując pojęcia. Natomiast w filozofii, tak, jak w języku potocznym, nigdy nie możemy do końca rozróżnić znaczenia ścisłego od, co najwyżej, metaforycznego. Formalizacja nic nam nie da. Formalizowanie jest w 99% przypadków fasadą, która ma ukryć to, że nie ma się nic do powiedzenia.
- https://machinamysli.org/pawel-szypowski-przestrzen-czyli-wypelniacz-filozofowanie-bomba-w-artykule-przyczynek-do-sporu-nominalizm-realizm/