Wokół „Tysiąca plateau”
Wspomnienia Markowskiego
Pierwsze polskojęzyczne tłumaczenia dwóch fragmentów Tysiąca plateau zostały opublikowane w przekładzie Bogdana Banasiaka w 1988 roku w czasopiśmie „Colloquia Communia”, którego wydanie tak wspomina Michał Paweł Markowski.
Tak naprawdę, za odebranie władzy komunistom odpowiedzialni są nie Wałęsa, Kuroń i Michnik, ale Foucault, Deleuze i Derrida. To oni bowiem, w 1988 roku, wyparli pogrobowców socjalistycznego humanizmu z wydawanych pod „patronatem Rady Naczelnej ZSP” „Colloquiów Communia”, tym samym przyczyniając się walnie do upadku tego jawnie rewizjonistycznego pisma i zwiastując jutrzenkę swobody. Pamiętam, jak na próżno biegałem w Krakowie od księgarni do księgarni, szukając grubego zeszytu z okładką pokrytą czerwonymi napisami. Numer 1-3 (36-38) rzeczonego organu, obejmujący całe półrocze 1988, trafiając na podatny grunt umysłów nieświadomych przestróg Allana Blooma, szybko stał się obiektem błyskawicznie rozprzestrzeniającego się kultu. Kto zaliczał się do szczęśliwych posiadaczy, mógł przez wiele miesięcy rozkoszować się jego bogactwem w zaciszu domowego ogniska, nie narażając się na męki ślęczenia w bibliotecznym zaduchu i przedzierania się przez zaczytane, zaślinione i zagryzmolone kartki, wypełnione drobnym pismem maszynowym, przypominającym najlepsze lata samizdatu. Choć nikt jeszcze nie marzył wtedy o nadwiślańskim postmodernizmie, nikt też nie przeczuwał, że oto otwiera się przed nami nowa epoka, której zwieńczeniem będzie obleczenie Jacquesa Derridy w honorową togę Uniwersytetu Śląskiego1.
Można przypuszczać, że Markowski ze swoją optymistyczną diagnozą zanadto się pośpieszył. Pomijając żart opowiedziany z perspektywy akademickiej wieży z kości słoniowej oraz fakt, że postmodernizm (o ile już zgodzimy się na ten mocno dziś nacechowany termin) nie sprowadza się do Derridy, to przyznany mu tytuł honorowy miał bez wątpienia wartość symboliczną, ale sytuował się raczej w nadbudowie. Za właściwą miarę istnienia „nadwiślańskiego postmodernizmu” wolałbym przyjąć raczej druk kolejnych książek, sytuujących się bliżej piśmienniczej bazy. Ta natomiast dalej prezentuje się skromnie, chociaż stopniowo zwiększa swoją objętość. Najlepiej wypada Foucault, w języku polskim wydano korpus głównych prac książkowych oraz rozpoczęto publikację – w pewnym sensie luksusową – wykładów z Collège de France. Tłumaczenia Derridy przez wiele lat sprowadzały się do okresu wczesnego; z późniejszych jego prac w roku poprzednim wydane zostało O duchu (1987)2 oraz Uniwersytet zaangażowany (2001). Dopiero dwa lata temu wydano Seminarium III. Psychozy (1981) będące pierwszym i jak dotąd jedynym oficjalnym przekładem spośród łącznie 27 seminariów Lacana, natomiast Écrits (1966, wyd. rozszerzone 1969) funkcjonuje tylko jako kilka rozproszonych tekstów. Opublikowano wprawdzie parę książek Jeana-François Lyotarda, ale wybór padł akurat na prace marginalne z punktu widzenia całej jego filozofii, w efekcie czego można ocenić Lyotarda tylko jako filozofa trzecioligowego. Brakuje zaś nadal Économie libidinale (1974) czy Discours, figure (1971). Ciekawsze artykuły o estetyce nie zostały dostrzeżone i można podejrzewać, że nie zmieni tego ubiegłoroczna publikacja Co malować? (1987). Anty-Edyp (1972), czyli pierwszy tom Capitalisme et schizophrénie Deleuze`a i Guattariego został zapowiedziany w 2008 roku, tłumaczenie rozpoczęto, „Krytyka polityczna” opublikowała kilkustronicowy fragment – i od tego czasu publicznie nie wydarzyło się nic. W roku bieżącym mają zostać opublikowane przekłady książki Guattariego Chaosmosis (1992) oraz napisanej wspólnie przez Deleuze’a i Guattariego monografii o Kafce (1975)3.
Z tej perspektywy wydany na początku bieżącego roku drugi tom Capitalisme et schizophrénie pt. Tysiąc plateau (1980) jest kolejną cegiełką, dzięki której nadwiślańska odsłona postmodernizmu, na dobre i na złe, stopniowo oraz – co trzeba przyznać – z uporem i nie bez przeciwności, może się wznosić. To wznoszenie trwa już na tyle długo, że można mówić o co najmniej dwóch jego etapach. Markowski nawiązuje do pierwszego z nich, zwiastującego odwilż społeczno-polityczną. Etap drugi objął mnie w 2005 roku, kiedy studiując filozofię na Uniwersytecie Gdańskim, jako lekturę na ćwiczenia z pedagogiki prowadzone przez ówczesnego magistra, a dziś doktora Sylwestra Zielkę, czytałem kserowaną kopię „Kłącza”, stanowiącego wprowadzenie do Tysiąca plateau. Deleuze i Guattari jawili mi się w tamtym okresie jako teoretycy sieci internetowej, piewcy powszechnej rewolucji dla rewolucji oraz – ze względu na kontekst zajęć – dehierarchizacji edukacji. Tyle wyniosłem wówczas z lektury 17 stron książki.
Polskie wydanie Mille plateaux liczy 634 strony tekstu. W stopce redakcyjnej, z powodów niejawnych, nie podano nazwiska tłumacza. Tę nieobecność nadrabia długa lista osób zaangażowanych w inne aspekty pracy wydawniczej, obejmująca Joannę Bednarek (redaktorkę merytoryczną i językową), Bogdana Banasiaka (legendę polskiej recepcji i translacji francuskich filozofów figurującego jako współpracownik merytoryczny) oraz dwie korektorki – Kachę Szaniawską i Annę Wojczyńską. Projekt graficzny (ilustracja na okładce nawiązuje, jak sądzę, do opisywanych w książce uwarstwień materii) oraz skład przygotowali Anna Hegman i Grzegorz Laszuk. Przedmowę „Tysiąc plateau – książka osobliwa” napisał Michał Herer. Całość koordynowała Ela Petruk, a wydała we właściwy sobie sposób Fundacja Bęc Zmiana – niestety, bez indeksu pojęć i nazwisk, na szczęście z zachowaniem szczegółowego spisu treści.
Spotkanie
Deleuze i Guattari poznali się w 1969 roku. Oprócz dwóch tomów Kapitalizmu i schizofrenii napisali wspólnie monografię Kafka (1976) oraz Co to jest filozofia? (1991). Deleuze był filozofem, samotnikiem, chociaż w samotność nie wierzył. Powiadał, że jest niemożliwe, by pisarz mógł być sam, ponieważ zaludniony jest przez osobliwości, postaci, idee. Wykładał na Sorbonie, Université d’Auvergne oraz – dzięki rekomendacji Foucaulta – na eksperymentalnym Université de Vincennes à Saint-Denis. Napisał ponad 30 książek. W 8-godzinnym Abecadle, wywiadzie-rzece prowadzonym przez Claire Partner, zarejestrowanym w latach 1988-89, opowiadał, że nie lubi podróżować, że przemieszczanie ekstensywne, w przestrzeni, to udręka, preferował natomiast podróże wewnętrzne, odbywające się wyłącznie w czasie, które nazywał intensywnymi. Wspominał lata 60-te, gdy uważał, że alkohol pomaga w tworzeniu konceptów filozoficznych. Alkohol, w przeciwieństwie do papierosów, porzucił ze względów zdrowotnych. Był bowiem całe życie schorowany: w 1969 roku, tuż po obronie rozprawy doktorskiej, przeszedł operację usunięcia płuca (fragmenty wydanej w roku operacji Logiki sensu na temat zdrowia i alkoholu nie doczekały się jeszcze poważnej analizy biograficznej). Słynne są słowa wypowiedziane przez Deleuze`a w Abecadle, iż życie filozofa jest nudne.
Guattari nie był filozofem, ale psychoanalitykiem – i to raczej ekstrawertycznym. To z pewnością od niego pochodzi twierdzenie, że wypowiedź zawsze jest kolektywna. Był najlepiej zapowiadającym się uczniem Lacana. Uczęszczał na seminaria mistrza w latach 50-tych, kiedy był jeszcze zwyczajnym psychiatrą w Szpitalu Świętej Anny, gdzie każdy lekarz miał obowiązek prowadzić zajęcia. Lacana polecił Guattariemu Jean Oury, dyrektor podparyskiej kliniki psychiatrycznej. Oury wysyłał młodego studenta farmacji na seminaria Lacana; sam z powodu obowiązków służbowych nie miał czasu na częste podróże do Paryża. To za jego namową Guattari porzucił studia i rozpoczął dla niego pracę w „eksperymentalnej” Clinique de La Borde, wpisującej się w szeroko rozumiany ruch antypsychiatryczny. Jej eksperymentalny charakter polegał między innymi na tym, że pacjenci brali udział w zajęciach artystycznych, wystawiali sztuki teatralne (m.in. Operetkę Gombrowicza), lekarze nie nosili białych fartuchów, podkreślano rolę personelu pielęgniarskiego, prowadzono opartą na psychoanalizie terapię grupową, będącą jedną z praktycznych form uprawiania schizoanalizy. Klinika działa do dziś i aspiruje raczej do miana miejsca schronienia niż przytułku czy szpitala. Oprócz pracy w La Borde Guattari angażował się w liczne inicjatywy społeczne – był społecznym aktywistą, wiele podróżował. Wyróżnione miejsce należy się jednak właśnie klinice: to w niej bowiem Guattari zmarł na zawał serca w 1992 roku. Trzy lata później Deleuze popełnił samobójstwo wyskakując z okna swojego apartamentu.. Przyjmuje się, że powodem ostatniej decyzji był coraz gorszy stan zdrowia uniemożliwiający pracę pisarską. Guattari został pochowany w Paryżu na Père Lachaise, zaś Deleuze na cmentarzu w miasteczku Saint-Léonard-de-Noblat4.
Jest jasne, że Deleuze i Guattari byli od siebie diametralnie różni. Z pewnością, łączyło ich stanowisko polityczne, radykalizm, perspektywa lewicowa, którą – ponownie w Abecadle – Deleuze opisał jako patrzenie nie na to, co jest blisko i w centrum, ale na tych, którzy znaleźli się daleko i na obrzeżach, którzy zostali wykluczeni. W moim przekonaniu ta idea umożliwia spójną interpretację dwóch, tak różnych od siebie tomów Kapitalizmu i schizofrenii.
Wielość
Myślą przewodnią pierwszego tomu była krytyka psychoanalizy i zastąpienie jej schizoanalizą, będącą metodą krytyczną, odsłaniającą alternatywną koncepcję podmiotu, pragnienia i nieświadomości, inspirowaną podmiotowością psychotyczną, a nie neurotyczną. Idealna podmiotowość schizofreniczna – fantazja autorów – miała ujawnić prawdziwą, głęboko społeczną i produktywną naturę pragnienia. Ton książki był optymistyczny, miejscami naiwny, czerpiący ze wspólnotowej, rewolucyjnej atmosfery Maja 1968. W efekcie Deleuze i Guattari przedstawili wizję jednostronną, której osią była „rewolucyjna schiza przeciw despotyzmowi znaczącego”5. Myślą przewodnią tomu drugiego była natomiast teoria wielości. Jak wspominał Deleuze, o ile Anty-Edyp miał ducha kantowskiego i stanowił coś na kształt Krytyki czystej nieświadomości polegającą na odróżnieniu prawomocnych i nieprawomocnych syntez pragnienia-nieświadomości, o tyle Tysiąc plateau było postkantowskie, przez co miał na myśli analizę wielości samych w sobie w ich różnorodnych przejawach, wśród których pragnienie oraz nieświadomość nie zajmują już centralnego miejsca6. Jeśli pierwszy tom był majowy i napisany jakby w rytmie hippisowskiego rocka, to tom drugi był raczej grudniowy o brzmieniu bliższym industrialu, wyrażającego trudności kontynuacji myślenia utopijnego.
Tytułowe tysiąc plateau odnosi się do pewnej wizji ontologicznej, w ramach której byt jako taki zostaje ujęty jako otwarty zbiór nachodzących na siebie wielości: naukowych, artystycznych, politycznych, geologicznych, biologicznych, metafizycznych i wszelkich innych. Zamierzeniem autorów było stworzenie „teorii wszystkiego”, wyrażonej za pomocą uniwersalnej i abstrakcyjnej nomenklatury stosującej się do każdej dziedziny. Przykładowo, w rozdziale (a właściwie plateau) na temat przestrzeni gładkich i żłobionych zamiast napisać, czym te przestrzenią są, Deleuze i Guattari podają konkretne przykłady zastosowania omawianych terminów w takich obszarach, jak technologie włókiennicze, muzyka, żegluga, matematyka, fizyka i estetyka. Pod koniec książki czytamy, że
maszyna abstrakcyjna odsyła do innych maszyn abstrakcyjnych, nie tylko dlatego, że są one nieodłącznie polityczne, ekonomiczne, naukowe, artystyczne, ekologiczne, kosmiczne – postrzeżeniowe, afektywne, czynne, myślące, fizyczne i semiotyczne – ale także dlatego, że ich różne typy tak się przeplatają, jak ich działania zbiegają (s. 634)7.
Taką samą naturę zachodzących na siebie wielości mają metody prezentowane w kolejnych rozdziałach Tysiąca plateau, a wyliczone we wprowadzeniu: „KŁĄCZOMATYKA = SCHIZOANALIZA = STRATOANALIZA = PRAGMATYKA = MIKROPOLITYKA” (s. 26, przekład nieznacznie zmieniony)8. „KŁĄCZOMATYKA = POP ANALIZA” (s. 28). Żadna z nich nie jest pierwsza, nie jest pierwotnie wyróżniona, żadna nie posiada więcej bytowości. Wszystkie rodzaje wielości są zatem ontologicznie jednoznaczne, to znaczy, byt orzeka się o nich w tym samym sensie. „Człowiek i szczur to całkowicie różne rzeczy, jednak Byt jest orzekany w jednym i tym samym sensie […]” (s. 212). Tę fundamentalną zasadę ontologiczną leżącą u podstaw Tysiąca plateau Deleuze wyłożył szczegółowo w Różnicy i powtórzeniu, inspirując się Dunsem Szkotem, Spinozą oraz Nietzschem, a w opozycji do Arystotelesa, Porfiriusza czy Tomasza z Akwinu. Ci ostatni twierdzili, że byt jest wieloznaczny, co oznacza, że orzekając o Bogu orzeka się w innym sensie, niż orzekając o stworzeniu – relacja między nimi jest nazywana analogiczną. W późniejszych pracach zamiast opozycji jednoznaczność-wieloznaczność częściej pojawia się opozycja pomiędzy płaszczyzną immanencji a planem transcendencji, natomiast idea pozostaje zasadniczo niezmieniona.
Związek jednoznaczności i immanencji z różnicą i wielością posiada kilka aspektów, tutaj nakreślę jeden z nich. Zasadniczo panowała w średniowieczu zgoda co do tego, że Bóg jest w hierarchii bytem najwyższym, w związku z czym nie ma nad nim już żadnego innego bytu. Zatem Bóg jest tylko rodzajem, nie jest gatunkiem, ponieważ definicja gatunkowa wymaga, ażeby odnieść rodzaj o szerszym niż definiowany gatunek rodzaju do zawężającej go różnicy gatunkowej. W ten sposób dookreślane są byty stworzone, niższe, przykładowo „człowiek różni się od konia różnicą gatunkową, mianowicie, rozumnością”9. Istotnym punktem odniesienia zarówno dla scholastyków, jaki i Deleuze’a (głównie w Różnicy i powtórzeniu) jest Isagogia Porfiriusza, czyli komentarz do Arystotelesa zawierający m.in. teorię drzewa bytów (nazywanego czasem po prostu drzewem Porfiriusza), czyli sposób prezentacji hierarchiczności bytów ze względu na rodzaje i gatunki W Isagogii czytamy, że
Substancja jest sama rodzajem; pod nią znajduje się ciało, pod ciałem ciało ożywione, a pod nim zwierzę; pod zwierzęciem zwierzę rozumne, a pod zwierzęciem rozumnym człowiek, a pod człowiekiem Sokrates, Platon i poszczególni ludzie. Z tego wszystkiego substancja jest najogólniejsza i ona jest tylko rodzajem; człowiek natomiast jest najniższym gatunkiem i jest tylko gatunkiem10.
Problem stanowiska reprezentowanego wspólnie przez Arystotelesa, Porfiriusza i Tomasza z Akwinu polega (między innymi) na tym, że najwyższe pojęcie nie może zostać w ogóle zdefiniowane, ponieważ definicja wymaga odniesienia do pojęcia o większym zakresie, niż pojęcie definiowane, podobnie jak niemożliwe jest określenie jego różnicy gatunkowej, czyli tego, co specyfikowałoby byt jako całość względem wyższego rodzaju. Co więcej, jak zauważa Porfiriusz, różnica gatunkowa jest dziedziczona: każdy niższy byt w drzewie zawiera wszystkie różnice gatunkowe terminów bardziej ogólnych, zatem, skoro termin najwyższy jest nieokreślony i nie posiada własnej różnicy gatunkowej, to wszystkie terminy w drzewie bytów zostają pozbawione istnienia. Nie tylko Deleuze interesował się tym problemem. Rozważał go także Heidegger, proponując rozwiązanie polegające na odniesieniu bytu jako całości do terminu względem niego zewnętrznego, czyli do nicości (która jednak u Heideggera nie oznacza pustki czy próżni). Natomiast Deleuze przeformułowuje całe zagadnienie – w Różnicy i powtórzeniu twierdzi, że sam byt jako całość należy utożsamić z różnicą. Dzięki temu osiągnięta zostaje ontologiczna jedność bytu – teoria obejmuje tym samym pojęciem istnienia cały byt – zaś pojęcie każdego bytu dziedziczy rzeczywistą różnicę stanowiącą o jego indywidualności.
Zgodnie z tekstem Różnicy i powtórzenia ontologiczna zasada jednoznaczności w odniesieniu do różnicy oznacza, że „Byt orzeka się w jednym i tym samym sensie o wszystkim, o czym się orzeka, lecz to, o czym jest orzekany, się różni: orzeka się go o różnicy samej”11. W Tysiącu plateau zasada ta zostaje przeformułowana i zastosowana do wielości.
Płaszczyzna immanencji lub jednoznaczności, przeciwstawiająca się analogii. Jedno wyrażające się w jednym tylko i tym samym sensie w odniesieniu do wszelkiej wielości. Byt wyrażający się w jednym i tym samym sensie w odniesieniu do wszystkiego, co różnicuje. Nie mówimy tu o jedności substancji, lecz o nieskończoności modyfikacji, które są nawzajem swoimi częściami – na jednej i tej samej płaszczyźnie życia (s. 308).
Twierdzenie o jednoznaczności bytu ma więc dwa warianty obejmujące orzekanie bytu o różnicy oraz o wielości, przy czym przyjmując jedno można swobodnie przyjmować także drugie, tym bardziej, że są konsekwencjami tego samego argumentu, zgodnie z którym, jeżeli nie rozpocznie się od różnicy lub wielości to nie wiadomo, w jaki sposób miałyby się one pojawić.
Architektonika Tysiąca plateau
Jak to się ma do samej konstrukcji Tysiąca plateau? Podobnie jak Logika sensu składa się z rozdziałów-serii12, tak Tysiąc plateau składa się z tytułowych plateau13. Jest więc samozwrotna w tym sensie, że wyłożona w niej koncepcja odnosi się do niej samej, przede wszystkim do jej konstrukcji, zaś sama koncepcja istnieje w ten sam sposób, jak układ rozdziałów oraz papier, z którego zrobione są strony i okładka. Taki jest właśnie sens zdania, iż „Nie ma różnicy pomiędzy tym, co mówi książka, a tym, jak jest zrobiona” (s. 4). Zatem to, co książka mówi, można interpretować jako sugestie co do sposobów jej lektury.
Na przykład książka składająca się z rozdziałów ma punkty kulminacyjne i końcowe. A co się dzieje w przeciwnej sytuacji, w wypadku książki złożonej z plateau, połączonych ze sobą poprzez mikroszczeliny, jak w mózgu? Nazywamy „plateau” wszelką wielość dającą się połączyć z czymś innym poprzez podziemne i naziemne łodygi, w sposób, który pozwala utworzyć i poszerzyć kłącze. Napisaliśmy tę książkę jako kłącze. Złożyliśmy ją z plateau. […] Tworzyliśmy kręgi zbieżności. Każde plateau może być czytane od dowolnego miejsca i powiązane z dowolnym innym (s. 26). W pewnej mierze plateau czytać można niezależnie od siebie, poza wnioskami, do których należy dojść dopiero na końcu (s. 1).
Plateau jako rozdziały są przede wszystkim wielościami pojęć filozoficznych (mających swoje źródła nieraz poza filozofią). W wielu rozdziałach powtarzają się te same pojęcia, wszystkie natomiast są wyliczone już we wprowadzeniu (patrz: s. 4-5). Kłącze to nazwa określająca relację pomiędzy różnymi rozdziałami-plateau oraz sposób, w jaki plateau są aktualizowane (czyli czytane). Każde pojedyncze plateau może być traktowane jako pewna całość niezależna od pozostałych, jednak ze względu na powtarzające się pojęcia, w ten czy inny sposób wiąże się ze wszystkimi. Powtarzające się pojęcia są używane w podobnych, ale jednak innych znaczeniach. Natomiast sugestia, by czytać rozdziały książka-plateau w dowolnej kolejności, nie jest wcale jednoznaczna. Wiele wskazuje na celowe uporządkowanie rozdziałów, od ogólnego wprowadzenia i najprostszego, nawiązującego do Anty-Edypa przykładu wielości w plateau drugim i dotyczących najbardziej prymitywnych warstw fizycznych (głównie plateau trzecie), przez warstwy biologiczne (głównie plateau szóste), aż do rozwiniętych warstw antropologicznych i filozofii aktywizmu geopolitycznego (plateau dwunaste i trzynaste). Nie jest to jednak porządek wiążący, a raczej życzliwy wobec czytelnika, i możliwe jest wytyczenie własnej – kierującej się osobistymi preferencjami – drogi, bez straty dla odbioru całości.
Co więcej, różnorodność tematów, stylów, użytych sposobów narracji i wrażenie splątania nomenklatury sprawiają, że linearne czytanie Tysiąca plateau jako książki-drzewa może łatwo natrafić na opór i siłą rzeczy zostanie zastąpione przez lekturę książki-kłącza. Wątpliwości można mieć raczej do drugiej rady autorów, ażeby wnioski czytać na końcu. Zakończenie jest podzielone na sześć paragrafów noszących tytuły – jak można podejrzewać, najważniejszych – pojęć, które wcześniej pojawiły się w książce, kolejno: warstwy, układy, kłącze, płaszczyzna spójności (oraz ciało bez organów), deterytorializacja oraz maszyny abstrakcyjne (plus gromada i diagram). Wbrew temu, co twierdzą Deleuze i Guattari, ten krótki fragment można potraktować jako doskonały miniprzewodnik po całym dziele. Na marginesach wniosków umieszczone zostały numery wcześniejszych plateau (sporadycznie także numery stron) odsyłające do omawianych zagadnień, można zatem swobodnie odbijać się do wybranych miejsc. Pomijając fakt, że czytany na końcu ostatni rozdział przestaje być plateau, a staje się zwykłym rozdziałem, to jest on szczególnie interesujący, ponieważ, jak powiedział Deleuze w rozmowie z Arnauldem Villianem…
Kategorie
Moim zdaniem zakończenie Tysiąca plateau jest tabelą kategorii (ale niekompletną, niewystarczającą). Nie w stylu Kanta, ale w stylu Whiteheada, u którego „kategoria” nabiera nowego, bardzo specjalnego sensu14.
Nie jest wcale żartem, że Deleuzoguattariańskie kategorie wykładane są raczej z perspektywy Ziemi w kosmosie niż podmiotu na ziemi. W Tysiącu plateau kategorie nie są uniwersalne, ponieważ nie każda kategoria odnosi się do wszystkich przedmiotów doświadczenia. Kategorie nie powstają dzięki abstrahowaniu od tego, co w przedmiotach przypadkowe, ale dopiero wytwarzają przedmioty, zatem przedmioty nie poprzedzają kategorii. Kategorie, podobnie jak w Różnicy i powtórzeniu, są warunkami rzeczywistego doświadczenia (chociaż sama teoria niewątpliwie jest w wielu punktach inna). Tabela kategorii jest niekompletna dlatego, że w danym przypadku jedne kategorie mogą z niej wypaść, a na ich miejscu pojawią się nowe. Liczne kategorie wyrażają zmiany oraz same są stopniowalne.
Pierwszą wymienioną kategorią są trzy rodzaje nadbudowujących się na sobie coraz bardziej skomplikowanych warstw (fr. strates): fizykochemicznych, organicznych i alloplastycznych, oznaczających kolejno to, co nieożywione, to, co ożywione oraz to, co w szerokim sensie antropomorficzne i kulturowe (włącznie z szeroko rozumianymi tendencjami ich „demontażu” czy deterytorializacji). Warstwy łączą się ze sobą oraz dzielą się na mniejsze warstwy. Każda warstwa artykułuje się (francuskie articulation przekładane jest w polskiej wersji jako „powiązanie”) na dwa sposoby: jako forma i jako substancja, jako kod i jako środowisko. Artykułowane elementy na każdym poziomie mogą pojawić w stanie nieuwarstwionym jako chaos. Zarówno forma oraz substancja każdej warstwy składa się z wyrazu (fr. expression) oraz treści (fr. contenu), należy zatem ostatecznie wyróżnić czwórpodział każdej warstwy: treść oraz wyraz, z których każde ma swoją formę i substancje. Na warstwach jako takich nadbudowują się układy15. Układy działają poprzez dekodowanie, to znaczy, z kodów w warstwach wydobywają pewne elementy, uprzywilejowują je względem innych, zmieniając środowiska w terytoria. Układy, podobnie jak warstwy, artykułują się na dwa sposoby. Podział każdej jednej warstwy na treść i wyraz na poziomie układów zmienia się w podział na maszynowość związaną z działaniem, pragnieniem i systemem pragmatycznym, oraz wyrażenie związane ze znakami i systemem semiotycznym. Najdokładniej omówione zostają dwa układy wywodzące się z warstw alloplastycznych – maszyna wojenna i aparat państwa. Każde złożenie warstw i układów może przybrać jedną z dwóch form wielości – kłącza lub drzewa. Maszyna wojenna bliższa jest wielości kłączastej, zaś aparat państwa – wielości drzewiastej. Niezależnie od układów w środowiskach działają płaszczyzny spójności (składające się z ciał bez organów) oznaczające stosunki prędkości i powolności między elementami nieuformowanymi oraz intensywnymi afektami. Każdy układ posiada linię ujścia, dzięki której może zostać zdeterytorializowany, to znaczy, może oderwać się od terytorium i przekształcić. Dekodowanie (dokonywane przez układy na warstwach) oraz deterytorializacja (będąca funkcją układu) odbywają się za pomocą maszyn abstrakcyjnych, które złożone są z nieuformowanych materii (gromad) oraz nieformalnych funkcji (diagramu).
Wymienione wcześniej metody różnią się od siebie między innymi tym, że odnoszą się do innych kategorii. Rizomatyka w punkcie wyjścia poszukuje kłącza jako miary dla możliwych połączeń między układami, stratoanaliza zaczyna od warstwy, jej treści i wyrazu oraz relacji z innymi warstwami, pragmatyka od relacji między działaniem (treścią) oraz znakami (wyrazem) określonego układu, schizoanaliza mierzy zdolność układu do deterytorializacji oraz wytyczania płaszczyzny spójności; mikropolityka oznacza analizę wiedzy (uformowanych materii) oraz władzy (sformalizowanych sił); semiotyka zaczyna od porządków znaków, czyli wyrazu układów pochodzących od warstw antropologicznych (s. 168). Co ważne, wychodząc od każdej jednej metody bądź kategorii można w razie potrzeby swobodnie przechodzić do pozostałych, przykładowo, analiza relacji między warstwami staje się pragmatyką, gdy kieruje się na ich treści, oraz schizoanalizą, gdy ocenia układ, itd.
Foucault jako plateau
Szkicowanym tu słownikiem Deleuze posłużył się do uporządkowania filozofii Foucaulta. Napisana w reakcji na śmierć dawnego przyjaciela książka zatytułowana po prostu Foucault (1986) może służyć za wprowadzenie do Tysiąca plateau (chociaż pojawiają się także interesujące odniesienia do Różnicy i powtórzenia). Metoda polegająca na badaniu warstw to archeologia. Podwójna artykulacja warstw obejmuje widzialności (treści) oraz wypowiedzi (wyraz), razem tworzące archiwum audiowizualne. Forma treści oznacza samą rozpatrywaną instytucję, czyli urządzenie (fr. agencement, przełożone w Tysiąc plateau jako układ) – przykładowo, więzienie lub szpital psychiatryczny. Treść warstwy ma także substancję, którą w deleuzjańskiej interpretacji Foucaulta uzyskuje się dzięki postawieniu pytania o „kto?” formy treści, czyli instytucji, układu. Dla podanych dwóch przykładów substancją treści jest więzień oraz szaleniec. Zgodnie z teorią z Tysiąca plateau treści towarzyszy wyrażenie, ekspresja warstwy, która także dzieli się na formę i substancję. Forma wyrazu każdej instytucji to funkcja działająca na jednostkach pod postacią spisanego prawa lub wiedzy jako takiej, dzięki której może zostać określony i wypowiedziana substancja wyrazu – odpowiednio, dla więzienia formą wyrazu jest prawo karne, zaś jej substancją jest wypowiedź „przestępstwo”, zaś dla szpitala psychiatrycznego, jak pisze Deleuze, medycyna (czy też, bardziej precyzyjnie, klasyfikacje psychiatryczne ICD-10 lub DSM-V oraz – w przypadku Polski, ustawa o ochronie zdrowia psychicznego oraz wybrane zapisy Kodeksu Cywilnego) oraz „nierozum” (a raczej „niepoczytalność”, „niezdolność do samostanowienia”, „zagrażanie sobie lub innym”).
W tym miejscu Deleuze w interesujący sposób pokazuje obecność neokantowskiej inspiracji w teorii wiedzy Foucaulta. Wiedza składa się z dwóch form o różnej naturze. Wypowiedzi, analogicznie do kantowskiego intelektu, są aktywne – to wypowiedzi określające. Widzialności natomiast, analogicznie do oglądu, są receptywne – to widzialności dające się określić przez wypowiedzi. Jedne są do drugich nieredukowalne, zatem heterogeniczne, alogicznie do określeń naocznych i pojęciowych. U Kanta ich synteza jest tajemnicą ukrytą głęboko w duszy16, zaś u Foucualta stanowi marzenie epistemologiczne. Krótko mówiąc, archeologia wiedzy ujawnia, że dwie formy wiedzy nie uzgadniają się ze sobą, są rozbieżne, czego humorystyczną ilustracją jest słynny podpis fajki „to nie jest fajka”, zaś realnym przykładem rozbieżność między tym, kogo w zakładzie psychiatrycznym widać oraz tego, kto jest szaleńcem nazywany. Deleuze podaje przykład różnicy między Danielem Paulem Schreberem (autorem słynnych Pamiętników nerwowo chorego), który przebywa w szpitalu, ale trudno jest jego szaleństwo nazwać, oraz maniakiem, którego szaleńcem tylko nazywamy.
Weźmy bardzo skondensowany przykład z psychiatrii: czy ten, którego zobaczyć można w zakładzie, i ten, którego nazwać można szaleńcem, są tą samą osobą? Z jednej strony łatwo jest „zobaczyć” paranoję Schrebera i umieścić go w zakładzie, należy jednak go stamtąd wyciągnąć, ponieważ znacznie trudniej „wypowiedzieć” jego szaleństwo. Z drugiej jednak strony maniak – łatwo jest wypowiedzieć jego szaleństwo, ale trudno zobaczyć je na czas i umieścić go w odpowiednim miejscu. Wielu ludzi zamkniętych w zakładach nie powinno się tam znajdować, ale także ci, których należałoby zamknąć, bynajmniej zamknięci nie są17.
Archeologia otworzyła nowe problemy i żeby je rozwiązać – co w interpretacji Deleuze`a jest wyraźnie podkreślone – naturalnie przechodzi w genealogię władzy, której celem jest ujawnienie charakterystycznych dla danej formacji historycznej stosunków sił. W jednym ze sformułowań przejście z jednej metody do drugiej polega na pozbawieniu archiwum audiowizualnego jego formalności, dzięki czemu odsłonięte zostają owe stosunki sił, czyli sposoby artykulacji władzy opisywane przez Deleuze`a jako nieuformowane materie oraz niesformalizowane funkcje18. W ten sposób zostaje uzyskany diagram, maszyna abstrakcyjna19. Słynnym przykładem tego, co Deleuze nazywa diagramem, jest foucaultiański panoptykon, czyli maszyna czyniąca widzialnym bez konieczności bycia widzianym, działająca poprzez narzucanie zachowania dowolnej ludzkiej wielości. Diagram ma charakter historyczny i każda epoka czy społeczeństwo ma swój własny. W społeczeństwach monarchicznych modelem diagramu był teatr, funkcja sił polegała na kierowaniu, rozdzielaniu i odrzucaniu. W latach współczesnych twórczości Foucaulta, czyli w społeczeństwach dyscyplinarnych, modelem diagramu była fabryka, zaś siły składały i komponowały, wydzielały szczegóły oraz parcelowały. W końcu, genealogia władzy prowadzi do trzeciej metody polegającej na uchwyceniu procesów subiektywizacji możliwych dzięki specyficznemu ustosunkowaniu się do władzy. W każdą władzę – czyli w każdy diagram, w każdą grę sił – wpisana jest możliwość oporu polegająca, jak wyraża się Deleuze, na zagięciu bądź sfałdowaniu siły i skierowaniu jej niejako do wewnątrz, dzięki czemu możliwe jest zneutralizowanie „ujarzmiających” wpływów władzy oraz wiedzy20. Ten trzeci obszar rozważań Foucault nazywał m.in. subiektywizacją, technikami siebie oraz hermeneutyką podmiotu.
Podsumowując, Foucault może stanowić interesujące wprowadzenie do Tysiąca plateau, co więcej, można go w całości interpretować jako jedno dodatkowe plateau, jako wielość złożoną z pojęć korespondujących z głównym dziełem. Zarysowane wyżej tropy (archeologia wiedzy jako analiza warstw i układów, genealogia władzy jako badanie diagramów oraz subiektywizacja jako deterytorializacja i wytyczanie linii ujścia) są tylko jednymi z możliwych. Ponadto, w podobny sposób można czytać także Anty-Edypa oraz Kafkę Deleuze`a i Guattariego, a być może także samodzielne prace Deleuze`a, w efekcie biorąc całe ouvre obu autorów za kłącze.
***
Twierdzenie, że Tysiąc plateau jest książką dziwną, jest banalne, ale sama książka banalna z pewnością nie jest. Jej cechą charakterystyczną jest wieloaspektowa spójność tego, o czym mówi, z tym, jak jest skonstruowana, jak powinna być czytana, jak można z niej korzystać (jednoznaczność bytu). Może być traktowana jako departure point dla filozofii Deleuze`a i Guattariego (zarówno wspólnej jak i samodzielnej każdego z nich). Jest książką-kłączem (wielością), czyli formą otwartą, zarówno na inne prace autorów, jak i subiektywny udział czytelników i czytelniczek zaproszonych do twórczej lektury. Ażeby w pełni z niej skorzystać, w punkcie wyjścia należy poczynić augustyńskie, hermeneutyczne założenie, iż wiara poprzedza rozumienie – należy założyć, że jest to praca użyteczna bądź sensowna. Bez tej fundamentalnej zgody można sobie, bez żadnej straty, lekturę Tysiąca plateau podarować.
- M-P. Markowski, „Przy ryzyku, że będzie zaskoczeniem”. Uwagi o tłumaczeniu Derridy, „Literatura na świecie”, nr 11-12 (1998), s. 248-9.
- Wszystkie daty odnoszą się do pierwszych, francuskojęzycznych wydań.
- Trudności z rodzimą asymilacją théorie française dodaje specyfika niektórych polskich tłumaczeń, którym zdarza się zaciemniać intencje twórców – ostatecznie to przekładu eseju Ostrogi. Style Nietzschego Derridy dotyczy cytowany wyżej artykuł Markowskiego. Krytyczną analizę wszystkich przekładów prac Derridy zawiera rozprawa doktorska Barbary Brzezickiej Kiedy duchem jest litera – problemy przekładu dzieł Jacques’a Derridy na język polski (2015, maszynopis). Brzezicka wskazuje m.in. na „literacki” styl większości tłumaczeń (nie uwzględnianie klasycznie przyjętych tłumaczeń terminów filozoficznych na rzecz swobodnej twórczości), latynizację (bezwiedne kopiowanie składni francuskiej), większe niż we francuskim oryginale mnożenie neologizmów oraz diagnozuje ogólną porażkę próby przekładu derridiańskich gier słownych. W podobnym tonie pisze Piotr Skalski o dokonanym przez Pawła Pieniążka tłumaczeniu Bytu i zdarzenia Alaina Badiou, gdzie „zamiast mnogości fundującej – »[mnogość] na skraju fundatora« (s. 182), zamiast zmiennej wolnej (czyli niezwiązanej kwantyfikatorem) – »dowolna zmienna« (s. 50), zamiast Dwójki (Deux) – przynajmniej raz »Bóg« (s. 220), a poza tym przypadkiem: osobliwa decyzja, by systematycznie pisać »Dwa«, pozostawiając to słowo nieodmienione (logika Dwa, reprezentacja Dwa…). I tak dalej, wedle tego wzoru”. P. Skalski, Byt i wydarzenie, „Kronos”, nr 4 (2014), s. 306, numery wewnątrz cytatu odnoszą się do: A. Badiou, Byt i zdarzenie, przeł. P. Pieniążek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2010.
- Większość informacji biograficznych w dwóch poprzednich akapitach pochodzi z pracy François Dosse Gilles Deleuze et Félix Guattari. Biographie croisée (La Decouverte, Paryż 2007), której fragment opublikowany został w poświęconym filozofii Deleuze`a Gauttariego numerze 4/2015 kwartalnika „Kronos”.
- G. Deleuze, Negocjacje 1972-1990, przeł. M. Herer, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP, Wrocław 2007, s. 36. W moim przekonaniu we wszystkich pozostałych pracach Deleuze zajmował stanowisko wyważone. Przykładowo Logika sensu kończy się słowami, iż cel wyłożonej teorii – wytworzenie dzieła sztuki – zagrożony jest przez „wydarzenie nazbyt szybko przesłaniane przez banał dnia codziennego – albo – przeciwnie – przez cierpienie szaleństwa (…)” (G. Deleuze, Logika sensu, przeł. G. Wilczyński, PWN, Warszawa 2011, s. 330). Innego zdania jest Cezary Rudnicki, który twierdzi, że także w Anty-Edypie można odnaleźć trzecią drogę pomiędzy skrajnościami. Zob. C. Rudnicki, Deleuze i Guattari o dwóch zagrożeniach, „Kronos”, nr 4/2015.
- Zob. G. Deleuze, Preface for Italian Edition of A Thausand Plateus, w: Idem, Two Regimes of Madness. Text and Interviews 1975-1995, przeł. A. Hodges, M. Taorima, Semiotext(e), Nowy York 2007, s. 314.
- Wszystkie numery stron umieszczone wewnątrz tekstu odnoszą się do: G. Deleuze, F. Guattari, Kapitailzm i schizofrenia II. Tysiąc plateau, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2015.
- W oryginale pierwszy termin tej wyliczanki to rhizo-matique, w polskim wydaniu Tysiąca plateau przełożony został za pomocą słowa „kłączasty”. Tutaj, zgodnie z wyborem dokonanym przez tłumacza w innych miejscach (28, 51, 229) zmieniam tłumaczenie na „kłączomatykę”. Ciekawego wyboru dokonał Banasiak, który rhizo-matique przełożył zachowując francuską nazwę kłącza (rhizome) i ukuł neologizm „rizomatyka” (G. Deleuze, Kłącze, „Literatura na świecie”, op. cit., s. 235). Wątpliwości może budzić przekład strato-analyse jako stratoanalizy oznaczającej analizę tego, co w języku francuskim nazywa się strates, a co w przekładzie znajdujemy jednak jako warstwy, a nie „straty”.
- Porfiriusz, Wstęp do kategorii Arystotelesa (Isagogia), w: Arystoteles, Kategorie i hermeneutyka z dodaniem Isagogi Porfiriusza, PWN, Warszawa 1975, s. 97.
- Ibidem, s. 92. Przedstawiony w tej pracy schemat jednego z możliwych drzew bytów jest następujący (ibidem, s. 130, przypis 17).
Substancja
I
Ciało
I
Zwierzę
I
Zwierzę rozumne
I
Człowiek
I
Sokrates
- G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, przeł. B. Banasiak, K. Matuszewski, KR, Warszawa 1997, s. 74.
- Omówienie samozwrotnego charakteru Logiki sensu przedstawiłem w artykule: J. Tercz, Architektonika Logiki sensu Deleuze’a, „Praktyka Teoretyczna”, nr 5 (2012), http://www.praktykateoretyczna.pl/PT_nr5_2012_Logika_sensu/03.Tercz.pdf (dostęp 12.02.2016).
- Warto wskazać na pewną niekonsekwencje polskiego tłumaczenia. Francuski termin plateaux bywa pozostawiany w tej formie lub przekładany jako „wzniesienie”, np. zdanie „Nous avons seulement employé des mots qui, ŕleur tour, fonctionnaient pour nous comme des plateaux” (G. Deleuze, F. Guattari, Capitalisme et schizophrénie 2. Mille Plateaux, Minuit, Paryż 1980, s. 33) w polskim przekładzie zostało pozbawione plateau: „Udało nam się jedynie użyć słów, które z kolei działały dla nas jak wzniesienia” (s. 26). Podobny wybór translatorski został dokonany w tym zdaniu: „Wzniesienie to ułamek immanencji. Każde CbO składa się z takich wzniesień. Każde CbO samo w sobie jest wzniesieniem, łączącym się z innymi wzniesieniami na płaszczyźnie spójności. To składowe przejścia” (s. 190).
- G. Deleuze, A. Villan, Réponses à une serie de question, w: A. Villan, Arnaud Villani la guêpe et l’orchidée Deleuze, Belin, Paryż 1999, s. 130.
- J. M. Wise, Assamblage, w: Ch. J. Stivale (red.), Gilles Deleuze. Key Concepts, McGill-Queen’s University Press, Montreal 2005, s. 77: „Francuski termin to agencement zazwyczaj przekłada się jako 'zbieranie razem’, 'aranżowanie’, 'wykładanie’, 'układ’ [ang. layout]. To ważne, że urządzenie nie jest terminem statycznym; nie jest aranżacją ani organizacją, ale procesem aranżowania, organizowania, dopasowywania”. W polskim przekładzie agencement jest konsekwentnie przekładane jako „układ”. Niestety, znika w ten sposób jego dynamiczny, czasownikowy charakter.
- „Ten schematyzm naszego intelektu w odniesieniu do zjawisk i samej ich formy jest sztuką ukrytą w głębinach duszy ludzkiej, której prawdziwych chwytów nigdy chyba nie odgadniemy w przyrodzie i nie postawimy ich [sobie] niezakrytych przed oczy”. I. Kant, Krytyka czystego rozumu, Antyk, Kęty 2001, s. 184 (A 141, B 180-181).
- G. Deleuze, Foucault, przeł. M. Gusin, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej Edukacji TWP, Wrocław 2007, s. 93.
- Ibidem, s. 106.
- Ibidem, s. 65.
- Ibidem, s. 131-3, 141-2.