„Historia filozofii politycznej. Część druga”, wstęp i redakcja naukowa Piotr Nowak – recenzja

Historia filozofii politycznej. Część druga

Wydawnicza ofensywa środowiska związanego z czasopismem „Kronos” ma zwyczaj intensyfikowania się w niespodziewanych falach. Harmonogram ukazywania się kolejnych nowości jest mniej więcej znany, czasami jednak w zaskakujący sposób potrafią wyłonić się konfiguracje wywierające na czytelnikach głębokie wrażenie. Tak jest i tym razem: w krótkim czasie, niemalże równocześnie, ukazały się Zachodnia eschatologia Jacoba Taubesa, drugi tom zbiorowej Historii filozofii politycznej oraz Dyktatura Carla Schmitta. Choć wszystkie te publikacje zasługują na uwagę, to w niniejszej recenzji przyjrzę się jedynie drugiej z wymienionych pozycji.

W polskim obiegu akademickim – czy, szerzej, intelektualnym – od dawna funkcjonują pozycje będące podręcznikowymi ujęciami „historii myśli politycznej”, „politycznej i prawnej” czy też socjologicznej. Forma podręcznikowa – a więc syntetyczna prezentacja wybranych problemów z przeszłości tych myśli, ukazująca w trybie linearnego rozwoju powiązania i różnice między nimi – wydaje się dość oczywista. Chodzi o przekazanie wiedzy przydatnej do wykształcenia w studentach nie tylko odtwórczej erudycji, lecz przede wszystkim biegłości w myślowym poruszaniu się po danej dziedzinie. Najczęściej tego rodzaju podręczniki nie przyciągają szczególnej uwagi czytelników. Zwykło się je kojarzyć z profesorami, którzy po latach pracy badawczej i dydaktycznej postanowili w takiej właśnie formie przekazać swoje poglądy i przemyślenia (mam na myśli opracowania autorów takich, jak Hubert Izdebski, Marcin Król, Włodzimierz J. Karpowicz czy Jerzy Szacki).

Środowisko „Kronosa” postanowiło zmienić ten utarty wizerunek formy podręcznikowej. Zaryzykowałbym twierdzenie, że grupa ta postawiła na dość „gwiazdorski” sposób uprawiania filozofii czy, szerzej, życia intelektualnego w ogóle. Filozofia to aktywność, która często na bieżąco ustosunkowuje się do otaczających problemów. W przypadku grupy „Kronosa” takim obiektem zainteresowania stało się przede wszystkim życie polityczne. Prezentowane w piśmie teksty są często radykalne i bojowe. Nie brak im też krytycznej czy nawet obrazoburczej iskry (efekt ten wzmaga atrakcyjna szata graficzna magazynu). Takie nastawienie odzwierciedlają także inicjatywy wydawnicze, które firmuje „Kronos” (formalnie: Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego). W kilku seriach wydawniczych udostępnia on polskim czytelnikom prace możliwie wyrazistych myślicieli reprezentujących różne opcje (polityczne, światopoglądowe), którzy dotychczas często słabo byli obecni w polskim życiu intelektualnym. Ważna pozycja, jaką w nim zajął „Kronos”, jest wynikiem zdolności do ukazywania pewnych zagadnień jako ważnych dla każdego, kto pretenduje do czynnego uczestnictwa w tym życiu. Czy można zatem ekscytować się wydaniem kolejnego podręcznika syntetyzującego wiedzę z zakresu jakiejś subdyscypliny filozofii? Kronosowy sposób uprawiania filozofii sprawia, że można.

Mamy do czynienia z kolejnym etapem kreowania pewnej legendy. Najpierw w 2010 roku wydano polskie tłumaczenie Historii filozofii politycznej – zredagowanego przez Leo Straussa i Josepha Cropseya monumentalnego dzieła o światowej renomie, poszerzanego w miarę kolejnych wydań. Stojący za wydaniem recenzowanego tomu zamysł opiera się na niezwykle ciekawym pomyśle (i wyzwaniu): oto w Polsce dopisujemy Historię filozofii politycznej. Część drugą (dalej jako HFP2). Praca filozofów z Polski tyleż „podczepia się” pod markę poprzednika, co wzmaga nim zainteresowanie. HFP2 ma formułę suplementu, uzupełnienia względem „oryginału”, co daje się uzasadnić względami historycznymi i merytorycznymi; w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w świecie filozofii politycznej sporo się działo, poza tym wybór dokonany przez Straussa, Cropseya i ich współpracowników pomijał co najmniej kilka ważnych postaci. Stąd też w redagowanym przez Piotra Nowaka tomie pokaźna reprezentacja intelektualistów dwudziestowiecznych. Polscy autorzy nie polegają jedynie na sobie; do współpracy zaprosili również kilku współczesnych specjalistów z zagranicy, a także wykorzystali teksty klasyków (Allan Bloom, Alexandre Kojève, Emil Cioran czy sam Leo Strauss).

HFP2 jest w istocie litanią nazwisk1. Być może jest to symptom niemożności ucieczki od specyficznego, encyklopedycznego uprawiania filozofii (to, że politycznej, a nie jakiejś innej, nie ma tu żadnego znaczenia). Czy historię filozofii można by napisać inaczej? Inne ujęcie, polegające nie na chronologicznym zestawieniu nazwisk, lecz – na przykład – na prezentacji epok myślenia czy kolejno pojawiających się problemów i ich ewolucji, jest przecież możliwe. HFP2 oferuje niestety swoisty redukcjonizm; zgromadzone tu teksty w większości wywołują wrażenie, jakoby każdy z omawianych myślicieli przez całe życie myślał „jedną jedyną myśl”. Takie podejście zdaje się narzucać podręcznikowa forma.

Lista nazwisk jest długa i imponująca, ale… co właściwie kierowało ich doborem? Przeglądając spis treści zaczynamy się zastanawiać: dlaczego ten, a nie tamten? Brakuje takiego a takiego, takiej a takiej. Już na etapie pierwotnego oczarowania zawartością pojawia się i narasta w czytelniku nienasycenie; zdecydowanie, wypadałoby dopisać jeszcze choć kilka haseł… Ograniczając się do samego XX wieku: skoro jest Sigmund Freud, to dlaczego nie Jacques Lacan? Skoro Max Weber, to dlaczego nie Émile Durkheim? Skoro Władimir Iljicz Lenin, to dlaczego nie Rosa Luxemburg? Skoro Walter Benjamin, to dlaczego nie Theodor W. Adorno? Skoro Ernst Kantorowicz, to dlaczego nie Eric Voegelin? Skoro Ernst Jünger, to dlaczego nie Oswald Spengler? Skoro Nicolás Gómez Dávila, to dlaczego nie Erik von Kuehnelt-Leddin? Skoro John Rawls, to dlaczego nie Richard Rorty? Skoro René Girard, to dlaczego nie Arnold Gehlen? Skoro Jacques Derrida, to dlaczego nie Hans-Georg Gadamer? Skoro Józef Tischner, to dlaczego nie Jan Paweł II? Skoro Alain Badiou, to dlaczego nie Slavoj Žižek? Skoro Giorgio Agamben, to dlaczego nie Judith Butler (gdzie w ogóle podziały się teoretyczki feministyczne jako takie?)? Co z Pierre’em Bourdieu i Zygmuntem Baumanem, Michaelem Hardtem i Antonio Negrim, Bruno Latourem i Peterem Sloterdijkiem? Pomijając wymowny fakt, że – nie licząc Hannah Arendt i Simone Weil – mamy do czynienia z „wielką księgą białych mężczyzn”, to w zasadzie każde z pojawiających się w tomie nazwisk prowokuje pytanie o kogoś nieobecnego, jakże często równie ważnego i znanego, kogo można by dodać choćby celem uzupełnienia kontekstu. Jestem świadomy ogromu dokonanego przez redaktorów dzieła oraz tego, że usatysfakcjonowanie każdego wymagałoby wydania wielotomowej, liczącej tysiące stron serii. Choć tego typu uwagi można mnożyć, to, aby nie utonąć w abstrakcyjnych pretensjach i narzekaniach, postaram się doprecyzować swoje wątpliwości na kilku wybranych przykładach.

W niektórych przypadkach (György Lukács, Carl Schmitt) opisywanym postaciom przysługują po dwa teksty. W przypadku Lukácsa mamy do czynienia z dwoma – moim zdaniem świetnymi – tekstami Piotra Graczyka: nowym i starym. Pierwszy z nich ma charakter bardziej informacyjny, wprowadzający do tematu, z kolei drugi to quasi-biograficzny esej o mocnym wymiarze spekulatywnym. O ile się nie mylę, niniejszym został on opublikowany już po raz trzeci: najpierw pt. Lukács i pusty grób komunizmu w „Kronosie” (nr 4, 2010), a następnie – również pod tym samym tytułem – w zbiorze esejów Graczyka Maska i oko. Rozważania o tragedii, ironii i polityce (Warszawa 2013). Tekst ten oferuje świeże spojrzenie na sprawę komunizmu, niebanalnie podejmując problem jego aktualności i atrakcyjności. Graczykowi udał się niebywały „post-sekularny” pasaż, w którym – wydobywając eschatologiczną i etyczną motywację komunizmu – połączył rewolucyjny aktywizm z katolickim przywiązaniem do formy i zewnętrzności: „To jedyne lekarstwo, które dla nas widzę: musimy znowu chcieć zapaść na «katolicką chorobę», jaką był komunizm”2. To jedyna możliwa terapia, jaka wyłania się po przemyśleniu nie tylko Lukácsa, lecz także Heideggera, Wittgensteina, Lenina i Hegla.

Pewien problem dostrzegam w dwóch tekstach na temat Schmitta. Z jednej strony opublikowanie tu tekstów Leo Straussa i Heinricha Meiera to zasadne oddanie głosu odpowiednio jednemu z polemistów Schmitta oraz współczesnemu znawcy jego dzieła. Z drugiej strony jest to jednak swoisty unik. Można bowiem przypuszczać, że hipotetyczny tekst o Schmitcie napisany przez któregoś z autorów polskich wzbudziłby różnego rodzaju kontrowersje na lokalnym podwórku filozoficznym czy, szerzej, intelektualnym. (Co wszakże ciekawe, podobnej natury ewentualne zastrzeżenia nie przeszkodziły Piotrowi Nowakowi w obcesowym obejściu się z Giorgio Agambenem: charakteryzując figurę homo sacer, którą włoski filozof podpiera historycznymi przykładami uchodźstwa, Nowak dąży do przedstawienia własnego zdania na temat naszej współczesnej „kwestii migranckiej”. Wypowiada się przeciwko przyjmowaniu przybyszów, uzasadniając to osobliwą troską o ich przyszły los; przywołując Szoa, mówi niemalże wprost: lepiej tu nie przyjeżdżajcie, bo znając Europejczyków, to za jakiś czas was znienawidzą i w technicznie wyrafinowany sposób wymordują).

Największy jednak kłopot sprawia tekst Straussa: jest to jego krytyczna recenzja jednego z kolejno rewidowanych wydań Pojęcia polityczności Schmitta (oba teksty pochodzą z 1932 r.). Dodajmy, że był już publikowany w Schmittiańskim numerze „Kronosa” (nr 3, 2008). Było to dość dawno, tekst ten nie jest chyba zbyt znany ani szeroko dostępny. Trudno jednak uznać polemiczną recenzję jednego z tekstów Schmitta za reprezentatywne hasło czy też opracowanie o tej postaci (sytuację komplikuje okoliczność, iż recenzowane wydanie Pojęcia polityczności Schmitta było jedną z kilku zmienianych przez niego – w dużym stopniu z bieżących powodów politycznych – wersji tekstu). Po prostu ma zbyt ograniczony, zbyt lokalny i momentalny charakter. Podobnie z tekstem Meiera. Jest to rozdział wyjęty z jego książki Die Lehre Carl Schmitts. Vier Kapitel zur Unterscheidung Politischer Theologie und Politischer Philosophie (pierwsze wydanie Stuttgart/Weimar 1994). Ma wprawdzie syntetyczny, rzeczywiście „opracowaniowy” charakter, lecz czy właśnie fakt bycia wyjętym z książki nie czyni go swoiście ograniczonym, bo wyrwanym z kontekstu i przez to nie do końca reprezentatywnym? Sam w sobie wartościowy, dający jakieś pojęcie o cennej, a raczej nikle funkcjonującej w polskim obiegu książce; czy jednak nadaje się na coś w rodzaju hasła encyklopedycznego?

Podobne wątpliwości mogą pojawiać się podczas lektury HFP2 jeszcze kilka razy. Wydaje się, że wśród tego rodzaju przedruków dobrze broni się np. esej Alexandre’a Kojève’a o cesarzu-filozofie Julianie Apostacie. Dziwnie prezentują się za to rozważania Emila Ciorana o Josephie de Maistrze. Można uznać Ciorana za filozofa, zgoda, ale czy za autora kompetentnego w filozofii politycznej? Osobiście wątpię – co piszę jako sympatyk Ciorana, widzący go jednak w innym rejestrze filozofii. Co do de Maistre’a, to jest w Polsce kilku specjalistów od konserwatywnej/tradycjonalistycznej myśli (czy nawet „filozofii”) politycznej i naturalne wydawałoby się raczej zwrócenie się do któregoś z nich z prośbą o opracowanie o tym autorze (ewentualnie można by wykorzystać znany tekst autorstwa innego z bohaterów tomu, Joseph de Maistre i korzenie faszyzmu Isaiaha Berlina). W tym przypadku po raz kolejny najwyraźniej sprawdza się dictum redaktora Nowaka, iż „dobra literatura to zarazem dobra filozofia”3. Pojawienie się de Maistre’a w projektowanym jako kanoniczny szeregu filozofów po raz kolejny uruchamia problem wyboru. Sam de Maistre pozostaje znaczącym awatarem tradycji reakcyjnej, ale znów – po wyjęciu z pewnego kontekstu jego myśl staje się mało sensowna, niezbyt zrozumiała i trudno znaleźć płaszczyznę, na której można by połączyć go z innymi postaciami. W gruncie rzeczy swoistym zadaniem czytelniczym staje się wysnucie nici łączącej de Maistre’a ze Schmittem, który zwłaszcza w swoim wczesnym okresie inspirował się nim oraz innymi współczesnymi mu myślicielami kontrrewolucyjnymi – na przykład Louisem de Bonaldem – konkretnie w klarowaniu koncepcji teologii politycznej oraz decyzjonistycznego rdzenia polityczności. Następny w tym szeregu byłby również hołubiony przez Schmitta Hiszpan Juan Donoso Cortés…

Wydawanie pozycji typu Historii filozofii politycznej ma na celu „kanonizowanie” pewnej wiedzy. W składających się na tom hasłach utrwalona zostaje pewna dotychczasowa, stronnicza recepcja. Oczywiście, po całym tomie nie można oczekiwać jakiejś spójnej, jednolitej linii interpretacyjnej. Nie miałoby to sensu i prawdopodobnie rozmijałoby się z ideą przedsięwzięcia. Dzieło autorów zebranych przez Piotra Nowaka stanowi jednak – przynajmniej w zamyśle redakcji – pewien okrzepnięty blok, pomnik pozostawiony przyszłości. Będzie on pierwszym miejscem, do którego zajrzą liczni wykładowcy, studenci i inni polscy czytelnicy poszukujący orientacji w historii filozofii politycznej. To ten zbiór określi ich perspektywę, ukształtuje wiedzę adeptów dziedziny. Symptomatyczne, że autorami niektórych z haseł nie zawsze są badacze uważani za specjalistów od danych myślicieli (na przykład Piotr Nowak nie jest „agambenologiem”). Wydaje się, że zyskali tym samym okazję do „podczepienia się” pod związane z poszczególnymi postaciami kontrowersyjne tematy i wyartykułowania własnych stanowisk.

Bywa jednak i inaczej. Weźmy hasło Piotra Graczyka o Nicolásie Gómezie Dávili. Jest to postać, której zdecydowanie na próżno szukać w dyskusjach filozoficzno-politycznych. Z eseju Graczyka trudno też dowiedzieć się czegoś o ideowym czy intelektualnym usytuowaniu kolumbijskiego reakcjonisty; oferuje on nam raczej wyprofilowaną interpretację pewnego aspektu myśli tudzież twórczości obranego bohatera (nie mówię, że to źle, zwracam tylko uwagę na specyficzność ujęcia). Gómez Dávila to pisarz – autor szczególnego rodzaju „scholiów” – bardzo niszowy; w Polsce popularny jest w niektórych kręgach konserwatywnych, tradycjonalistycznych. Uważał się za „ostatniego autentycznego reakcjonistę”, głosił sojusz wiary ze sceptycyzmem. Jego teksty oraz opracowania na jego temat są raczej trudno dostępne i trudno przewidzieć, jak z ową dostępnością będzie w przyszłości. Jest to autor, o którym nie tylko mało kto słyszał, lecz także mało kto ma do powiedzenia o nim coś sensownego; większość z tej niewielkiej liczby jego czytelników jest zdolna wygłosić na jego temat co najwyżej pewne opinie. Wysoce oryginalny i przenikliwy, ale też butny i beznadziejnie zamknięty, wręcz „opancerzony”, Gómez Dávila nie był filozofem akademickim, lecz wycofanym mędrcem spoglądającym na świat z położonej na wysokościach, niemalże niedostępnej wieży wzgardy (chociaż przez znaczną część życia mieszkał w samej stolicy Kolumbii, Bogocie). Wiąże się z tym charakter jego dzieła; nie pretendował on w ogóle do utworzenia jakiegokolwiek systemu, jego twórczość ma formę fragmentu (najprościej mówiąc, nazwalibyśmy go autorem aforyzmów, przeciw czemu on sam mocno by zaoponował). Mamy więc kogoś, kto w świecie filozoficznym de facto nie istnieje. A jednak Piotr Graczyk postanowił Gómeza Dávilę „kanonizować”, popełniając o nim zachęcający swoją enigmatycznością esej. Jest w tym coś problematycznego pod względem metody; wydaje się bowiem, że aby móc włączyć Gómeza Dávilę do dyskursu filozoficznego, potrzeba czegoś bardziej całościowego i wielowymiarowego. Pisarstwo Gómeza Dávili jest polityczne par excellence, jednakże pozbawione kontekstu zapewne trafi w próżnię.

Minusem publikacji jest lakoniczność wstępu autorstwa Piotra Nowaka, który określa odbiór całości. Zawiera on raczej meandryczne uwagi, obserwacje i przemyślenia o istocie polityki, jej przekształceniach w nowoczesnym świecie, a wreszcie i o swoistej „recydywie” specyficznego sposobu myślenia, jakim jest teologia polityczna. Badacz ten jedynie ogólnikowo uzasadnia (w mało precyzyjnym nawiązaniu do wywołanego chwilę wcześniej problemu teologii politycznej) wydanie tomu:

[icon]brook-icon-quotes-left[/icon]Stanowi [HFP2] raczej swego rodzaju suplement podręcznika pod redakcją Leo Straussa i Josepha Cropseya, który ukazał się po polsku sześć lat temu, i który, jako żywo, nie miał nic wspólnego z teologią, bardzo wiele zaś – z filozofią i polityką. Historia filozofii politycznej. Część druga próbuje wypełnić naturalne braki i zaniechania pojawiające się w podręczniku pomienionych redaktorów. Czytelnik znajdzie w niej wiadomości na temat autorów, których Strauss z Cropseyem nie objęli uwagą lub z różnych powodów nie mogli uwzględnić. Mam tu na myśli na przykład rówieśników Straussa albo osoby od niego młodsze, których ten siłą rzeczy nie mógł traktować jako klasyków dwudziestowiecznej myśli politycznej; albo też filozofów polskich, którzy szczególnie ważni są dla nas, lecz niekoniecznie dla redaktorów wydania amerykańskiego. Hasła umieszczone w tym tomie dostarczają więc potrzebnych informacji o tym, czym dana osoba zasłużyła się w dziedzinie szeroko pojętej filozofii politycznej, co w niej takiego zmieniła, jaki język zaproponowała do opisu starych jak świat kategorii politycznych – wolności, sprawiedliwości, władzy oraz ich relacji do filozofii4.

To wszystko. Można odnieść wrażenie, że nie wykorzystano okazji, aby zaprezentować bardziej szczegółową opowieść o kulisach montowania tomu oraz intencjach i zamiarach stojących za samą inicjatywą. Tymczasem napisana przez tego samego autora przedmowa do „oryginalnej” Historii filozofii politycznej jest znacznie dłuższa (58 stron wobec 11 w HFP2) oraz zawiera rozbudowane rozważania o pojęciu filozofii politycznej, historycznych przemianach, jakim podlegała, a także o samym Straussie, jego metodzie oraz znaczeniu dla dyscypliny. Tu tego brakuje. Być może podejrzewano, że treść tomu przemówi sama za siebie, że – przynajmniej w momencie wydania – jakaś własna opowieść założycielska jest zbędna. Być może środowisko „Kronosa” liczy na wywołanie szerszej dyskusji, w toku której będzie stopniowo odsłaniać swoje racje. Książka z pewnością ma istotny ciężar merytoryczny i jej wydanie mogło zostać pomyślane jako swoiste uderzenie, mające osłabić – m.in. dzięki nawiązaniu do renomowanej marki – znaczenie innych konkurencyjnych tytułów. Niewykluczone, że HFP2 obrośnie jakąś środowiskową legendą, jednakże w obecnej chwili trudno przewidzieć jej choćby przybliżony kształt i los. Każdy z czytelników, nie dysponując żadną instrukcją obsługi, na własną rękę będzie musiał rozprawiać się z tą ponad tysiącstustronową księgą.

  1. Zob. dostępny online spis treści: http://www.kronos.org.pl/pliki/file/Historia_filozofii_politycznej_czesc_druga-spis%20tresci.pdf (dostęp 04.06.2016).
  2. P. Graczyk, György Lukács II, w: Historia filozofii politycznej. Część druga, red. P. Nowak, Warszawa 2016, s. 589.
  3. P. Nowak, Wstęp, w: Historia filozofii politycznej. Część druga, s. 14.
  4. Tamże, s. 13-14.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *