Rosi Braidotti, „Po człowieku” – recenzja
Jesienią tego roku na polskim rynku, za sprawą Wydawnictwa Naukowego PWN oraz intensywnych prac tłumaczek Joanny Bednarek i Agnieszki Kowalczyk, pojawiła się książka Po człowieku autorstwa Rosi Braidotti. Feministyczna filozofka-badaczka znana jest u nas przede wszystkim za sprawą pojęcia podmiotów nomadycznych1. Miałem okazję podyskutować na temat tej pracy z kilkoma osobami i opinie były bardzo zróżnicowane, zazwyczaj skrajne: od „bardzo słaba” do „świetna”. Skąd taka rozbieżność?
– PROBLEMY –
Po człowieku trafiło do nas w dobrym i ważnym momencie. Ujmując sprawę najprościej: jest to książka opisująca różne, lecz powiązane ze sobą problemy, które splatają się ze sobą w pojęciu – „posthumanizm„. Słowo to niesie ze sobą pewne ryzyko.
Słowa-pojęcia – docierające do nas z zewnątrz – mają to do siebie, że ich znaczenia często ulegają wypaczeniu2. W efekcie dochodzi do niekończących się sporów, zupełnie nie powiązanych z problemem, który ze sobą niosą. Wynika to przede wszystkim z tego, że w momencie pojawienia się danego pojęcia, brakuje dobrej recepcji, która nadeszła by razem z nimi. Powoduje to tworzenie się i nawarstwianie najróżniejszych jego interpretacji; niestety często są one nie uzasadnione, ponieważ nie uwzględniają właściwego danemu terminowi kontekstu3.
Z posthumanizmem historia może potoczyć się inaczej. I tu właśnie wkracza Po człowieku. Praca Braidotti trafia do nas rok po premierze oryginału. To bardzo ważne, ponieważ dzięki temu możemy być na bieżąco z problemami filozoficznymi, nad którymi aktualnie debatuje się w innych miejscach globu i odnosić się do nich. (Daje to szansę na skonfrontowanie tych zagadnień z naszą lokalną sytuacją: przetestowanie, czy faktycznie przebiegają one podobnie lub inaczej, a może wcale – na ten moment – u nas nie występują). Jak zapewne już się domyślacie Po człowieku jest właśnie taką brakującą recepcją. Moment jej wydania pokrywa się z coraz większą popularnością i zainteresowaniem posthumanizmem w Polsce.
Jak wspomniałem wcześniej, książka Braidotti wzbudza skrajne odczucia. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest częste niezrozumienie, w jakim celu autorka napisała swoją pracę i do kogo jest ona skierowana. Po człowieku jest próbą naszkicowania, zarysowania w jak najszerszej perspektywie tego, czym jest posthumanizm i jakie problemy w sobie zawiera. Przedsięwzięcia tego rodzaju mają to do siebie, że muszą nieść ze sobą szereg daleko idących uproszczeń. Nie ma w nich miejsca na szczegółowe analizy problemów, ponieważ nie jest możliwie by zawrzeć je wszystkie w jednej pozycji. Braidotti bardzo często posługuje się figurą kartografa i metaforą kreślenia map. Po człowieku jest właśnie mapą teoretyczną: próbą naniesienia na papier problemów, ich lokacji i wzajemnych powiązań oraz wskazania, co i kto poczynił już w danej sprawie. To próba naszkicowania różnych lokalności, ich wzajemnych relacji, by w ten sposób zakreślić znacznie szerszy, rozleglejszy kontekst.
Do kogo, przede wszystkim, skierowane jest tego typu przedsięwzięcie? Raczej do osób, które nie wiedzą, czym jest posthumanizm, skąd się biorą stawiane przez niego problemy; osób niekoniecznie związanych ze środowiskiem akademickim (specjalistów), czyli do szerokiej gamy odbiorców. Po człowieku to popularyzacja, nie szczegółowa analiza problemu. Z tego powodu osoby głęboko „zanurzone” w problemach filozoficznych, mogą poczuć się nią rozczarowane. Myślę, że właśnie z tego powodu Po człowieku budzi skrajne opinie. Miejmy jednak cały czas na uwadze cel stawiany sobie przez Braidotti. Jeżeli przyjmiemy perspektywę zgodną z pomysłem autorki, książka okażę się wartościowa i wciągająca. W mojej ocenie Po człowieku świetnie spełnia swoje zadanie. Po jej lekturze mamy ogólne pojecie, czym posthumanizm jest, a czym nie jest.
– POCZĄTKI –
Braidotti w swoje pracy pokazuje w jaki sposób posthumanizm wiąże się ze swoim poprzednikiem – anty-humanizmem (postacie najbardziej kojarzone z tym nurtem myślowym to: Michel Foucault, Gilles Deleuze oraz Jacques Derrida, zaliczani zwykle do tzw. poststrukturalizmu) – oraz konkurentem – transhumanizmem.
Z kart Po człowieku wyłania się obraz humanizmu zakorzenionego w antycznej Europie, nabierającego kształtu w epoce Oświecenia. Jednym z jego symboli jest rysunek człowieka witruwiańskiego – mężczyzny w dwóch pozycjach, wpisanego w kwadrat i okrąg – autorstwa Leonarda da Vinci. Dzieło włoskiego geniusza, wzorcowego przykładu „człowieka renesansu”, stało się ikoną rodzącego się humanizmu – „Człowiek: centrum wszechświata i miara wszechrzeczy”. Przez kolejne wieki nasza pozycja, jako gatunku, była niezachwiana, ale współcześnie docieramy do swoistego kryzysu. Antropocentryzm, jako sposób myślenia, rozpada się. Braidotti w Po człowieku wskazuje na przyczyny takiego stanu rzeczy: rozwój technonauki, postępujące badania społeczne (feminizm, studia postkolonialne itp.), powiązane z tym przekształcenia relacji międzyludzkich – ale, czy tylko międzyludzkich? Istotą kryzysu Człowieka i jego rozpadu jest możliwość stwarzania relacji z innymi, nie tylko ludźmi, ale również: z maszynami („stawanie-się-maszyną”), zwierzętami („stawanie-się-zwierzęciem”), a nawet z planetą („stawaniu-się-ziemią”). Braidotti – korzystając z filozofii Deleuza i przerabiając ją w twórczy sposób – kreśli nowe formy podmiotowości wyłaniające się w posthumanizmie. Autorka Podmiotów nomadycznych pokazuje, że „kres człowiek”, wieszczony przez Foucaulta, w intencji francuskiego filozofa, nie oznacza jakiejś kosmicznej katastrofy. Chodzi tutaj raczej o wyczerpanie się pewnego modelu Człowieka: absolutnego, trwającego jako idea po za światem. Kres oznacza ponowne narodziny, być może pierwsze narodziny Człowieka jako kogoś, kto istnieje w czasie i przestrzeni, kto staje się. Braidotti ma afirmatywne podejście do życia; kres oznacza dla niej możliwość radosnego tworzenia nowego – w odniesieniu do tego co było i nadchodzi – a nie ponury koniec bez przyszłości.
W swojej książce autorka stara się zastanowić nad podziałami, umożliwiającymi oddzielenie się Człowieka od reszty świata: natura – kultura, zwierzę – człowiek, rozumne – nierozumne. Stawia pytania o zasadność tych rozbić: jakie podziały władzy za nimi stoją; kto kim włada; jakie formy dominacji i przemocy są w tym celu stosowane.
Kres Człowieka – istoty absolutnej, poza czasowej – oznacza upadek pewnego systemu wartości, kryjącego się za słowem „antropocentryzm”. Fundamentem dla posthumanizmu, widzianego oczyma Braidotti, jest ustanowienie nowej wspólnej przestrzeni. Człowiek przestaje być tym, co wyznacza standardy dla wszystkich innych. Jego miejsce ma zająć życie samo w sobie (zoe4); nową perspektywą staje się zoe-centryzm:
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]<<Życie>> nie jest tu rozumiane jako wyłączna własność czy niezbywalne prawo jednego gatunku, człowieka, górującego nad wszystkimi innymi. Ujmowane jest raczej jako interaktywny i otwarty proces. […] Zoe będąca dynamiczną, samoorganizującą się strukturą Życia samego, odpowiada za produktywną witalność. Jest to transwersalna siła, która przecina, a następnie ponownie łączy oddzielone gatunki, kategorie i sfery (138-139).
– KRYZYS INSTYTUCJI UNIWERSYTETU –
Kres Człowieka to również coraz częste krytyczne podejście do wartości określanych wspólnym mianem humanizmu, których zwieńczeniem jest instytucja uniwersytetu. Ta ostatnia jest w fazie głębokich przemian, będących – od dobrych kilku dekad – tematem debat na całym świecie (pisaliśmy już o tym nieco na Machinie Myśli). W Po człowieku Braidotti stara się nakreślić mapę i tego problem.
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]Współcześnie przestał obowiązywać renesansowy model humanistycznej akademii powiązany z figurą badacza jako artysty lub rzemieślnika cierpliwie pracującego przez długie lata nad swoimi badaniami, bez skrępowania i ograniczeń. Został on zastąpiony nowoczesnym <<fordowskim>> modelem uniwersytetu jako jednostki łańcucha produkcji wytwarzającej masowo dobra akademickie (323-324).
W typowy dla siebie sposób, autorka Podmiotów nomadycznych, widzi w tej zapaści nowe możliwości. Jedną z nich jest opcja przeistoczenia uniwersytetu w „multiwersytet„, czyli twór, który ma splatać ze sobą to, co akademickie i to, co społeczne,
[icon]brook-icon-quotes-left[/icon][…]w którym spotykają się technologia i metafizyka, co niesie za sobą gwałtowne, ale i podniecające konsekwencje. […] Innymi słowy, współczesny uniwersytet musi zredefiniować swoją posthumanistyczną planetarną misję w odniesieniu do odnowionej relacji z globalnym miastem, w którym się znajduje. Pociąga to za sobą zarówno ponowne przemyślenie przestrzeni miejskiej, jak i redefinicję obywatelskiej odpowiedzialności (334-335).
– WADY –
Jak wspomniałem wcześniej, daleko idące uproszczenia – wynikające z chęci naszkicowania jak najbardziej rozległego pola problematycznego – powodują pewne zgrzyty, wyczuwalne dla osób lepiej obeznanych z różnymi zagadnieniami z zakresu filozofii. Tutaj należą się wyrazy uznania tłumaczkom, których czujność pozwoliła na zwrócenie uwagi na pewne nadużycia Braidotti. Kiedy ma miejsce taka sytuacja, w przypisie pojawia się pewne rozszerzenie problemu i zwrócenie uwagi na nadużycie autorki. (W taki sposób czujność tłumaczek wprowadza do książki mikro polemikę z autorką). Osoby szukające szczegółowej analizy problemów stawianych przez posthumanizm, poczują się raczej rozczarowane wywodem Braidotti, być może nawet zniesmaczone pewnymi nadużyciami, które stają się udziałem autorki. Należy jednak cały czas pamiętać w jakim celu napisano Po człowieku.
– PODSUMOWANIE –
Bardzo się cieszę, że książka Po człowieku pojawiła się tak szybko (w stosunku do oryginału) na polskim rynku wydawniczym. Być może za sprawą tej publikacji posthumanizm – jako pojęcie, konglomerat powiązanych problemów – uchroni się przed nadużyciami interpretacyjnymi, jakie miały miejsca chociażby w przypadku postmodernizmu. Dobra recepcja – a za taką uważam Po człowieku – umożliwia prawidłowe ukierunkowanie analiz wskazanych problemów. Książki Braidotti – oprócz tego, że służą jako przydatne mapy teoretyczno-pojęciowe – mają to do siebie, że zarażają afirmatywnym podejściem do życia, reprezentowanym przez samą autorkę. Jej potrzeba działania i poszukiwań wydaje się udzielać każdemu, kto ma z nią do czynienia. Mam nadzieję, że i was Po człowieku pobudzi do twórczego działania.
- O projekcie możecie dowiedzieć się z książki o tym samym tytule, w tłumaczeniu Aleksandry Derry, toruńskiej badaczki, myślicielki feministycznej, gorąco polecam; jest to pierwsza praca Braidotti przetłumaczona na język polski, druga to właśnie Po człowieku.
- Dobrymi przykładami są: „postmodernizm” i „gender”.
- Chodzi tu głównie o popularny obieg wiedzy (mass media), gdzie pojęcie funkcjonuje jako swego rodzaju slogan – hasło pozbawione wyjaśnienia.
Z zagadnieniem recepcji wiążą się dwie kwestie: po pierwsze, pojawienie się pojęcia wraz z jego recepcją „wybija oręż” z ręki tym, którzy świadomie i celowo chcą je wypaczyć na własny użytek, np. w celach politycznych; a po drugie, bardzo często osoby, które propagują dane pojęcie-problem i chronią je przed krytykanctwem (nieuzasadnionymi, bo oderwanymi od problemu uwagami), tak naprawdę same dobrze go nie rozumieją i wypaczają jego sens, tym samym kompromitując i siebie i dane zagadnienie. W tym wypadku pojawienie się równocześnie pojęcia i jego recepcji pozwala uniknąć tej komplikacji.
- Warto zwrócić uwagę, że podział na „jednostkowe życie” – bios – i „życie samo w sobie” – zoe – jest interpretowany na dwa różne sposoby. Arystoteles, Hannah Arendt i Giorgio Agamben traktują zoe jako „nagie życie”, mniej wartościowe (życie wegetatywno-zwierzęce), a bios jako jego rozwinięcie (życie polityczne). Karl Kerényi, badacz kultu Dionizosa, oraz Fryderyk Nietzsche uznają zaś zoe za nieskończoną, przenikającą wszystko energię życiową, a bios, życie jednostkowe, tylko za “wycinek”, “pochodną” tego strumienia Życia. Braidotti odnosi się do tego drugiego, afirmatywnego podejścia, „życia samego w sobie”, ale wyprowadza je z „nagiego życia” Agambena. [Zobacz: Karl Kerényi, Dionizos. Archetyp życia niezniszczalnego, starogrecki podział życia na bios i zoe oraz Fryderyk Nietzsche, Narodziny tragedii, wątek współdziałania żywiołu dionizyjskiego (zoe) i apolińskiego (bios); Giorgio Agamben, Homo sacer, „nagie życie”].
Mnie ta książka trochę rozczarowała. Podczas lektury miałem dziwne wrażenie, że Braidotti jest bardziej deleuzjańska, niż jest skłonna się do tego przyznawać (to nie jest zarzut, ale nie do końca rozumiem, dlaczego przyjęła taką taktykę – może właśnie ze względu na popularyzatorski charakter tej pracy?). Poza tym do pasji doprowadzały mnie wielokrotnie powtarzane sformułowania typu „jak pisałam w poprzednim rozdziale”, „jak pisałam w tym, tamtym miejscu niniejszej książki” (może ma to służyć studentom, którzy omawiają na zajęciach z poszczególne rozdziały?) – mimo wszystko, irytujące. Jakkolwiek, wiele przemyśleń zawartych w „Po człowieku” zostało mi w pamięci i ogólnie dobrze wspominam lekturę – co nie zmienia faktu, że nie zamierzam zbyt uważnie śledzić dalszych poczynań Pani Braidotti.