Nowy duch kapitalizmu (fragment)

Mamy przyjemność przedstawić fragment klasycznego już dzieła Luca Boltanskiego i Eve Chiapello „Nowy duch kapitalizmu”, które ukazało się właśnie w tłumaczeniu Filipa Rogalskiego nakładem wydawnictwa Oficyna Naukowa.
Wybrany przez nas fragment ukazuje sprzężenie horyzontalnych koncepcji organizacji spod znaku myśli Gillesa Deleuze’a ze współczesną formą sieciowego kapitalizmu – miastem przez projekty, w którym sieć stanowi formę organizacji działań podporządkowującą je wydajnemu przechwytywaniu wartości. Takiemu rozumieniu sieci zostaje przeciwstawione starsze i konkurencyjne jej znaczenie. Sieć jako tajna organizacja, klika albo sitwa, zachowująca wartość w zamkniętych obiegach, na przekór obecnym tendencjom do otwierania przepływów (informacji, kapitału, afektów).
Zapraszamy do lektury i zachęcamy do zakupu pozycji bezpośrednio ze strony wydawnictwa.
Sieci kapitalizmu
Teksty menedżerskie z lat dziewięćdziesiątych odzwierciedlają obraz świata o zasadniczo odmiennej konfiguracji w porównaniu ze światem lat sześćdziesiątych. Zmiana ta dokonywała się stopniowo przez innowacje organizacyjne, wynalazki techniczne i zmiany sposobów zarządzania, następujące po sobie od początku lat osiemdziesiątych. Po kolei wszystkie mechanizmy wyrosłe z drugiego ducha kapitalizmu zostały zakwestionowane, zmodyfikowane, przekształcone, zniesione i zastąpione. W rezultacie pojawiło się pilne zapotrzebowanie na nowe, ogólne wyobrażenie świata gospodarki. Pod tym względem teksty, które zbadaliśmy, jawią się jako próby zjednoczenia w ramach jednej całościowej wizji świata skumulowanych mikrozmian, do jakich doszło w ciągu ponad dekady. (…)
Nie ma wątpliwości, że to właśnie termin „sieć”, jak twierdziliśmy w poprzednim rozdziale, jest najczęściej używany do tego, aby łączyć elementy, które de facto bardzo się między sobą różnią — i to nie tylko w ramach literatury menedżerskiej, ale również na przykład w mikroekonomii i socjologii1. Zjawisko to jest tak masowe w literaturze menedżerskiej, że może wręcz ludzi odstręczać, jak na przykład futurologa Alvina Toflera (2003 [1990]), jednego z autorów z naszego korpusu, który stwierdzając bezprecedensową modę na formę sieciową, stającą się nową one best way, przeciwstawia jej wiele innych, polecanych przez siebie form.
Jeszcze nie tak dawno termin „sieć” kojarzył się albo z technicznymi sieciami dystrybucyjnymi (wody, prądu itp.) — które to użycie zostało rozszerzone na systemy dystrybucji innych dóbr (np. na „sieci” bankowe) — albo z organizacjami o charakterze tajnym („siatki” ruchu oporu) i o konotacji najczęściej negatywnej („siatki” przemytników), których członków oskarżano, że zrzeszając się w ten sposób, starają się osiągnąć bezprawne korzyści i zyski, omijając zwykłe mechanizmy merytokratyczne, dzięki „plecom” i przysługom (masoneria), a niekiedy uciekając się do środków całkowicie nielegalnych (mafia). Rehabilitacja terminu „sieć” była możliwa dzięki szczególnym warunkom historycznym, związanym zwłaszcza z rozwojem sieci informatycznych stwarzających możliwość pracy i współdziałania na odległość, ale w czasie rzeczywistym, i z poszukiwaniem w obszarze nauk społecznych (zob. niżej) pojęć pozwalających opisać struktury słabo albo wręcz wcale niezhierarchizowane, elastyczne i nieograniczone z góry wyznaczonymi granicami. Jako gotowe pojęcie, związane ze współczesnymi ideami, technologiami i badaniami, skojarzone ze specyficznym słownictwem, modelami przyczynowo-skutkowymi i matematycznymi oraz skonstruowane jako alternatywa dla algorytmów hierarchicznych, „sieć” została w dość naturalny sposób zmobilizowana przez kapitalizm. Ponieważ sieć wykorzystywano w pracach akademickich z dziedziny ekonomii i socjologii pracy — dyscyplin, z których zarządzanie bierze część swojego fundamentu teoretycznego — niemal automatycznie musiała się pojawić w badanej przez nas literaturze adresowanej do kadr. W taki sam sposób w każdej epoce kapitalistyczne formy produkcji zyskują reprezentację, mobilizując pojęcia i narzędzia, które wcześniej rozwijane były w dużej mierze autonomicznie na polu teoretycznym lub w ramach najbardziej podstawowych badań naukowych (dzisiaj w neurologii i informatyce). W przeszłości tę samą drogę przebyły takie pojęcia, jak system, struktura, technostruktura, energia, entropia, ewolucja, dynamika czy wzrost wykładniczy (Bourdieu, Boltanski, 1976).
Życia społecznego nie przedstawia się już jako zespołu praw i obowiązków wobec poszerzonej wspólnoty rodzinnej, jak w przypadku świata domowego, ani jako systemu pracy najemnej wewnątrz hierarchicznej całości, po której szczeblach człowiek się wspina, w której realizuje całą swoją karierę zawodową i w której działalność zawodowa jest wyraźnie oddzielona od życia prywatnego, jak w świecie przemysłowym. W świecie sieciowym życie społeczne składa się z mnogości spotkań i połączeń, tymczasowych, ale możliwych do reaktywowania, nawiązywanych z rozmaitymi grupami i na różną, niekiedy bardzo dużą odległość społeczną, zawodową, geograficzną i kulturową. Projekt jest okazją i pretekstem do tworzenia połączeń. Łączy na pewien czas bardzo różnych ludzi i przedstawia się jako fragment sieci, będący w stanie podwyższonej aktywności przez stosunkowo krótki czas, ale pozwalający stworzyć trwalsze więzi, które zostaną następnie uśpione, pozostając jednak dostępne. Projekty umożliwiają produkcję i akumulację w świecie, który gdyby był czysto koneksjonistyczny, składałby się z samych tylko przepływów, ale w którym nic nie mogłoby się ustabilizować, zakumulować czy uformować — wszystko porywałby ciągły strumień efemerycznych połączeń, które ze względu na swoją zdolność łączenia wszystkiego ze wszystkim nieustannie rozprowadzają i rozpuszczają to, co się w nich zgromadzi. Projekt to właśnie kumulacja aktywnych połączeń, będąca w stanie zrodzić formy, to znaczy powołać do życia przedmioty i podmioty, przez stabilizowanie więzi i czynienie ich nieodwracalnymi. Stanowi zatem tymczasową kieszeń akumulacji, która, ponieważ wytwarza wartość, daje podstawę do wymogu rozszerzania sieci w drodze zawiązywania nowych połączeń.
Powstawaniu takiego świata towarzyszą nowe maksymy nastawione na sukces. Pojawia się również nowy system wartości, na którym ludzie będą mogli się oprzeć, aby formułować osądy, odróżniać zachowania odpowiednie od tych prowadzących do wykluczenia, nadawać wartość cechom i postawom, dotychczas nieokreślonym dostatecznie wyraźnie, uprawomocniać nowe pozycje władzy i selekcjonować ludzi, mających z nich korzystać.
Postanowiliśmy ukazać ten nowy system wartości, wybierając z literatury menedżerskiej wszystko to, co wydawało się nam specyficzne i nowe, zwłaszcza w zestawieniu z wartościami dominującymi w latach sześćdziesiątych. Ażeby wydobyć tę formę i ukazać jej systemowy charakter, skodyfikowaliśmy ją za pomocą gramatyki miast wyłożonej w książce De la justification (Boltanski, Thévenot, 1991), co doprowadziło nas do zbudowania siódmego miasta — miasta przez projekty — które zarysujemy niżej. (…)
Nowy aparat usprawiedliwiający, który w naszym mniemaniu właśnie się kształtuje, postanowiliśmy nazwać „miastem przez projekty”. Uczyniliśmy tak z kilku powodów, które warto wyjaśnić, gdyż wyrażenie to może się wydawać mało przejrzyste i kłopotliwe w użyciu. Utworzyliśmy je na wzór często pojawiającego się w literaturze menedżerskiej określenia „zarządzanie organizacją przez projekty”. Ten sposób zarządzania odnosi się do przedsiębiorstw o strukturze składającej się z rozmaitych projektów, łączących różne osoby, których część bierze udział w wielu projektach naraz. Ponieważ w naturze tego rodzaju projektów leży to, że każdy z nich ma początek i koniec, następują one po sobie i zastępują się wzajemnie, przebudowując w zależności od priorytetów i potrzeb grupy czy zespoły robocze. Analogicznie możemy mówić o strukturze społecznej przez projekty czy o ogólnej organizacji społecznej przez projekty2.
Termin na oznaczenie miasta kodyfikującego formy, do których musi dopasować się sprawiedliwość w świecie sieciowym, nie mógł po prostu odnosić się bezpośrednio do „sieci” — jak by było, gdybyśmy mówili na przykład o „mieście koneksjonistycznym” czy „mieście retykularnym”. Funkcjonowanie sieci musi bowiem być obłożone pewną liczbą przymusów, aby można ją było określić jako sprawiedliwą, to znaczy, aby relatywne wielkości przypisywane bytom jawiły się w niej jako uzasadnione i prawomocne. Żeby tak było, musi między innymi istnieć możliwość określenia prób, w których byty będą się ze sobą mierzyć pod jakimś względem ustanawiającym między nimi równoważność. Zobaczymy wszakże, że w takim świecie tego rodzaju próby to przede wszystkim momenty zakończenia projektów, kiedy ludzie poszukują nowego angażu. Zdolność człowieka do włączenia się w nowy projekt jest bowiem jedną z najbardziej namacalnych oznak wielkości.
Sprawiedliwa dystrybucja wartości, w zależności od wkładu poszczególnych uczestników, zakłada ponadto domknięcie w pewnym momencie listy bytów, których będzie dotyczyć. W świecie sieciowym natomiast żadne domknięcie nie jest możliwe. Ponieważ sieć bez przerwy rozciąga się i zmienia, nie istnieje żadna istotna zasada pozwalająca określić w danym momencie listę osób, między którymi można by ustalić równowagę sprawiedliwości. W konsekwencji w świecie, który w swej budowie w całości jest podporządkowany logice sieci, kwestia sprawiedliwości nie może zostać sformułowana, ponieważ ci, którzy są mali (których, jak zobaczymy, można w takich ramach słusznie uznać za wykluczonych), często znikają, nie pozostawiwszy po sobie śladu. Nie tylko nie ma instrumentów pozwalających na ustalenie równoważności, bez których osiągnięcie sprawiedliwości nie jest możliwe, ale nawet nie dochodzi do zwykłej współobecności w ramach jednej przestrzeni, która pozwala, przez proste zbliżenie, zakwestionować relację między nędzą jednych a szczęściem innych.
Z tego powodu sieć sama w sobie nie może być nośnikiem miasta. Wewnątrz tematyki sieci problematyczne jest samo pojęcie dobra wspólnego, ponieważ jeśli przynależność lub brak przynależności do sieci jest w dużej mierze nieokreślona, to nie wiadomo między kim a kim jakieś „dobro” mogłoby zostać „uwspólnione”, a także, z tego samego powodu, między kim a kim miałaby zostać ustalona równowaga sprawiedliwości. W istocie bowiem wymóg sprawiedliwości nie może się obejść bez pojmowanych zgodnie z metaforą przestrzenną całości (całości reprezentowalnych), wewnątrz których można dokonać oceny roszczeń poszczególnych osób do materialnych bądź symbolicznych dóbr w zależności od ich relatywnej wartości. Na pojęcie „projekt” w sensie, w jakim je tutaj rozumiemy, można zatem spojrzeć jako na próbę stworzenia kompromisu między wymogami, które a priori wydają się antagonistyczne: tymi które wypływają z reprezentacji sieciowej i tymi które są inherentne dla dążenia do osiągnięcia formy umożliwiającej wydawanie osądów i generowanie usprawiedliwionych porządków. Na gładkiej, pozbawionej szwów tkance sieci projekty zakreślają miniprzestrzenie kalkulacji, wewnątrz których można tworzyć i usprawiedliwiać rozmaite porządki.
Wreszcie — jak zobaczymy w dalszej części tego rozdziału, kiedy sprawdzimy, jakie punkty oparcia te nowe, retykularne przedstawienia świata mogły znaleźć w najnowszych koncepcjach filozofii politycznej — ontologia sieci została w dużej mierze ustanowiona w taki sposób, aby uwolnić istoty ludzkie od przymusów usprawiedliwiania, obciążających działanie w ramach metafizyk dwupoziomowych (w takich metafizykach na jednym poziomie znajdują się byty rozproszone, a na drugim konwencje pozwalające porównywać te byty jako równoważne i dzięki temu poddawać je osądom), charakteryzujących filozofie polityczne dobra wspólnego, z których zostało wywiedzione pojęcie miasta. W przeciwieństwie do tych dwupoziomowych konstrukcji sieć przedstawia się jako „płaszczyzna immanencji”, zgodnie z określeniem Gilles’a Deleuze’a, wewnątrz której próba zdefiniowana jest wyłącznie jako „próba siłowa” lub po prostu jako „kompozycja relacji” czy jeszcze jako „spotkanie”, aby nie odwoływać się do pętli refleksywności przechodzących przez osąd moralny3. Z tego powodu takie złożone pojęcie „projektu”, które właśnie wchodzi do potocznego myślenia członków naszego społeczeństwa, zawiera zapożyczenia z co najmniej dwóch różnych rodzin paradygmatów: paradygmatów sieci oraz paradygmatów, które wprawdzie również kładą nacisk na komunikację i relację, ale zawierają wymóg refleksywności i zbieżności w kierunku wspólnego osądu — u Habermasa na przykład za pośrednictwem wymian regulowanych przez racjonalność komunikacyjną.
Miasto przez projekty jawi się zatem jako system przymusów, które obciążają świat sieciowy, skłaniając ludzi do nawiązywania więzi i rozszerzania ich rozgałęzień wyłącznie w poszanowaniu właściwych dla projektów zasad dającego się usprawiedliwić działania. Projekty hamują ruch wewnątrz sieci, gdyż wymagają pewnego zaangażowania, chociaż tymczasowego i częściowego, i zakładają, że uczestnicy projektu będą kontrolować cechy, które każdy z nich wprowadza do gry. Jak mówiliśmy we Wprowadzeniu, odniesienie do sprawiedliwości zakłada, że siły operujące w ramach sieci zostaną poskromione, tak aby można było przekształcić stosunek siłowy w stosunek wielkości. Miasta jawią się zatem jako przymusowe formy, które ograniczają możliwości działania wewnątrz pewnego świata, jednocześnie akceptując i uprawomocniając jego logikę. Miasto przez projekty nie jest tutaj wyjątkiem. Ogranicza ono sieć, aby poddać ją pewnej formie sprawiedliwości, która jednak zachowuje jej treść oraz docenia wartość twórcy sieci, czego nie było w stanie uczynić żadne z miast już istniejących.
Miasto przez projekty
Miasto przez projekty opiera się na działaniach mediacyjnych, które stosowane są przy tworzeniu sieci w taki sposób, że sieć ta zyskuje własną wartość, niezależną od substancjalnych właściwości lub celów, do jakich dążą podmioty, między którymi dokonuje się mediacja. W tej perspektywie mediacja jest wartością samą w sobie albo raczej, zgodnie z ramami pojęciowymi, których tutaj używamy, stanowi specyficzną wielkość, którą powinien wykazać się każdy aktor, kiedy „kontaktuje ludzi ze sobą”, „tworzy więzi” i przyczynia się w ten sposób do „budowania sieci”.
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli. Postawienie hipotezy, że jesteśmy świadkami formowania się nowego miasta, dla którego istotne próby polegałyby na tworzeniu lub luzowaniu więzi w sieciowym świecie, nie oznacza oczywiście, że tworzenie sieci samo w sobie jest czymś radykalnie nowym. Taki pogląd można niekiedy spotkać w tekstach na temat sieci, których aktualny przyrost przyczynia się właśnie do ustanowienia świata, w odniesieniu do którego można by mówić o takim mieście.
Nasze stanowisko jest odmienne. Tworzenie mniej lub bardziej rozległych sieci nie jest zjawiskiem nowym, tak samo jak działalność kupiecka nie była novum w czasach, kiedy Adam Smith pisał Bogactwo narodów. Wydaje się jednak, że trzeba było czekać na drugą połowę lat sześćdziesiątych XX wieku, aby działalność mediatora, sztuka nawiązywania i wykorzystywania najrozmaitszych i najodleglejszych więzi się usamodzielniła, oddzielając się od innych rodzajów działalności, które dotychczas ją obejmowały, i została doceniona sama w sobie.
Naszym zdaniem ten właśnie proces jest zjawiskiem nowym i zasługuje na naszą uwagę. (…)
Zgodnie z gramatyką, jaką się posługujemy, 〈zwierzchnia zasada wspólna〉 to zasada, w odniesieniu do której w ramach danego miasta wydawane są osądy dotyczące czynów, rzeczy i osób. Na przykład w mieście przemysłowym zwierzchnią zasadą wspólną jest skuteczność. Jest ona konwencją budującą równo- ważność między bytami w takim samym znaczeniu, w jakim można powiedzieć na przykład, że „pod względem skuteczności X jest równoważne Y ”. Tak samo, używając tej samej konwencji, można powiedzieć, że „Z jest większe lub mniejsze niż X ”. W ten sposób określenie zwierzchniej zasady wspólnej danego miasta prowadzi nas wprost do 〈stanu wielkości〉, gdzie wielki jest ten, kto silnie ucieleśnia wartości danego miasta, a także do 〈stanu małości〉, który charakteryzuje się brakiem wielkości. Pojęcie 〈upadek miasta〉, podobnie jak 〈stan małości〉, odsyła do sytuacji, kiedy zachowania są nieadekwatne do wartości miasta, dotyczy jednak raczej konfiguracji całościowych, które wprawdzie roszczą pretensje do znacznej wielkości, ponoszą porażkę w tak zasadniczych aspektach, że stają się ucieleśnieniem wielkości wypaczonej. O ile 〈stan małości〉 nowego miasta dotyczy złych zachowań (indywidualnych) wewnątrz świata projektów, o tyle 〈upadek miasta〉 dotyczy raczej nieadekwatnych form rizomatycznych, czyli „złych sieci”. (…)
W mieście przez projekty ogólnym ekwiwalentem, tym wobec czego określa się wielkość osób i rzeczy, jest działalność. Ale w odróżnieniu od miasta przemysłowego, gdzie działalność pokrywa się z pracą, a ludzie aktywni to przede wszystkim osoby mające płatną i produktywną pracę, w mieście przez projekty działalność wykracza poza opozycję między pracą i niepracą, między tym, co stabilne, a tym, co niestabilne, między pracą najemną a innymi formami zarobkowania, między działalnością lukratywną a nielukratywną, między tym, co można oszacować w terminach produktywności, a tym, czego nie można zmierzyć i co wymyka się wszelkiej ocenie rachunkowej. (…)
Działalność ma na celu generowanie projektów lub włączanie się w projekty zainicjowane przez inne osoby. Ale ponieważ projekt nie istnieje poza spotkaniem (nie jest raz na zawsze wpisany w żadną instytucję lub środowisko, toteż objawia się w działaniu jako coś do zrobienia, a nie w formie czegoś, co już istnieje), dlatego działalność par excellence polega na włączaniu się w sieci i na ich eksplorowaniu, żeby przełamać izolację i zyskać szansę spotkania nowych ludzi lub wejścia w relacje z rzeczami, których bliskość może doprowadzić do narodzin projektu.
Działalność przejawia się w wielości wszelkiego rodzaju projektów, które można prowadzić równolegle i które w każdym razie powinno się rozwijać sukcesywnie, ponieważ w ramach tej logiki projekt jest mechanizmem przejściowym. Życie pojmowane jest jako następstwo projektów, które są tym bardziej wartościowe, im bardziej się różnią. Kwalifikowanie ich zgodnie z kategoriami istotnymi dla innych miast (jako rodzinne, afektywne, edukacyjne, artystyczne, religijne, polityczne, charytatywne…), a przede wszystkim dzielenie ich na te, które należą do wypoczynku, i te, które mają charakter pracy, w ramach logiki tego miasta ma znaczenie co najwyżej drugorzędne. Istotne jest, by rozwijać działalność, to znaczy, aby nigdy nie znajdować się bez projektu albo pomysłu, aby zawsze mieć coś na horyzoncie, w przygotowaniu razem z innymi ludźmi, których poznajemy dzięki naszej woli robienia czegoś.
Każdy człowiek w chwili, gdy angażuje się w jakiś projekt, wie, że przedsięwzięcie, w którym weźmie udział, ma ograniczoną żywotność, że nie tylko może, ale wręcz powinno dobiec końca. Horyzont nieuniknionego i oczekiwanego końca towarzyszy zatem zaangażowaniu, nie wpływając negatywnie na entuzjazm. Z tego też powodu zaangażowanie pojmowane jest jako dobrowolne. Możliwość niezaangażowania się w dany projekt, a zatem możliwość wyboru projektu, jest warunkiem harmonijnego funkcjonowania tego miasta, a gwarancją tego warunku są rozmaite rodzaje działalności, które każdy człowiek rozwija. Świadomości końca projektu towarzyszy ponadto nadzieja, że w miejsce kończącego się projektu pojawi się nowy, dojrzewający już w tkance relacji zawiązanych przez obecny projekt, nawet jeśli jeszcze nie wiadomo, jaką przybierze formę. Tym sposobem napięcie między zaangażowaniem, którego wymaga obecny projekt, i jego zapowiadanym końcem jawi się jako możliwe do przezwyciężenia.
Wszystko może osiągnąć godność projektu, nawet przedsięwzięcia wrogie wobec kapitalizmu. Kiedy każde osiągnięcie opisywane jest za pomocą gramatyki nominalnej, odpowiadającej gramatyce projektu, zatarciu ulega różnica między projektem kapitalistycznym a każdym prozaicznym i banalnym zajęciem (np. zorganizowaniem kółka niedzielnego). Zarówno kapitalizm, jak i antykapitalistyczna krytyka zostają wówczas zamaskowane. Terminem „projekt” można objąć najróżniejsze rzeczy: otwarcie nowej fabryki, zamknięcie fabryki, przeprowadzenie reengineeringu firmy czy przygotowanie przedstawienia teatralnego. W tych wszystkich przypadkach mamy do czynienia z projektem i z tym samym rodzajem heroizmu. Jest to jeden ze sposobów, w jakie miasto przez projekty może uwodzić siły wrogie wobec kapitalizmu, proponując im gramatykę, która to miasto przekracza i którą one same potem wykorzystają, aby opisać własną działalność, nie dostrzegając jednocześnie faktu, że również kapitalizm może w nią wniknąć.
Właśnie dlatego, że projekt jest formą przejściową, pasuje do świata sieciowego: następstwo projektów, przez pomnażanie połączeń oraz proliferację więzi, przyczynia się do poszerzania sieci.
Poszerzanie sieci jest synonimem życia, natomiast zatrzymanie jej rozrostu przyrównywane jest do śmierci: „sieć ma tendencję do spontanicznego rozwoju, ale wisi nad nią ciągła groźba wewnętrznej sklerozy lub degeneracji, mogących doprowadzić do jej śmierci. Ta śmierć może polegać na przekształceniu sieci w organizację hierarchiczną” (Landier, 1991 ©). Kto nie ma projektu i w związku z tym przestaje eksplorować sieci, zagrożony jest wykluczeniem, to znaczy de facto śmiercią w świecie retykularnym. Ryzykuje, że nie znajdzie już projektu, w który będzie mógł się włączyć i przestanie istnieć. Nie będzie mógł już bowiem realizować tego osobistego i długoterminowego projektu, będącego podstawą wszystkich innych, jakim jest rozwijanie siebie i swojej zatrudnialności („być aktorem własnego rozwoju, wziąć przyszłość w swoje ręce” — Le Saget, 1994 ©).
W świecie koneksjonistycznym naturalną troską wszystkich istot jest zatem pragnienie łączenia się z ludźmi i sytuacjami, wchodzenia w relacje, tworzenia więzi, aby nie być w izolacji. Żeby to się powiodło, istoty te muszą wzbudzać i pokładać zaufanie, mieć umiejętność komunikowania się i swobodnego dyskutowania, a nadto umieć dostosować się do innych i do sytuacji, zgodnie z tym, czego się od nich oczekuje, a przy tym nie mogą ograniczać ich i hamować nieśmiałość, sztywność czy nieufność. Za taką właśnie cenę różne istoty mogą się dopasować do siebie nawzajem i koordynować swoje działania w rozmaitych mechanizmach i projektach.
Umiejętność zaangażowania, pełnego włączenia się w projekt cechuje 〈stan wielkości〉. Żeby się zaangażować, trzeba być zdolnym do entuzjazmu. Ponadto, skoro projekt jest procesem złożonym i niepewnym i nie da się go zawrzeć w ramach zawsze niekompletnych umów, człowiek musi jeszcze Elastyczny, umieć zaufać innym ludziom, z którymi tworzy więzi, mające ewoluować w toku rozwijania się projektu. Ponieważ jednak projekty są z natury swej tymczasowe, równie ważna co zdolność zaangażowania, jest umiejętność odłączenia się od projektu, aby być dyspozycyjnym dla nowych więzi. Nawet w sytuacji najbardziej zaangażowanego i entuzjastycznego uczestnictwa w jakimś projekcie osoba swobodnie innych, czująca się w świecie sieciowym zawsze jest „reaktywna i mobilna fizycznie i intelektualnie” (HEC, innych, 1994 ©), gotowa na zmiany i nowe zaangażowania, aby powiększać „swoją zdolność do reagowania (daje ludziom) na świat znajdujący się w ciągłym ruchu” (Crozier, Sérieyx, 1994 ©).
Człowiek wielki nie jest przywiązany do jednej profesji czy jednego rodzaju kwalifikacji, lecz ma zdolność adaptacji, jest elastyczny, potrafi przechodzić od jednej sytuacji do innej, bardzo różnej, i do niej się dostosować, jest wszechstronny, umie zmieniać działalność lub narzędzia w zależności od rodzaju relacji, w które wchodzi z ludźmi lub przedmiotami. To właśnie dzięki zdolności adaptacyjnej oraz wszechstronności jest zatrudnialny, co w ramach świata przedsiębiorstw oznacza, że jest w stanie włączyć się w nowy projekt. (…)
Wielki potrafi lokalizować dobre źródła informacji („jest jak radar” — Bellenger, 1992 ©) i oddzielać połączenia bogate w nowe możliwości od połączeń, które zamkną go w rutynie więzi już istniejących. Potrafi optymalizować sposób wykorzystania swojego najbardziej ograniczonego zasobu, jakim jest czas. Rozsądnie wybiera relacje, a przede wszystkim stara się nie łączyć z ludźmi, którzy zajmują zbyt bliskie pozycje, bo wiąże się z tym ryzyko, że przyniosą mu oni wyłącznie redundantne informacje i więzi: „Czemu mam się poświęcić, kiedy nie mogę robić wszystkiego? Oto pytanie, przed którym stają zawodowcy” (Bellenger, 1992 ©).
Człowiek wielki w mieście przez projekty jest „grabieżcą idei” (Sérieyx, 1993a, 1993b ©). Dlatego musi mieć intuicję i talent (podobny do talentu artysty).„Przeczesuje wzrokiem otaczający go świat w poszukiwaniu nowych sygnałów” (Sicard, 1994 ©) i umie przewidzieć, przeczuć, zwęszyć więzi warte tego, by je zawrzeć.
Dlatego w świecie sieciowym kapitał społeczny i kapitał informacyjny są ze sobą powiązane. Informacja jest zarazem rezultatem i warunkiem pomnażania połączeń, w związku z czym nierówności w dostępie do informacji się kumulują. Aby człowiek mógł znaleźć dobre połączenia, informacje te muszą być zintegrowane w ramach pewnego przedstawienia świata, który trzeba eksplorować. W świecie sieciowym nie może jednak być mowy o żadnym całościowym przedstawieniu. Użyteczne przedstawienia to przedstawienia lokalne, wyjątkowe, okolicznościowe które dają się uruchomić, przechodząc od jednej osoby do drugiej, i łączą się z wiedzą płynącą z osobistego doświadczenia.
Człowiek wielki w mieście przez projekty nie ogranicza się jednak do wyszukiwania połączeń. Musi się jeszcze wykazać umiejętnością zadomowienia się w nich i tworzenia więzi tak trwałych, jak to konieczne. Ponieważ jednak więź zakłada zaangażowanie co najmniej dwóch osób, wielki nie powinien pozwolić, by został odrzucony lecz, przeciwnie, musi przyciągać uwagę i wzbudzać sympatię innych ludzi; musi umieć ich zainteresować (Callon, 1993). Dlatego nie może być ani nieśmiały, ani — co sprowadza się do tego samego — na tyle dumny, by nie zrobić pierwszego kroku w obawie przed odrzuceniem. Pisze do znanych osobistości, żeby wyrazić swój podziw dla nich i poprosić o poradę lub spotkanie. Uważa, że z każdą osobą można wejść w kontakt i że każdy rodzaj kontaktu jest możliwy i naturalny, w ten sam sposób traktuje osoby znane i nieznane. Ma skłonność do ignorowania różnic między oddzielnymi sferami, na przykład między światem prywatnym, zawodowym, medialnym itp. Świat to dla niego sieć potencjalnych połączeń. Pod względem więzi, wszystko jest jednakowo ważne.
Wielki miasta przez projekty nie jest człowiekiem znikąd. Wprawdzie gdziekolwiek jest, czuje się swobodnie, ale potrafi też działać lokalnie. Ponieważ sieć nie ma nadrzędnego punktu widzenia, który tworzyłby jej ogólne przedstawienie, wszystkie przebiegające w niej działania zawsze są wbudowane w przypadkowość aktualnej sytuacji (Granovetter, 1973; 1985). Żeby zaadaptować się do pojawiających się okoliczności i jednocześnie zachować pewien element obcości, dzięki któremu wzbudza zainteresowanie, człowiek koneksjonistyczny wspiera się swoimi umiejętnościami komunikacyjnymi, towarzyskim usposobieniem oraz otwartym i ciekawym świata umysłem. Potrafi też dać coś od siebie, w odpowiednim momencie znaleźć się tam, gdzie trzeba, wykorzystać swoją obecność w relacjach osobistych, twarzą w twarz. (…)
Cechy te nie wystarczają jednak, aby zdefiniować stan wielkości, ponieważ można je wykorzystywać w sposób oportunistyczny, podług jakiejś czysto indywidualnej strategii sukcesu. Natomiast wewnątrz logiki każdego miasta człowiek wielki to ktoś, kto nie tylko jest mistrzem w wykorzystywaniu specyficznych zasobów związanych z danym światem ,ale również zaprzęga moce, którymi się wykazał w odpowiednich próbach, w służbę dobra wspólnego. W przypadku miasta przez projekty oznacza to, że człowiek wielki to ktoś, kto nie tylko umie sam się angażować, ale również potrafi angażować innych, zachęcać ich do uczestnictwa, sprawiać, że zechcą pójść za nim, bo wzbudza zaufanie, bo jest charyzmatyczny, bo jego wizja wywołuje entuzjazm. Te wszystkie cechy sprawiają, że jest animatorem zespołu, który nie kieruje swoją ekipą w sposób autorytarny, lecz przez wsłuchiwanie się w innych z tolerancją, z uznaniem i poszanowaniem różnic⁵. To nie jest szef (hierarchiczny), ale integrator, facylitator, inspirator, łącznik energii, stymulator życia, sensu i autonomii.
Zespół mu ufa, ponieważ widzi w nim łącznika, przekaźnik, który nie zatrzymuje dla siebie informacji czy kontaktów zebranych wewnątrz sieci, lecz redystrybuuje je wśród członków zespołu. „Menedżer przyszłości musi dbać, by informacje były wspólne, by dobrze wpływały na firmę” (Le Saget, 1994 ©). (…)
Wszystkie wzorcowe postacie łączy to, że potrafią tworzyć więzi, które mają maksymalny potencjał, maksymalnie przyczyniają się do rozszerzania sieci, określone są w dużej mierze przez dystans, który pozwalają pokonać. Nie wszystkie więzi są jednakowej wartości. Wielkość połączenia zależy od tego, w jakim stopniu ustanowiło ono mediację umożliwiającą zniesienie jakiegoś dystansu. Twórca więzi zajmuje wtedy pozycję tymczasowego obowiązkowego punktu przejścia (Callon, 1993), ponieważ wszystkie osoby, które będą chciały przekroczyć granice, jakie jemu udało się pokonać, przez pewien czas będą musiały przechodzić przez niego. Najbardziej interesujące więzi to najczęściej te, które biegną przez obszary, w których mediacje były rozproszone lub nie istniały (tzw. dziury strukturalne w terminologii Ronalda Burta, 1992a)
Dystans, którego pokonanie lub resorpcja określają jakość utorowanych więzi, bywa przywoływany na różne sposoby. Można o nim mówić w terminach temporalnych (kiedy odnawia się dawne i osłabione połączenia). Można się doń odnosić też w terminach przestrzennych, kiedy, zwłaszcza dzięki wykorzystaniu nowoczesnych środków komunikacji (Internet), dochodzi do koordynacji w czasie rzeczywistym między istotami odległymi w przestrzeni („na początek musimy odrzucić pojęcie odległości geograficznej” — Tapscott, Caston, 1994©), na przykład w przypadku zdelokalizowanego ,„globalnego laboratorium”, pozwalającego naukowcom z jednej dyscypliny wspólnie pracować nad rozwiązaniem jakiegoś problemu⁶. Przede wszystkim jednak można o nim mówić w terminach instytucjonalnych lub społecznych, kiedy istoty, między którymi zostaje nawiązane połączenie, znajdują się blisko siebie w czasie i przestrzeni, ale dotychczas oddzielone były granicami instytucji, dyscyplin, dziedzin czy też, mówiąc językiem Pierre’a Bourdieu, granicami pól. Różne sposoby bycia wielkim określane są przez metody pokonywania różnych rodzajów dystansu. Na przykład ekspert może się poszczycić przede wszystkim dużą ilością więzi pierwszego i drugiego rodzaju (tj. temporalnych i przestrzennych), natomiast szef projektu czy inspirator przoduje w nawiązywaniu połączeń między dziedzinami lub polami — łączy osoby z różnych dyscyplin czy zawodów, należące do różnych działów, instytucji czy firm, na przykład dwóch ekspertów o dużym doświadczeniu z różnych dziedzin.
W świecie sieciowym, w którym połączenia są potencjalnie tym bardziej zyskowne, im są mniej przewidywalne i odleglejsze, habitus klasowy, na którym opiera się spontaniczna zbieżność smaków (Bourdieu, 2005 [1979]) w ramach porządków społecznych o dominancie domowej, nie jest już wystarczającą bazą dla intuicji czy „nosa” (Erickson, 1996). Człowiek wielki natomiast to ktoś, kto tworzy więzi między osobami nie tylko oddalonymi od siebie i zakorzenionymi w różnych światach, ale również odległymi od środowiska, z którego sam pochodzi, i od kręgu ludzi, z którymi łączą go najbliższe relacje. Dlatego kapitalizm uwzględniający usprawiedliwienia koneksjonistyczne, w przeciwieństwie do dawnego społeczeństwa burżuazyjnego, akceptuje osoby, które dzięki dość chaotycznej — przynajmniej za młodu — trajektorii życiowej zgromadziły kapitał doświadczeń i poznały rozmaite światy, zyskując dzięki temu dużą zdolność adaptacyjną.
Ocena danej więzi nie zależy wyłącznie od dystansu, który pozwoliła pokonać, to znaczy od prawdopodobieństwa jej nawiązania ex ante (gdzie więzi mniej prawdopodobne są wyżej cenione niż więzi bardziej prawdopodobne), ale również od stopnia, w jakim ta więź, już ustanowiona, okazała się owocna (ex post), to znaczy czy doprowadziła do repolaryzacji i rozszerzenia sieci przez wygenerowanie nowych połączeń. Możemy więc wyróżnić 1) więzi bardzo prawdopodobne i mało owocne, powstałe między członkami jednej kliki, gdzie połączenia są gęste i dostępne dla każdego, ale wyznaczają zbiór zamknięty w sobie; 2) więzi bardzo prawdopodobne, ale owocne w tym sensie, że prowadzą do otwarcia na zewnątrz, na przykład więzi, które tworzą popularyzatorzy lub dziennikarze; 3) więzi bardzo mało prawdopodobne, ale również bardzo mało owocne, które może tworzyć niezrozumiany prekursor albo co gorsza dziwak lub szaleniec, nie znajdujący ludzi, którzy poszliby w ich ślady, i dlatego nie mogący stać się obowiązkowym punktem przejścia; wreszcie 4) więzi zarazem bardzo mało prawdopodobne i bardzo owocne, które budują wielkość innowatora lub odważnego szefa projektu.
(…)
Ogólna forma rizomatyczna odmieniana jest za pomocą rozmaitych metafor, odsyłających (klasycznie) do tkactwa (oczko, pętla, węzeł), do urządzeń związanych z cyrkulacją cieczy (przepływ, rurociąg, kanał, linie elektryczne) czy też do nowocześniejszych terminów biologii mózgu (synapsy, neurony itp.). Ten ostatni rejestr jest szczególnie szeroko wykorzystywany, gdy chodzi o zaakcentowanie autonomii czy wręcz woli sieci, silniejszej od woli istot, które są w niej zanurzone. Jej właściwości opisuje się wówczas w terminach samoorganizacji, samoregulacji czy też spontanicznej morfogenezy.
Możemy również stwierdzić, że projekt rzeczywiście jest centralnym mechanizmem miasta noszącego jego nazwę. „Cechuje się jednością czasu, ale nie jednością miejsca, musi optymalizować swoje wewnętrzne zasoby, zestawiać je z zasobami zewnętrznymi i jak najlepiej wykorzystywać ekspertów zorganizowanych w struktury sieciowe” (HEC, 1994 ©).
W mieście przez projekty człowiek mały to ten, kto nie może się zaangażować, kogo nie da się zaangażować do projektu lub kto wykazuje niezdolność do zmiany projektu. Rozmaite powody niezaangażowania pozwalają wyodrębnić różne rodzaje ludzi małych. Ponieważ spoiwem projektów jest zaufanie i cechy relacyjne, nieangażowalny jest ktoś, kto nie potrafi zaufać innym lub kogo nie można obdarzyć zaufaniem, ponieważ nie daje tego, czego się od niego oczekuje, lub nie dzieli się posiadanymi informacjami, lecz „gra do własnej bramki” — co jest formą nieuczciwości w zaangażowaniu (oportunizm).
Fundamentalną zasadą jest „wzajemność: nawet ludzie pełni najlepszych chęci tracą zapał, jeśli nie otrzymują nic w zamian za to, co dają. Kto zatrzymuje dla siebie informacje, które mogłyby się przydać innym, ten zabija sieć” (Orgogozo, 1991 ©).
Mały jest również ten, kto nie potrafi się porozumiewać, ponieważ jest zamknięty lub ma wsteczne poglądy, albo jest autorytarny i nietolerancyjny, co czyni go niezdolnym do kompromisu. To ktoś jak te wszystkie „biurowe «kaktusy», skwaszone typki, zamknięci w sobie indywidualiści, którzy nigdzie nie wychodzą, nie uczestniczą w spotkaniach sylwestrowych, uciekają z koktajli, biegną do hotelu i zalegają przed telewizorem, absolutni «zabójcy sieci»” (Bellenger, 1992 ©).
Usztywnienie, które jako przeciwieństwo elastyczności jest w tym świecie główną wadą ludzi małych, może mieć rozmaite źródła. Może wypływać z przywiązania do jednego projektu, którego człowiek nie potrafi porzucić, kiedy pojawia się nowy projekt, czy też z przywiązania do miejsca, które unieruchamia i zakorzenia w lokalności i przez to zamyka człowieka małego w kręgu więzi wcześniej zawartych i przeszkadza mu w tworzeniu nowych połączeń. Może wreszcie wynikać z preferowania bezpieczeństwa, nawet za cenę autonomii.
Toteż w mieście przez projekty ktoś, kto ma status, to ktoś, kto nie jest mobilny. Człowiek, który ma status, wie, czego może się spodziewać od życia: jakie ma obowiązki (czego inni oczekują od niego) i prawa (czego on oczekuje od innych). O ile niekorzyści wynikające ze statusu polegają przede wszystkim na ograniczeniach, które status nakłada na działania ludzi, o tyle korzyści statusowe są w ramach logiki miasta przez projekty podejrzane o to, że skrywają jakąś niesprawiedliwość. Zakłócając dynamikę projektu i umieszczając osoby w ramach ciągłości, pozwalają im bowiem uniknąć tych najważniejszych prób, jakimi są momenty przejścia od jednego projektu do drugiego. Upadek miasta następuje, kiedy sieć przestaje się rozszerzać i kiedy zamykając się w sobie, zaczyna przynosić korzyści tylko nielicznym, nie służąc już dobru wspólnemu.
Jest tak na przykład, kiedy twórca sieci zatrzymuje dla siebie informacje, buduje połączenia w tajemnicy, bez wiedzy reszty zespołu, aby nie dzielić się więziami, które ustanawia, i zachować dla siebie płynące z nich korzyści — kto chce tych więzi użyć, musi przejść przez niego („najważniejsza funkcja adaptacyjna sieci polega na wchłanianiu i redystrybucji informacji” — Landier, 1991 ©).
Zachowania monopolistyczne dość szybko sprawiają, że sieć zamyka się w sobie. Jest tak z dwóch powodów. Z jednej strony możliwości twórcy sieci działającego w pojedynkę i w tajemnicy przed innymi szybko zostają ograniczone przez jego możliwości czasowe. Z drugiej strony, zachowując połączenia tylko dla siebie, nie ma on motywacji do tworzenia nowych — w odróżnieniu od wielkiego mediatora miasta przez projekty, który redystrybuuje swoje więzi, aby służyły dobru wspólnemu, i w związku z tym musi bez przerwy szukać nowych kontaktów, poszerzając sieć, jeśli chce zachować stosunkową przewagę nad innymi (od której zależy jego wielkość).
W sieciach zamkniętych rodzą się przywileje. Próby, jakimi w świecie sieciowym jest tworzenie połączeń, w sieciach zamkniętych zostają zafałszowane: są to „sieci przywilejów”⁸, w których najważniejsze jest „mieć plecy”⁹ i które przynoszą korzyści przede wszystkim członkom zamkniętych korporacji ze szkodą dla innych osób, nawet mających większe kompetencje koneksjonistyczne. To problem wielkich korpusów państwowych: „dzisiejsze wielkie korpusy są antysieciami w tym sensie, że wywierają presję na swoich członków, aby realizowali cele samego korpusu” (Bellenger, 1992 ©). Sieci zamknięte, które przestają się rozszerzać i zaczynają przynosić korzyści wyłącznie „swoim ludziom”, są ponadto groźne.
Błędem byłoby sądzić, że każda sieć z automatu działa na korzyść przedsiębiorstwa i rozwoju. Wyraźnie pokazują to dramatyczne wydarzenia, które towarzyszyły włoskim próbom przeprowadzenia restrukturyzacji gospodarki trawionej korupcją. Trzeba likwidować sieci „kolesiostwa”, biurokracji czy korupcji, które stoją na drodze postępu (Aubrey, 1994b ©). (…)
Antropologia i naturalność miasta przez projekty
Zagadnienie zakotwiczenia danego miasta w pewnej definicji natury ma kluczowe znaczenie. Przede wszystkim na płaszczyźnie sprawiedliwości ważne jest, aby wszyscy ludzie mogli wznieść się na wyższe stany, a tylko zastosowanie jakiejś definicji natury ludzkiej daje gwarancję, że cała ludzkość będzie miała tę możliwość. Do tego wymiaru odnosi się w ramach każdego miasta pojęcie 〈godności osób〉. To ona gwarantuje równość i zwraca uwagę na naturalne właściwości ludzkie, które dają wszystkim równe szanse na osiągnięcie stanu wielkości, pod warunkiem że będą robić to, co trzeba, a zwłaszcza zgodzą się na odpowiednie poświęcenia.
Wszystkie podmioty aktywne w ramach jakiejś sieci mogą osiągnąć wyższe stany, ponieważ wszyscy mają zdolność łączenia się z innymi. Chęć łączenia się z innymi jest fundamentalnym elementem natury ludzkiej. W ramach tej antropologii wszystkie kobiety i wszyscy mężczyźni są istotami kontaktu i relacji: „przywiązanie nie jest wynikiem procesu libidinalnego ani skutkiem procesu nauczania”; „ma ono charakter pierwotnej skłonności, potrzeby drugiego człowieka, silniejszej niż głód, wcześniejszej niż seksualność” (Bellenger, 1992 ©). Właśnie z powodu tej uniwersalnej potrzeby połączenia z drugim człowiekiem wszyscy ludzie mogą włączać się w sieci i zyskiwać zatrudnialność. Żaden człowiek nie jest a priori wykluczony. (…)
Najbardziej naturalną formą jest sieć. Narzuca się ona różnym bytom — ludzkim i nie-ludzkim — i to nawet poza świadomością samych zainteresowanych: „Organizacja sieciowa nie jest rzeczą nową, istniała od zawsze, podobnie jak proza, którą mówił Pan Jourdain, nawet o tym nie wiedząc” (Landier, 1991 ©).
Sieć jest również uniwersalną formą organizacyjną:
Przykład Jedwabnego Szlaku [pokazuje], że sieci to organizacje „prymitywne” i uniwersalne. Rodzina, przyjaciele, dawni szkolni koledzy, członkowie wszelkich stowarzyszeń, do których należymy, to wszystko są różne sieci, które istnieją wokół każdego z nas (Aubrey, 1990 ©).
Wszystkie istoty i wszystkie społeczeństwa mają swoje sieci.
Zazwyczaj traktujemy je jak nieformalne ścieżki informacji i wpływów. Feministki narzekają na „zmowę dziadersów” […]. Geje mają szczególnie wpływowe sieci w takich branżach, jak moda czy projektowanie wnętrz. Mniejszości narodowe również funkcjonują w sieciach: chińscy emigranci w Azji Południowo-Wschodniej, Żydzi w Europie, Hindusi w Wielkiej Brytanii. Generalnie ludzie, którzy opuścili swoje rodzinne strony — nowojorczycy w Teksasie, tzw. mafia z Georgii, przybyła do Waszyngtonu za czasów prezydentury Jimmy’ego Cartera, czy Ukraińcy, którzy pojawili się w Moskwie wraz z Leonidem Breżniewem — także budują własne sieci komunikacji. Krótko mówiąc, nieformalne sieci różnego rodzaju wyrastają dosłownie we wszystkich złożonych społecznościach. Nie wolno też zapominać o sieciach sformalizowanych, na przykład masonach, mormonach czy członkach katolickiej organizacji Opus Dei (Toffler, 2003 [1990] ©).
W przedsiębiorstwie jednak organizacja sieciowa była kiedyś czymś podejrzanym i naznaczonym piętnem tajności. Teraz nadszedł czas jej rehabilitacji:
w tradycyjnym przedsiębiorstwie miała charakter niejawny, a wręcz tajny i traktowano ją jako wywrotową wobec oficjalnej organizacji hierarchicznej. W przypadku na przykład robotników było to wymyślanie wybiegów, dzięki którym mogli zmniejszyć swoje obciążenie pracą. […] Nieformalna sieć zwracała się zatem przeciwko hierarchii, służyła do obrony przed decyzjami odbieranymi jako nieracjonalne lub niesprawiedliwe. Z takich relacji zrodziła się działalność związkowa. Natomiast wyrażenie „zarządzanie sieciowe” pojawiło się zupełnie niedawno (Landier, 1991 ©).
(…)
Badanie użycia słowa „sieć” w słownikach ubiegłych dekad pokazuje również, że aż do lat osiemdziesiątych w odniesieniu do organizacji ludzkich termin ten prawie zawsze stosowano do pejoratywnego określania tajnych, nieprawomocnych i/lub nielegalnych więzi. Właściwie jedynym wyjątkiem są „sieci ruchu oporu”, które miały to do siebie, że były nielegalne (w stosunku do reżimu Vichy i do władz okupacyjnych), a zatem tajne, jednocześnie będąc prawomocne. Również w tym ostatnim przypadku jednak — i nie tak jak dzisiaj — sieć wciąż kojarzona jest z tajemnicą, w odróżnieniu od przejrzystych relacji publicznych o charakterze legalnym. Wreszcie, w przeciwieństwie do gangu, zamkniętej w sobie organizacji przestępczej, sieć jest nieprzejrzysta nie tylko w stosunku do zewnętrza, ale również wobec swojego wnętrza, gdyż osoby w nią zaangażowane nie mają wiedzy o działaniach innych jej członków. Sieć przypomina zatem spisek lub to, co Jean-Jacques Rousseau, aby opisać formy stowarzyszeń prywatnych przeciwne powszechnemu interesowi, nazywa w Umowie społecznej intrygami. W tym zasadniczo pejoratywnym znaczeniu sieć mogła się odnosić albo do handlarzy (bronią, narkotykami, przedmiotami kradzionymi, pracą na czarno), których działalność jest zarazem nieprawomocna i nielegalna, albo do grup ludzi, którzy, choć rozproszeni w przestrzeni i przemieszani z resztą populacji, potajemnie utrzymują ze sobą szczególne związki i pomagają sobie ze szkodą dla innych, przy czym pozostałe ich działania niekoniecznie muszą być nielegalne (termin „mafia”, który często powiązany jest z terminem „sieć”, służy jako łącznik między oboma wariantami).
Jeszcze w nie tak dawno wydanej książce Les Bonnes fréquentations, histoire secrète des réseaux d’influence autorstwa dwóch dziennikarek (Coignard, Guichard, 1997) można znaleźć takie przestarzałe odniesienia do sieci. Celem książki, mającej być „sekretną historią sieci”, jest ujawnienie „ukrytych więzi solidarności”, które „plenią się wokół władzy pieniądza i wiedzy”. We wprowadzeniu autorki zadają sobie zresztą trud, aby zdystansować się wobec nowej i pozytywnej koncepcji sieci, rozwiniętej w literaturze menedżerskiej4. „To pociągające, ponowne odkrycie ciepłej i dającej oparcie zbiorowości buduje nieco idylliczny obraz sieci” (s. 10). Dla naszych autorek sieci to nie są ani „lobby, ponieważ wykraczają poza czysty, koniunkturalny sojusz interesów”, ani „struktury stowarzyszeniowe, ponieważ unikają wszelkiej instytucjonalizacji” i zbudowane są z więzi „płynnych”, których celem jest „wzajemna pomoc”, „wpływ”, „pieniądz”, władza”. Więzi te zawiązywane są między osobami rozpoznającymi się, przy niewiedzy innych, na podstawie jakiejś wspólnej, podstawowej cechy, która w życiu publicznym nie jest akcentowana. Zestaw sieci, które wymieniają nasze autorki, dobrze oddaje przy okazji, jakie grupy są tradycyjnie podejrzewane o realizowanie jakiegoś ukrytego interesu ze szkodą dla dobra publicznego. Kryteria, które je łączą, mogą być regionalne, zwłaszcza gdy wywodzą się one z regionów peryferyjnych lub ubogich (Korsykanie, Corezyjczycy, Sabaudczycy, Bretończycy i Owernijczycy, s. 23–49), etniczne, religijne lub stowarzyszeniowe (Żydzi, s. 67–69; protestanci, s. 79–86; masoni, s. 163–174; katolicy, s. 327–255), seksualne (geje, s. 53–60), polityczne (dawni trockiści, s. 146–152; dawni członkowie ruchu Occident, s. 152–161), finansowe (sieci wokół koncernu Lazard, s. 213– –215), administracyjne (technokraci, s. 216–217), intelektualne (s. 235–250) lub towarzyskie (s. 109–115).
Użycie terminu „sieć” w socjologii ostatnich dwudziestu lat podlegało takim samym zmianom znaczenia, jak w dyskursie potocznym. W latach sześćdziesiątych pojęcia sieci używano przede wszystkim do ujawniania przywilejów — zwłaszcza w edukacji i na rynku pracy — z których mogły dyskretnie korzystać osoby uprzywilejowane z racji swojego pochodzenia społecznego. Dzisiaj sieci używa się jako neutralnego narzędzia lub prezentuje się ją, przynajmniej implicite, jako skuteczniejszą i sprawiedliwszą formę społeczną niż relacje formalne oparte na jakichś kryteriach, gdyż umożliwia stopniowe i negocjowalne wejście na rynek pracy. Tym sposobem socjologia przyczynia się do delegitymizacji konwencji opartych na kompromisie między miastem obywatelskim a miastem przemysłowym oraz do wzrostu prawomocności miasta przez projekty.
Nie zrozumiemy jednak w pełni, dlaczego metafora sieci została wybrana do przedstawiania wyłaniającego się świata ani dlaczego nastąpił wzrost jej prawomocności, jeżeli ograniczymy się do odnotowania kompatybilności sieci z rozwojem nowych technologii transportu i komunikacji czy też jej zgodności z wysypem pojęć pokrewnych na innych polach. Istotne jest również, żeby pokazać, kreśląc pobieżny szkic początków pojęcia sieci, że zostało ono skonstruowane po to, aby zwalczać koncepcje związane ze starym światem. To właśnie dlatego całkiem naturalnie powierzono mu zadanie zmieniania go.
- Na przykład socjolog Manuel Castells (2007 [1996]) określa tym terminem liczne przemiany, jakie dokonały się w krajach kapitalistycznych w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
- Nie moglibyśmy zachować tego związku, gdybyśmy użyli z pewnością o wiele wygodniejszego wyrażenia „miasto projektów” (cité des projets). Wyrażenia takie, jak „organizacja projektów” (organisation des projets) czy „struktura projektów” (structure des projets), odsyłają bowiem do projektu branego z osobna, a nie do formy, jaką wzięte łącznie nadają światu społecznemu. Dodajmy, że w literaturze menedżerskiej, która w dużej mierze inspiruje się autorami anglosaskimi, termin „projekt” należy rozumieć jako tłumaczenie angielskiego słowa project, oznaczającego operację polegającą na skoordynowaniu różnych środków i zasobów w jakimś określonym celu i na ograniczony czas (mówi się np. o housing project na oznaczenie komunalnego osiedla mieszkaniowego). Angielski project nie odsyła natomiast, w takim stopniu co jego francuski [i polski — przyp. tłum.] odpowiednik, ani do planu i planowania (które w języku angielskim wyrażane są raczej za pomocą terminu plan i jego pochodnych), ani do idei ucieleśnienia projektu egzystencjalnego w jakimś człowieku i w pewnej nieokreślonej perspektywie czasowej.
- Gilles Deleuze w swojej interpretacji Spinozy i Nietzschego podaje genealogię nowoczesnego pojęcia próby w znaczeniu próby siłowej. Od Spinozy czerpie pojęcia „kompozycji ciał” i „spotkania”. Dzięki nim może pójść za Nietzschem i zastąpić pojęcia moralne dobra i zła pojęciami dobrego i złego: „dobry (lub wolny, rozumny, mocny)” to ktoś, kto „o tyle, o ile jest to w jego mocy, dąży do zjednania z tym, co zgodne z jego naturą, do organizacji swoich spotkań i stosunków odpowiadających jego stosunkom, a tym samym zwiększającym jego moc” (Deleuze, 2014 [1981], s. 37–38). Tym, co Deleuze nazywa tutaj „spotkaniem” lub „kompozycją stosunków”, jest wydarzenie, które zbliża do siebie siły i wystawia je na wzajemną próbę. W tej logice siły są wcześniejsze niż ciała, których istnienie, czysto relacyjne, jest śladem lub inskrypcją ich stosunku. To stosunek siłowy, zawarty w naturze spotkania, konstytuuje ciała i w konsekwencji stany świata. Przemieszczenie ontologii w kierunku próby siłowej jednoczy porządek naturalny z porządkiem społecznym i pozwala uwolnić się od moralności: „W ten sposób Etyka, to znaczy typologia immanentnych sposobów egzystencji, zastępuje Moralność, która istnienie ustanawia zawsze w odniesieniu do wartości transcendentnych” (s. 38). Dla Deleuze’a stawką w tej grze jest kwestia świadomości oraz osądów, odwołujących się do powodów działania, które należy zredukować do poziomu iluzji, ażeby uzyskać świat pozbawiony podpór normatywnych („Iluzja wartości idzie w parze z iluzją świadomości” — s. 38).
- Autorki odnoszą się do artykułu opublikowanego w dzienniku „Le Monde” 14 maja 1996, w którym Mike Burke, „socjolog, badający kadry”, twier- dzi, że sieci nie są już „klanami w dawnym stylu, zamkniętymi, ekskluzywnymi, w których panuje kumoterstwo”, ale łączą „osoby należące do różnych działów, ale mające te same zainteresowania”
Książkę przetłumaczył Filip Rogalski, Małgorzata Jacyno napisała przedmowę.