Czym jest kolonializm?

Pisanie o kolonializmie, jak i w ogóle relacjach – czy to historycznych, czy współczesnych – między Europą a Afryką, zawsze przychodzi mi z trudem. Generuje niezliczone wątpliwości. Z jakiej bowiem perspektywy powinienem mówić? Jaką pozycję zająć? A może prześlizgiwać się z jednej w drugą? Cóż – nie ma na to dobrej odpowiedzi. Oczywiście, perspektywa europejska wydaje się być lepiej przeze mnie poznana, wszak uczyłem się w polskich szkołach, z podręczników historii, w których dopiero kolonializm naznaczył Murzyna – a przez to również Afrykę – jak to określiła Angela Davis, chwalebnym piętnem cywilizacji1. Ale przecież nie mogę udawać, że moi dziadkowie i pradziadkowie nie urodzili się pod butem kolonizatorów. Próba ucieczki przed tym faktem byłaby śmieszna i godna pożałowania. Druga wątpliwość jest natury, można powiedzieć, metodologicznej. Czy o kolonializmie powinniśmy mówić w perspektywie historiograficznej? Politologicznej? Socjologicznej? Ekonomicznej? Kulturowej? Która będzie najwłaściwsza? Czy doświadczenie, zwłaszcza tak trudne i bolesne, można w ogóle sprowadzić do jakiejś dziedziny nauki bądź pewnej wiedzy? Czy cierpienie da się wtłoczyć w sztywne ramy falsyfikacji i uteoretycznienia, zamknąć je w kilku eleganckich, mądrze brzmiących zdaniach? W jaki sposób możliwe jest opowiedzenie tej niewypowiedzianej zbrodni?

Można by powiedzieć, że to niepotrzebne mnożenie problemów. Jednak – by sięgnąć po stary, sprawdzony komunał – spojrzenie wytwarza własny przedmiot. Oczywiście, najprostszym rozwiązaniem byłoby skupienie się na możliwych interpretacjach terminu „kolonializm” – jednak wydaje się to pustą grą językową. Nie jestem wcale pewien, że ich przedstawienie pozwoliłoby na lepsze zrozumienie pojęcia kolonializmu. Każda perspektywa metodologiczna pozostaje bezosobowa i w tej bezosobowości – niepełna. Zwłaszcza jeśli chcielibyśmy przyjrzeć się kolonializmowi z punktu widzenia filozofii – istnieje wtedy niebezpieczeństwo, że przyjmiemy jej odpowiedzialność „za awatary, wysublimowane bądź ohydne, za politykę wieku”, a co za tym idzie – uznamy, że „istnieje jakiś duch epoki, esencjonalna determinacja”2. W pewnym sensie kolonializm należy do odrębnego porządku myślenia – co nie oznacza wcale, że nie jest on do pomyślenia3.

Postanowiłem więc zrewidować swoje pierwotne założenia. Zamiast przyjąć polityczno-filozoficzne źródła kolonializmu jako punkt wyjścia, postaram się zbadać odwrotną zależność, a więc kolonializm jako źródło polityczno-filozoficznych nurtów, które go usprawiedliwiają. Z tego punktu widzenia stworzenie społeczeństwa (a zarazem logiki, czy też filozofii) nienawiści nie było potrzebne – i to nie ze względów moralnych czy politycznych, lecz dlatego, że istniało ono od zawsze. Potrzeba podboju i panowania nad Innym stała się gliną, z której ulepiono horror zwany hucznie odkryciem Ameryki. Potraktowano to odkrycie bowiem jako sukces Europy: rozszerzenie świata, krzewienie europejskiej kultury i cywilizacji, niesienie Chrystusa poganom4.

2

Tak więc trzeba zaznaczyć, że początek kolonializmu i wydarzenie nazywane przez nas „odkryciem Ameryki” w dużej mierze się pokrywają. Europocentryczne kłamstwo, jakie sobie wmawiamy, ma za zadanie oddzielić myślenie kolonialne od jego efektów. Stanowi pierwszą racjonalizację, w jaką ubiera się w powszechnym dyskursie nienawiść. To właśnie kłamstwo zapoczątkowało kolonializm w formie, która z czasem miała okazać się jedną z największych – jeśli nie największą – zbrodnią w dziejach ludzkości. Tak też narodził się imperializm – w państwach Europy Zachodniej, takich jak Hiszpania czy Portugalia, rozbudziła się potrzeba, by zagarnąć nowe terytorium.

Narzędziem do osiągnięcia celu było uznanie rdzennych Amerykanów za dzikusów ze względu na odmienność ich zwyczajów od europejskich. Mechanizm – swoją drogą, całkiem naturalny – by postrzegać własne postępowanie jako normę, a odmienne – jako dewiację, stał się tu powodem do pogardzania i dehumanizowania. Jak pisze Kartezjusz: „Dobrze jest wiedzieć coś o obyczajach rozmaitych ludów, aby bardziej zdrowo sądzić o naszych i abyśmy nie myśleli, że wszystko, co jest przeciw naszym modłom, jest śmieszne i przeciw rozumowi, jak to mają zwyczaj mniemać ci, którzy nic nie widzieli”5.

Brak umiejętności spojrzenia na własne rytuały z perspektywy zewnętrznej, zauważenie, jak bardzo mogą być absurdalne dla postronnego obserwatora (jak choćby katolickie rytuały związane z Mszą) – oto, co doprowadziło do postawy stojącej u źródeł myślenia kolonialnego, a następnie do jej uprawomocnienia przez teologiczne i filozoficzne koncepcje. Z naszej perspektywy proces ten może wyglądać następująco: najpierw powstało uzasadnienie, a dopiero później w imię ideologii dokonywano przerażających zbrodni. Jednakże, jeśli uważnie przyjrzymy się historii, to zobaczymy, że najpierw Hiszpania i Portugalia zaczęły konkwistę, a dopiero później nadszedł Kartezjusz ze swoim filozoficznym podparciem6. Podobnie jest z chrześcijaństwem7: gdy wczytamy się w teksty Nowego Testamentu, to święty Paweł – choć w Liście do Filemona nie potępia wprost niewolnictwa – pozostaje dość krytyczny wobec stosunków panujących w ówczesnym społeczeństwie. Do Filemona, któremu uciekł niewolnik, pisze następująco: „Może bowiem po to oddalił się [niewolnik – Ch.K.] od ciebie na krótki czas, abyś odebrał go na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego”8. Z kolei w bodajże najbardziej równościowym fragmencie Biblii św. Paweł stwierdza: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”9.

To przykra konstatacja: filozofia może być uznana za wyraz ducha epoki (o ile coś takiego w ogóle istnieje) tylko o tyle, o ile jest jego wytworem. Dopiero z perspektywy pewnego oddalenia filozofia może właściwie odnieść się do konkretnych polityczno-społecznych zjawisk. Jak powiada Hegel: „[F]ilozofia przychodzi zawsze za późno (…) Kiedy filozofia o szarej godzinie maluje swój świt, wtedy pewne ukształtowanie życia już się zestarzało, a szarością o zmroku nie można niczego odmłodzić; można tylko coś poznać. Sowa Minerwy wylatuje dopiero z zapadającym zmierzchem”.10

3

Zauważmy, że „kolonializm” postrzegamy niemal wyłącznie jako zjawisko historyczne, zazwyczaj dotyczące relacji między krajem europejskim (kolonizatorem) a nieeuropejskim (kolonią). Co więcej, ogranicza się ono do nowożytności, czyli okresu rozpoczynającego się w momencie, kiedy Kolumb stanął na kontynencie amerykańskim. Podboje dokonywane przez Europejczyków na Europejczykach – takie jak choćby zabory – rzadko nazywane są „kolonizowaniem”. Jednocześnie, coraz częściej słychać w kręgach lewicowych, że należałoby rozszerzyć to pojęcie: niektórzy odnoszą je do historycznych relacji między Polską a Ukrainą czy też mówią o „dekolonizacji wewnątrz państwa” w kontekście klasowym bądź płciowym.

Trudno mi się zgodzić z taką perspektywą. Dynamika kolonializmu i dynamika relacji wewnątrzeuropejskich czy antagonizmów klasowych różnią się od siebie. Ich aspekty w wielu miejscach przeplatają się w sposób naturalny – ale czy naprawdę można je w prosty sposób ze sobą zestawiać?

Specyfika kolonialnego ucisku – podboje, wojny kolonialne ciągnące się od XV wieku aż do lat 70. ubiegłego stulecia, wyzysk, niewolnictwo i ludobójstwa – czyni go nie tylko zjawiskiem wyjątkowym w historii ludzkości, ale również ma zakorzenienie w pewnej specyficznej mentalności. Polityka rasy stała się, owszem, źródłem innych polityk dyskryminacyjnych – jednak próba uczynienia z niej (podobnie jak z rasizmu czy kolonializmu) parasola pojęciowego osłabia jej grozę. Być może to kontrowersyjne stanowisko, niemniej jednak nie sądzę, że można jakkolwiek porównywać sytuację Kongijczyków za czasów króla Leopolda II, gdy przeprowadzane było największe w dziejach świata ludobójstwo11, z sytuacją dziewiętnastowiecznych robotników europejskich. W wypadku kolonii ucisk ekonomiczny szedł w parze z politycznym, a ponadto nie istniała żadna możliwość osiągnięcia jakiegokolwiek awansu społecznego.

Krótko mówiąc: kolonializm jako metafora czy termin parasolowy w pewnym sensie oswaja grozę tego systemu.

4

Czym więc jest kolonializm?

Zaryzykuję stwierdzenie, że stanowił on system polityczno-ekonomiczny oparty na polityce rasy. Ze względu na terytorialne zakusy europejskich państw stworzono całe oprzyrządowanie polityczno-teoretyczne, a następnie także pseudonaukowe, które uzasadniało dominację. Jeśli kiedykolwiek w historii rozróżnienie na życie warte przeżycia i życie niewarte przeżycia przybrało boleśnie widzialną formę, to bez wątpienia miało to miejsce w epoce kolonializmu.

Operacja ta była obliczona na eksterminację niektórych populacji (jak np. rdzennych Amerykanów) oraz wyzysk innych (np. Afrykańczyków). Kiedy już jednak nie można było otwarcie dokonywać rzezi, gdyż rozwój społeczeństwa doprowadził do przyjęcia – przynajmniej w teorii – konwencji i ustaw o powszechnych prawach człowieka, zaczęto stosować inne praktyki. Jedną z nich opisała Joanna Gierak-Onoszko w „27 śmierciach Tobyego Obeda” – polegała ona na tworzeniu specjalnych szkół dla rdzennych mieszkańców danego terytorium, w których mieli oni zostać wykorzenieni z własnej kultury i przyjąć przemocą narzucaną im kulturę kolonizatora.

Rasizm i jego córki – rasa i polityka rasy – szły pod rękę z imperializmem, który z czasem zaczął stroić się w pióra demokracji. Wojna o niepodległość Algierii miała przecież miejsce już po II wojnie światowej, gdy pamięć o bestialstwie Holocaustu była żywa niczym koszmar, z którego dopiero co się obudziliśmy, a Francja – przynajmniej teoretycznie – była demokratycznym, nowoczesnym państwem.

Echo kolonializmu słyszymy po dziś dzień – wystarczy spojrzeć na ostatnie wydarzenia w Nigrze. Wciąż żywa nienawiść do kolonizatorów pcha Nigerczyków w ręce Putina. To jednak jest temat na zupełnie inny esej.

5

Dzisiaj kolonializm zdaje się być potępiany przez większość społeczeństwa. Mimo to dalej kultywujemy mity: o Kolumbie-odkrywcy, o odkryciu Ameryki, o niesieniu chrześcijaństwa pogańskim ludom całego świata, o wypełnianiu nakazu Chrystusa, by głosić Ewangelię wszystkim narodom12. Dalej w naszej zbiorowej pamięci żywa jest romantyczna wizja, w której biała cywilizacja rozszerza się tak, by objąć większość świata. Wyspę Gorée wciąż jednak spowija mrok13.

Zdaję sobie sprawę, że ten krótki esej może wydawać się chaotyczny, nieco szalony, pisany drżącymi rękoma z zamglonym umysłem. Jednak – jak zaznaczyłem na początku – to przypadłość, która dopada mnie zawsze, gdy zabieram głos w sprawie Afryki.

Cień kolonializmu, który idzie za nami krok w krok, jest przerażający. Nowy loch, zwany neokolonializmem, ma jeszcze grubsze mury, jeszcze trwalsze kraty. Wciąż dźwięczą kajdany, w które zostali zakuci Afrykańczycy. Nasza przeszłość jest mroczna, a nasza przyszłość – ponura.

W tym wszystkim odnajduję jednak pocieszenie. James Baldwin, przed sześćdziesięciu laty, tak pisał do swojego bratanka: „Właśnie wtedy, gdy myślałem, że jestem stracony, mój loch zadrżał, a mój łańcuch – spadł”14.

  1. Zob. A.Y. Davis, Kobiety, rasa, klasa, przeł. D. Żukowski, posł. M. Fidelis, Karakter, Kraków 2022, s. 5.
  2. A. Badiou, Manifesty dla filozofii, tłum. A. Wasilewski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2015, s. 17.
  3. Tamże.
  4. Ch. Kobluk, Zapiski czarnego Polaka, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2022, s. 102–3.
  5. Kartezjusz, Rozprawa o metodzie, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, dostęp: [1.10.2023]. https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rozprawa-o-metodzie.html.
  6. Odnoszę się tu do koncepcji, według której myśl Kartezjusza, inaugurująca nowożytną filozofię, była intelektualną podstawą imperialistycznych, kolonialnych i rasistowskich polityk stosowanych przez państwa europejskie przez wieki. Niemniej jednak trzeba również pamiętać, że to właśnie Kartezjańskie cogito, jako „pusty” podmiot myślący, stanowi jedno z najlepszych uzasadnień dla idei równości.
  7. Oczywiście, ze względu na niejasność wielu biblijnych fragmentów i mnogość interpretacji, trudno jest mówić o jednoznacznym teologicznym koncepcie dotyczącym kolonializmu czy imperializmu. Trzeba również wziąć pod uwagę, że w czasach biblijnych zapewne nikt nie mógł sobie nawet wyobrazić całej machiny kolonialnej.
  8. Flm 1, 15–6. Wszystkie cytaty z Biblii pochodzą z Biblii Tysiąclecia (Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, wyd. 3 popr., Pallottinum, Poznań 1998).
  9. Ga 3, 28.
  10. G.W.F. Hegel, Zasady filozofii prawa, tłum. A. Landman, Wydawnictwo PWN, Warszawa 1969, s. 21.
  11. Według ostrożnych szacunków zginęło wówczas 10 milionów ludzi.
  12. Ch. Kobluk, Zapiski…, ss. 101–6.
  13. Wyspa Gorée położona u wybrzeży Dakaru była jedną z baz transatlantyckiego handlu niewolnikami od XVI wieku i stanowi symbol tej barbarzyńskiej praktyki.
  14.  J. Baldwin, The Fire Next Time, Michael Joseph Ltd., London 1963, s. 21. Tłumaczenie moje – Ch.K.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *