Każdy tekst o reportażu Remigiusza Ryzińskiego Foucault w Warszawie1 zawiera co najmniej jedno zdanie o tym, że książka mogłaby nie powstać; że historia francuskiego filozofa w Warszawie jest rozmyta; postać Michela Foucaulta jest jak widmo i z rzadka, wyłaniająca się wątła postać o niewyraźnych konturach, która jednak zaraz ginie w opowieści tych, którzy byli świadkami jego obecności. Książka ta faktycznie mogłaby się nie pojawić. Więcej, książka ta nie powinna w ogóle się pojawić.
[I]ls sont toujours là, les spectres, même s’ils n’existent pas,
même s’ils ne sont plus, même s’ils ne sont pas encore…
[W]idma są bowiem […] zawsze tutaj, nawet jeśli nie istnieją,
nawet jeśli już ich nie ma, nawet jeśli jeszcze ich nie ma…
– J. Derrida, Widma Marksa
W czerwcu tego roku, nakładem wydawnictwa Karakter, ukazała się książka Olgi Drendy pt. Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w czasach transformacji. Jest to antropologiczne świadectwo czasu przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Autorka – dziennikarka, tłumaczka oraz absolwentka etnologii i antropologii kultury – w sposób interesujący łączy narrację na temat jego kulturowych aspektów z bogatym materiałem zdjęciowym z epoki.
Takiego paradygmatycznego mitu Kołakowski doszukuje się w chrześcijaństwie jako pewnej szczególnej formie religii. Oczywiście zrazu Kołakowski – jako kapłan marksizmu i błazen religii – traktował tę ostatnią jako iluzoryczną kompensację alienujących człowieka względem świata i jego samego stosunków społecznych (podziału pracy i kapitału). Później jednakże, w okresie rewizjonistycznym, krytykując marksizm jako próbę ubóstwienia człowieka i jednoczesnego wyzwolenia ludzkości od religii, doszedł do uznania jej za “najlepszą możliwą terapię nieuleczalnych dolegliwości istnienia”1.
Sześćdziesiąta rocznica powstania Pałacu Kultury i Nauki sprowokowała szereg nowych publikacji na temat socrealistycznego daru ZSRR dla Polski.